01. Climate Change [06:07] 02. Home With Dead [03:43] 03. Drowing The Kittens [05:47] 04. Kissing Couples [04:58] 05. Unicorn Slaughterhouse [05:39] 06. Almost Right [05:33] 07. Palmcuts [04:50] 08. The Wake [03:37] 09. Valencia [06:17]
Całkowity czas: 45:26
skład:
Jiří Kučerovský - guitar, vocal; T. S. Otevřel - bass;
Lukáš Pavlík - drums
Pochądzące z czeskiego Brna, trio Anime wydało dwa lata temu swój drugi krążek. Zatytułowany CUTS, tak jak poprzedni (Sky Above The Wires) został wydany przez czeską wytwórnię, specjalizującą się z muzyce alternatywnej – RedBlack Productions. Album jest dostępny w Polsce dzięki ForeShadow. Trio, zmieniające się chwilami w kwartet prezentuje ciekawą alternatywną odmianę rocka. Album trwa czterdzieści pięć minut i jest to moim zdaniem zdecydowanie za krótko.
Już od pierwszego utworu Climate Change dostajemy potężną dawkę alternatywnego, lecz czystego i dopieszczonego grania, z elementami industrialu, psychodelii. Całość dobrze i równo nagrana, każdy instrument dobrze wyeksponowany. Ciekawie brzmiący wokal (jak w przypadku wielu zespołów, gdzie angielski jest drugim językiem) przede wszystkim ze względu na akcent. I to mi się naprawdę podoba, bo w przeciwieństwie do wielu obecnych na scenie brytyjskich zespołów, tekst jest dobrze i czysto zaśpiewany. Ładnie zagrana partia bębnów oraz gitar. Narastająca ściana dźwięku celnie przygważdża nas do ziemi pod sam koniec. Duży energetyczny kopniak na sam początek albumu.
Smutny trzeci utwór Drowing The Kittens przypomina mi troszeczkę Big Big Train a troszkę też nasz polski fenomenalny George Dorn Screams. Bardzo, bardzo mi się spodobał. Świetna aranżacja, wyczucie tempa, nastrój i bardzo dobrze dobrany głos. Potem jest jeszcze piękniej. Nastrojowo i melancholijnie. Ale też bardzo, bardzo mocno. Ciężkie gitary, opętana perkusja, efekty specjalne (sami je odkryjecie) i fantastyczne solówki gitarowe.
Cynicism, false indulgence, illusion of control
Lying to myself I’ve had it all
Had it all
Had it all
Unicorn Slaughterhouse to utwór, w którym wokalista pokazuje cały swój warsztat. No może nie do końca cały, ale z pewnością jego dużą część. Najpierw spokojny śpiew, potem szept, głos z zaświatów i krzyk. Przecudowne. Do tego klimat przypominający mi trochę połączenie CYNIC i Chroma Key. Szósty i siódmy utwór zostały zgrabnie połączone przejściem perkusyjnym, przejścia nie słyszymy choć klimat się troszeczkę zmienia. Tak, jakieś brzmienia bliskie wczesnemu Radiohead. Zamykająca płytę instrumentalna Valencia zaskoczyła mnie. Pełna psychodelii, rozpaczy. Brzmi jak improwizowana podczas jam session wyprawa w głąb wszechświata. Równiutkie, niemal żołnierskie werble, pięknie brzmiąca gitara, klimat, który mógłby się ciągnąc bez końca. Ale nagle zmienia się rytm, zmienia się siła, zwiększa się ciśnienie, tempo rozbijania atomów narasta i narasta już niedaleko go Wielkiego Wybuchu, skala się skończy… Wciąga nas czarna dziura..