I’m fighting back my fear of life,
As I’ve wasted so much precious time,
I’m waiting for the Sun to rise
Íon to słowo pochodzące z języka celtyckiego. Przetłumaczyć je można jako „czysty”. Madre Protégenos po hiszpańsku znaczy natomiast „Matko, chroń mnie”.
Już w nazwie zespołu i tytule krążka zbiegają się dwie kultury, z różnych zakątków Starego Kontynentu. To chyba nie przypadek, gdyż do współpracy przy tworzeniu albumu Duncan Patterson (ex-Antimatter, Anathema) zaprosił muzyków z najróżniejszych zakątków nie tylko Europy, ale i całego świata. Internet ma swoje plusy (twórcy tej płyty nigdy nie spotkali się razem w jednym studiu).
Paradoksalnie, efektem tej międzynarodowej kooperacji jest album niezwykle spójny. Zanurzający się w etniczną stronę muzyki (co ciekawe, do opartej na tradycyjnej irlandzkiej melodii piosenki Good Bye Johny Dear, słowa napisał Johny Patterson, jeden z przodków Duncana). Muzyka spokojnie balansuje po muzycznych krajobrazach kojarzonych z takimi grupami jak Dead Can Dance, Clannad, Arcana, czy też Antimatter.
Duncan nie odciął się całkowicie od swojej przeszłości, choć z pewnością otworzył nowy rozdział na swym muzycznym szlaku. Ciekawe czy ktokolwiek przypuszczał, że muzyk, który dziesięć lat temu nagrywał z Anathemą mroczne, metalowe płyty zwróci się ku formom zdecydowanie spokojniejszym, zanurzonym gdzieś w celtyckiej historii. Ku muzyce prostej i „czystej”.
Madre Protégenos to płyta, której słuchać trzeba po zmierzchu i nocą. Na krążku znajduje się niespełna 40 minut dźwięków, które szczerze mówiąc najlepiej opisują dwa słowa: muzyka ciszy (może to dziwne określenie, ale myślę, że każdy kto posłucha zrozumie). Nastrojowe dźwięki mandoliny, klasycznej gitary, fletu, czy klarnetu w towarzystwie pięknego głosu rosyjskiej wokalistki
Emily A. Saaen (to ona śpiewa większość partii wokalnych na tej płycie) to tylko niektóre z atutów płyty. Dodatkowego smaczku dodaje przeplatanie angielskojęzycznych wokali szeptami w języku hiszpańskim.
Jest w tej muzyce coś z ducha folku, czasami pojawiają się elementy ambientowe. Nie brakuje też tajemniczej (ale podniosłej i mrocznej) aury. Mnóstwo tu spokoju, oddechu. Urzekająca prostota formy, którą przy współpracy 13 (tym razem ta liczba nie okazała się pechowa) artystów, Duncan Patterson wprowadził do kompozycji, pozwoliła na wyzwolenie ogromnych pokładów emocji. Bo o emocje tu chodzi, nie o hałas czy technikę.
Czy wyróżniać na tej płycie poszczególne utwory? Można na pewno zwrócić uwagę na Learpholl urzekający swym „morskim” klimatem, poruszające Believe czy też instrumentalne Fé Esperanta, Amor. Ta ostatnia kompozycja zaczyna się niczym prosty motyw z pozytywki, by przerodzić się w urzekającą melodię. Pozostałe kompozycje nie ustępują jednak tym wymienionym, ani o krok.
Bardzo długo trzeba było czekać na debiutancką płytę Íon. Data premiery przekładana była kilkukrotnie. Szczerze mówiąc, czasem myślałem, że nowy projekt Duncana nie powiedzie się. Na szczęście tak się nie stało. Ominęłaby nas znakomita płyta.
I’m weary now, if the truth be told
As I ran to you, and stayed In the cold
Though your reasoning bore nor light or hope
In the Morning I’ll still love you both
Szczerze polecam.