ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Simon And Garfunkel ─ Bookends w serwisie ArtRock.pl

Simon And Garfunkel — Bookends

 
wydawnictwo: Columbia 1968
 
Bookends Theme (Instrumental) [0:32]; Save the Life of My Child [2:49]; America [3:34]; Overs [2:14]; Voices Of Old People [2:09]; Old Friends [2:36]; Bookends [1:16]; Fakin’ it [3:14]; Punky’s Dilemma [2:10]; Mrs Robinson [4:02]; A Hazy Shade Of Winter [2:17]; At The ZOO [2:11]
 
Całkowity czas: 29:13
skład:
Art Garfunkel - voc/ Paul Simon – g, voc/ Hal Blaine – dr, perc/ Joe Osborn – bg/ Larry Knechtel – p,k
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,6

Łącznie 9, ocena: Arcydzieło.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
08.11.2008
(Gość)

Simon And Garfunkel — Bookends

Hasło “Simon & Garfunkel” budzi najczęściej określony zestaw skojarzeń. Śpiewane dwugłosem spokojne, delikatne ballady, zbliżone częstokroć bardziej do folku niż do rocka, nieco przygaszone i zwiewne. I oczywiście wielki, katowany przez wszystkie rozgłośnie hit w postaci “Sounds of Silence”. Tej historii nie ma co pisać od nowa – umówmy się, Paul Simon i Art. Garfunkel nigdy nie byli ani hałaśliwymi deathmetalowcami ani bujającymi w progresywnych obłokach wirtuozami. Byli tym, kim są i pozostaną zapamiętani – wybitnymi twórcami (szczególnie, rzecz jasna, Paul Simon, autor praktycznie całego repertuaru duetu) i odtwórcami skromnych, akustycznych utworów o przepięknych melodiach i niezapomnianej atmosferze. W swoim gatunku wyznaczyli swoisty kanon, bo któż nie zna, prócz wspomnianych “Dźwięków Ciszy”, takich kompozycji jak “Mrs Robinson” czy “El Condor Pasa” czy “Bridge Over Troubled Water”? Niektórzy pewnie skrzywią się nieco – takie to wszystko mało porywające, spokojne, te pluszowe głosiki i falseciki Garfunkela…inni zaś zobaczą w tych dwóch przyjaciołach z dzieciństwa spędzonego w Forest Hills mistrzów subtelności i klimatu. Ja z pewnością zaliczam się do tej drugiej grupy, a jako dzisiejsze danie główne proponuję ich czwartą płytę, zatytułowaną “Bookends” z 1968r. Płytę jednocześnie zachowującą charakterystyczny, akustyczny czy wręcz ascetyczny styl zespołu, a jednocześnie bogatą w brzmienia, znaczenia i eksperymenty.

“Bookend” nie ma chyba w języku polskim rozsądnego odpowiednika. Literalnie słowo oznacza to podpórkę, która uniemożliwia stojącym na półce książkom przewrócenie się. Mało rock and rollowy tytuł? Jak najbardziej! Wskazuje on w jakich warunkach należy słuchać płyty – w domu, w wyciszeniu i spokoju. . Można by rzec – intelektualnie. To żadna kpina, w końcu Paula Simona bez wahania można zaliczyć do tych artystów, którzy swoją twórczością chcą nam coś przekazać i czegoś nas nauczyć, a teksty przez niego pisane doskonale uzupełniają muzykę, którą komponował.

Zaczyna się delikatnie, krótką introdukcją na gitarze akustycznej. To raczej tylko wprowadzenie w nastrój albumu, zaproszenie do półmrocznej i nieco zakurzonej biblioteki pełnej książek z opowieściami. Otwieramy pierwszą z nich zatytułowaną “Save The Life Of My Child” i – jakież zaskoczenie! To na pewno płyta Simona i Garfunkela? Nagłe uderzenie przybrudzonego syntezatora, tekst wykonany w sposób przypominający słuchowisko radiowe, przebijające się z tła żeńskie wokalizy. Pozorny chaos i brak wyrazistej melodii – nie do tego nas panowie przyzwyczaili. Co nie znaczy, że jest źle, “niewłaściwie”. Wręcz przeciwnie, ta surrealistyczny i wręcz progresywny kolaż przyciąga uwagę i obiecuje, że nudno na pewno nie będzie. To wrażenie tylko potwierdza następująca dalej “America”, jeden z najwspanialszych punktów płyty i całej kariery duetu. Historia dwojga naiwnych, młodych intelektualistów przemierzających Amerykę w poszukiwaniu jej duszy, raz poetycka, raz dosadnie prozaiczna (Toss me a cigarette/I think there’s one in my raincoat) okraszona przepiękną melodią, wspaniałymi głosami obu wokalistów i elektryzującym finałem – niezwykły utwór. Może Tom Waits uśmiałby się z tej wizji swojego kraju jako zbyt grzecznej...ale nie myślmy teraz o tym, chodźmy liczyć samochody pędzące autostradą w New Jersey.

Zaburzając układ ścieżek na płycie, podejdźmy następnie do innej półki i sięgnijmy po wolumin zatytułowany “A Hazy Shade Of Winter”. Rzecz może jeszcze lepsza od “Ameryki”. W warstwie muzycznej utwór ten pokazuje, że żeby stworzyć ponadczasowy riff wcale nie potrzeba gitary elektrycznej – wystarczy stare dobre pudło z otworem rezonansowym. Dodajmy do tego świetny rytm i w genialnie przemyślany sposób puentujące tekst (Hear the Salvation Army band) dęciaki oraz wokale, jednocześnie słodkie i zjadliwe. Nie wiem, jak oni to zrobili, ale udało im się. A jeśli dodamy do tego jeszcze poetycki tekst zawierający refleksję o przemijaniu – mamy kolejne arcydzieło. W tej samej lidze gra również oczywiście “Mrs Robinson”. Jakkolwiek kawałek ten, rozsławiony również przez film “Absolwent” z Dustinem Hoffmanem w roli głównej, zabiło częste odtwarzanie w radiu, to jeśli słuchać go wraz z całością płyty, wraca jego świeżość i ponadczasowość. Kolejny raz śledzi się melodię, wokalne zmiany klimatu kołaczące się od ironii do nostalgii i tekst, o którym z pewnością dałoby się stworzyć literacki esej. A żeby jeszcze dobić – w absolutnie pozytywnym znaczeniu – słuchacza, Tom i Jerry (pod takimi pseudonimami panowie występowali pod koniec lat 50) proponują mu “At The Zoo”. Za skoczną, przywodzącą na myśl letni festyn melodyjką, Simon schował kolejną tekstową perełkę, niezwykle trudną w interpretacji, bo cóż miałaby oznaczać linijka Zebras are reactionaries/Antilopes are missionaries bądź Orangutans are scepticular about changes in their cages. Wątki orwellowskie? Czemu nie, w końcu jesteśmy w bibliotece.

Oczywiście, biblioteka to w pewnym stopniu tylko wygodna metafora na użytek tej recenzji. Simon nie byłby sobą, gdyby podpórki na książki miałyby oznaczać tylko podpórki na książki. W zaaranżowanym tylko na głos i gitarę akustyczną “Old Friends” słyszymy: Old friends/Sat on their park bench like bookends. Gdyby w tamtych czasach kręcono wideoklipy prawdopodobnie zobaczylibyśmy urokliwy obrazek dwojga staruszków w jesiennym parku, pełnych wzajemnego ciepła i wsparcia. I pewnie o to właśnie chodziło autorowi, o szukanie sobie w życiu takiej właśnie “podpórki”, gdy przeminą szaleństwa młodości a przed oczami pojawi się “mglisty cień zimy”…o nieprzemijalność pośród przemijalności. Jako autor metafory, Simon trafił w samo sedno.

Prócz tego, mamy tu jeszcze beatlesowskie w duchu “Fakin’ it” z bogatym tłem sekcji dętej, ascetyczne miniaturki “Overs” i “Bookends” oraz urocze, bezpretensjonalne “Punky’s Dilemma”. Kolejnym zaś elementem wzbogacającym album jest “Voices Of Old People” – zbiór nagranych przez Garfunkela wypowiedzi pensjonariuszy domów spokojnej starości w Nowym Jorku i Los Angeles. Pojawia się niespodziewanie, zaskakuje i doskonale wprowadza w następujące po nim “Old Friends”.

Cały album utrzymany jest w pewnym określonym klimacie, dość trudnym do uchwycenia. Jest pełen smaczków i niespodzianek - posłuchajmy chociażby, jak fantastyczny efekt daje przywołanie, niczym z megafonu na stacji metra (w końcu Words of prophets are written on subway walls) początku “Sounds Of Silence” w “Save The Life Of My Child”. Z drugiej jednak strony – płytą rządzi kilkakrotnie wspomniana już asceza. W bibliotece i pośród starych przyjaciół nie może być zbyt jazgotliwie. Ton nadaje więc akustyczna gitara, panuje spokój (co nie oznacza jednak braku emocji!) i niespieszne tempo. Dlatego też, płyta nie oszałamia za pierwszym przesłuchaniem. Gdyby uciec się do porównań wizualnych, kojarzyć się może z nieco przyszarzałymi, starymi fotografiami. Nie olśniewa rozmachem produkcji, nie pozostawia słuchacza w oniemieniu, nie wali obuchem po uszach. Na dodatek, nie trwa nawet 30 minut a długość większości kompozycji oscyluje wokół 2 minut. Do “Bookends” trzeba docierać powoli, poznając i smakując. Choć, nie da się ukryć, że takie utwory jak “America” czy “A Hazy Shade Of Winter” poruszą każdego, komu nie obce jest elementarne wyczucie piękna.

 


 

Dodatkowe utwory na edycji CD: You Don’t Know Where You Interest Lies [2:19]; Old Friends (Demo)
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.