Tak się dziwnie składa, że ostatnimi czasy obserwuje się zalew bandów przynależnych death’owej odmianie „progresywnego łomotu”, szczególnie pochodzących z lodowatej Skandynawii. Osobiście nie mam nic przeciwko temu. Są to ciekawe propozycje rozciągnięte pomiędzy biegunami technicznej ekwilibrystyki i stylistyki wręcz art-rockowej. Jakoś zawsze zastanawiałem się dlaczego wielce popularny w latach osiemdziesiątych konkurujący z death metalem thrash nie ewoluował w kierunku progresywnym. Owszem pojawiały się tu i ówdzie zespoły budzące nadzieje na rozwój gatunku ale były to tylko niemrawe i niekoniecznie bliskie stylistyce thrashowej propozycje. Tym bardziej ucieszyło mnie zaistnienie na progresywnym rynku kapeli łączącej tęsknoty za złotą epoką thrashu z progresywnymi ambicjami. Oczywiście chodzi o pochodzący ze słonecznego Los Angeles kwartet Prototype.
Początki Prototype sięgają roku 1994, kiedy to byli gitarzyści kapeli Psychosis Kragen Lum i Vince Levalois postanowili wyzwolić się z skostniałego, thrashowego zaszufladkowania. Po dokooptowaniu basisty Kirka Scherera i utalentowanego perkusisty Pata Magratha (byłego pałkera Killing Culture uhonorowanego przez magazyn Modern Drummer) zespół nagrał m.in. dwie EPki „Seed” i „Cloned”, które to zostały dość entuzjastycznie przyjęte przez media. Aż osiem długich lat Prototype musiało czekać na swój pierwszy, pełno wymiarowy album „Trinity”. Myślę, że dobrze się stało. Kapela nabrała doświadczenia, okrzepła i doczekała się tzw.”muzycznego charakteru” na niełatwej drodze mariażu thrashu z progresją:-)
Nie będę ukrywał, że większość z Was po usłyszeniu pierwszych taktów „Trinity” wykrzyknie METALLICA !. Zgadza się. Brzmienie zespołu oraz wokal Vince Levaloisa niechybnie przypominają stare dobre czasy płyt „Ride the Lighting” i „Master of Puppets”. Należy tu natychmiast dodać, że Prototype na Metallicowym szkielecie stara się wznosić konstrukcje przypominającą estetykę progmetalową okraszoną sporą dawką technicznych akrobacji. Otwierające album „Live a Lie” i „Pure” rażą wręcz energią i desperacją. Nie bez przyczyny muzykę Prototype określa się jako „agressive progressive melodic thrash metal”. Od niesamowitego tracku „Utopia” zaczynają się już typowo progresywne wibracje oparte na starej, wypróbowanej zasadzie kontrastu melancholii i ostrego „przyłożenia”. Dalej następuje najlepszy moim zdaniem kawałek na płycie, tytułowy „Trinity”. Kontynuując wątek Metallica’i nie zdziwiłbym się gdyby „Trinity” znalazł się na kultowym „Ride the Lighting”. Kawałek ten ma rzadką zdolność absorbowania uwagi słuchacza i zmusza wręcz do kolejnych odsłuchów. Dalej również nie jest źle. „Shine” czy też „My Breeze” skutecznie bombardują nasze zmysły powodując trwałe uzależnienie od ostrych thrashowych riffów i kanonad perkusyjnych. Kolejny kawałek „Dead of Jerocho” znowu razi nas niesamowitymi energetycznymi rozwiązaniami. I znowu zostajemy ogarnięci nachalnymi skojarzeniami z Metallicą. W tym momencie nasuwa się refleksja, a raczej żal, że Metallica nie wybrała drogi jaką podąża Prototype. Przecież po płycie „..and Justice for All” aż się prosiło aby wpleść w muzykę kolejne ambitne rozwiązania. Ale cóż. Stało się inaczej. Po raz kolejny zwyciężył wszechpotężny potwór zwany „komercją” posiadający w swoim przepastnym żołądku nie jeden obiecujący band:-( Kolejnym numerem na „Trinity” jest „I know You”, numer akustyczny będący idealną chwilą wytchnienia w morderczej thrashowej jeździe. Zamykające album „Mind in Motion” i „Relativity” są typowym postawieniem kropki nad „i”. Idealna synteza rozpasanego thrasu, progresji i techniki. Cudo! Jak to bywa z dobrymi albumami po wybrzmieniu ostatnich taktów muzyki mamy wrażenie olbrzymiego niedosytu. Może dlatego, że zostaliśmy przyzwyczajeni do dłuższych wydawnictw, a „Trinity” ma „tylko” 43 minuty.
Jak to zwykle bywa po peanach czas na kroplę goryczy. Olbrzymią wadą „Trinity” jest moim zdaniem zbyt małe urozmaicenie partii wokalnych. Po pierwszych odsłuchach ma się wrażenie, że pan Levalois śpiewa ciągle ten sam kawałek. Hmmmmm....niby spaja to album ale....................:-(
Kończąc chciałbym polecić z całego serca muzykę amerykańskiego kwartetu Prototype adresując ją szczególnie do tzw.”dorosłej młodzieży” znakomicie pamiętającej złote, tharashowe lata osiemdziesiąte.......