Grupa Marshall pochodzi z Włoch, ale specjalnie nie wpływa to na wykonywany przez nią różnorodny metal. Kotłuje się na „Pages from the Past: Tome I”, trzecim krążku tego bandu, wiele inspiracji. Z jednej strony doszukamy się tu ciągot do Judas Priest, Edguy i Blind Guardian, a z drugiej thrashowych naleciałości. Pojawia się również chwilami death/blackowy posmak. Wszystko to okraszone jest sowitą dawką epickości i słychać, że zespół, buszując w tak wielu wzorcach, chciał stworzyć coś na kształt metalowej opery, co potwierdzają chóralne partie, symfoniczne igraszki oraz progresywne zapędy w długościach utworów i aranżacjach. Jest to dosyć barwna mieszanka i wydawać by się mogło, że brzmieć powinna jeszcze ciekawiej, ale zespół nie okiełznał tak wielu wpływów, nie wykorzystał drzemiącego w nich potencjału. Żonglerka stylistykami zaowocowała nieczytelnością niektórych kompozycji, co uszczupla siłę melodii, które są może i miejscami ciekawe, ale odjazdy i wariacje je rozmywają. Jednocześnie w prawie żadnej piosence nie ma jakiegoś bombastycznego elementu, który przyciągnąłby uwagę na dłużej. Materiałowi zabrakło w wielu momentach werwy i polotu, razi banalność muzyczna i liryczna. Co prawda ciekawie brzmi delikatna miniatura „By The Light Of Lady Moon”, gdyż jest klarowna, ale po chwili przeradza się w dziesięciominutowy, chaotyczny i infantylny heavy/power metal w postaci „Krakatau”. Gwoździem do trumny są partie klawiszy, pasujące niejednokrotnie do utworów jak pięść do nosa. Tym samym „Pages from the Past: Tome I” to wydawnictwo przeciętne i polecam je tylko zagorzałym fanom gatunku, gdyż choć tak wiele w tej układance elementów, to żaden nie jest do końca dopracowany. Największym atutem „Pages from the Past: Tome I”, jest więc to, że te 10 utworów trwa tylko 57 minut...