Joe Satriani to bez wątpienia jeden z najlepszych gitarzystów wszechczasów. Bynajmniej nie tylko dlatego, iż pod jego okiem i uchem arkana gitarowej sztuki zgłębiali m. in. Steve Vai i Kirk Hammet. Satriani, oprócz wyszkolenia kilku wybitnych jednostek, zdołał również sam stać się gitarzystą najwyższej klasy i zyskać światowy rozgłos. W osiągnięciu sukcesu pomogli mu jego uczniowie i była to najlepsza zapłata za udzielone lekcje. Tak oto Joe rozpoczął karierę solową i co jakiś wydaje świetne albumy. Nie ukrywam, że mam do tego gitarzysty wielki szacunek, a swoją przygodę z twórczością Mistrza zacząłem od płyty „The Extremist” i to o niej będzie traktował ten tekst…

„The Extremist” wypełnia 10 kompozycji, i nie ma się co zwodzić, ta płyta to praktycznie same sola i riffy głównego bohatera. Sekcja rytmiczna stanowi zaledwie dodatek. No, ale przecież jest to album wybitnego czarodzieja GITARY! Czyni to „The Extremist” wydawnictwem wyjątkowo niekomercyjnym i niepasującym na żadne listy przebojów. Nie ma tu nawet wokalu, albowiem został on zastąpiony przez gitarę Satrianiego, którą on śpiewa i maluje emocjonalne pejzaże. Można wielokrotnie ulec złudzeniu, iż dźwięki „wiosła” to linia wokalna, tak uczuciowo Satriani potraktował komponowanie. A co Joe śpiewa gitarą? Jest gitarzystą rockowym, mającym korzenie w bluesie i jazzie. Łączy te inspiracje w pyszną mieszankę, o czym świadczyś mogą utwory „New Blues” i akustyczna miniatura „Tears In The Rain” (szczyt oszczędności aranżacyjnej, maksimum piękna). Czasami zahacza też o rasowy rock’n’roll („Motorcycle Driver”, „The Extremist”) oraz ociera się o funky („Why”). Muzyka Satrianiego jest nie tylko eklektyczna, ale także niezwykle uduchowiona, wypływająca prosto z serca artysty. Mistrz oprawia dźwięki w ramę ambitnej, a zarazem chwytliwej melodyki i najwyraźniej odprawia jakiś rytuał nad pięciolinią, gdyż ta muzyka ma w sobie wiele magii. Takie oddanie emocji poprzez sześć strun musi być wspierane przez siłę wyższą! No bo któż opowiedziałby o wojnie w taki sposób, jak Satriani to w utworze „War”? Któż oddałby w tak dosadny smutek jak Satriani w „Tears In The Rain” i „Cryin”, lub radość w neo – folkowym „Rubbina’s Blue Sky Happiness”?

Płyta „The Extremist” jest kwintesencją gitarowej ekspresji najwyższych lotów. Nie nudzi ani przez chwilę, a każdy dźwięk jest dopieszczony i przemyślany. Satriani para się w swej grze prostotą, nie stara się niczego udowodnić słuchaczom. Idealnie wyważa riffy, a solówki harmonizuje z własną duszą. Tym samym nie katuje słuchacza nawałem dźwięków, jak czyni to wielu wirtuozów prześcigających się w szybkości biegania po gryfie. Na „The Extremist” nie ma popisów, cwaniactwa i szpanerstwa. Są emocje i na tym polega fenomen Satrianiego, w ten sposób krystalizuje się jego unikatowy styl. Joe odkrywa swoje wnętrze przed słuchaczem, przez co muzyka staje się bardzo intymna i natchniona, co potrafią osiągnąć tylko nieliczni. Grania w rytmie własnego serca nie da się nauczyć. To trzeba już mieć we krwi…