Brzmienie recenzowanej EPki pozwala także dostrzec fascynacje jazzem (dwóch gościnnie biorących udział w nagraniu materiału muzyków gra na trąbkach, a jeden na saksofonie – i bynajmniej nie odgrywają oni drugoplanowych ról) oraz muzyką klubową.
Cały ten miks brzmi bardzo psychodelicznie. Podejrzewam, że Norwedzy nasłuchali się starszych płyt Porcupine Tree, z Voyage 34 na czele. Essence Of A Session gra instrumentalnie, ale brak wokalu rekompensowany jest najróżniejszymi odgłosami wyłaniającymi się gdzieś z oddali i dodającymi muzyce nierzadko jeszcze mroczniejszego wymiaru.
Na EPce znalazły się trzy kompozycje. Nightcap to kilka minut psychodelicznej muzyki. Dużo zmian tempa, trochę jazzowego klimatu i bardzo miło pobrzmiewający w tle bas. Czuć ze muzycy Essence… lubią improwizować. Aftermath jest nieco mniej dynamiczny, bardziej nastrojowy. Przyspiesza nieco po 4 minutach za sprawą ładnej gitarowej partii. W środkowej fazie zaskakuje też melorecytacją w stylu „rap”. Ostatnia kompozycja, Moments of delusional paranoia jest najbardziej różnorodna. Muzycy świetnie podnoszą i obniżają napięcie, mrocznego klimatu nadają pojawiające się od czasu do czasu, przepełnione złośliwością, krzyki.
Spotkanie z Essence Of A Session trwa krótko, ale jest naprawdę ciekawe. Bardzo świeży, zagrany z werwą materiał. W postaci „materialnej” płyta jest raczej trudna do zdobycia, ale kilku kompozycji Norwegów posłuchać można za pośrednictwem ich strony myspace: http://profile.myspace.com/essenceofasession . Poznać tą muzykę, w taki czy inny sposób, naprawdę warto. Ciekawe kiedy ukaże się debiutancka płyta… Czekamy.
P.S. Gwiazdek dla EPek jak zwykle nie przydzielam, ale to naprawdę udana pozycja.