
Apatheia
Apatheia
Zamiast oceny - wyróżnienie
(brak oceny)
Lista utworów:
- Black Poetry 04:42
- Flaccid Orchid 03:25
- My Personal Sun 04:10
- In The Shadow Of The Sun 04:13
- The Swan Song 04:47
- Beautiful World 04:52
- Infinity Of Seas 04:50
- Le Narcisse de L’ecritoire 09:37
- Luminous 03:54
- Behind The Veil 06:11
- Michal Feber – guitars, vocals
- Krystian Szynder – bass guitar
- Sebastian Balon – drums
- OCCASIONALLY: Krystian Danel - violoncello
Strony zespołu:
Ciekawy artrockowy album naszych południowych sąsiadów. Album spokojny i wciągający. Czasem pojawiają się w nim ostrzejsze zagrania, całość jest jednak dobrze zrównoważona i jakby uspokojona. I bardzo dobrze. Człowiek chwilami ma już dosyć po zgiełku jaki dostaje przy odsłuchu takich formacji jak Dream Theater czy ostatni Porcupine Tree. A może się po prostu starzeję. W każdym razie nasi sąsiedzi (ech, nie mam tu pewności – zbyt polsko brzmią nazwiska, strona w językach granicznych i oczywiście angielskim). Mniejsza z tym, okazało się że nie tak dawno temu grali w Polsce, więc jest szansa na ponowną ich wizytę może w tym roku. Daleko z tego Zaolzia?
Za Wikipedią: Apatheia (gr.) - Beznamiętność. Stan niepodatności na wzruszenia, spokój wewnętrzny. Dla stoików, sceptyków czy cyników stan maksymalnie pożądany. Częściowo można by się zgodzić, choć dźwięków mogących spowodować wzruszenie jest tu całkiem sporo. Nawet u takiego cynika, czy sceptyka (bo stoikiem z pewnością nie jestem) jak ja. Bliższe jednak jest mi drugie znaczenie (?) tej nazwy: 8273 Apatheia (1989 WB2) – planetoida z grupy pasa głównego asteroid, okrążająca Słońce w ciągu 4,2 lat, w średniej odległości 2,6 j.a. Odkryta 29 listopada 1989 roku. Odkryta równo dziesięć lat przed powstaniem zespołu, a może…
Spokojne gitary, bębny jakby trochę przytłumione, bardzo interesujący głos, opowiadający nam historie. Jednak magię tworzy użycie wiolonczeli. Prześliczne zmiękczenie albumu. Chwilami mam wrażenie jakbym słyszał Dave Matthiews Band, chwilami coś z Radiohad, Dawida Grey’a czy dokonań Ryżowego Damien’a. Muzyka różnorodna, potrafiąca zaskoczyć, zarówno w aranżacji jak i wykonaniu. Znajdziemy tu spokojną balladę The Swan Song (och ta wiola); jak i pełne ekspresji In The Shadow Of The Sun czy pełne psychodelicznych westchnień w Le Narcisse de L’ecritoire przyciągających wspomnienia w stronę Pearl Jam. Oczywiście nie mogę nie dodać że to dla mnie faworyt – bo najdłuższy na płycie.
Z wielką przyjemnością zobaczyłbym ich na żywo. I z wielką przyjemnością polecam.
BIAŁY REDBLACK