Wakacyjny poniedziałek, żar leje się z nieba, a w kierunku Stodoły wędruje fala ludzi ubranych na czarno. Zbliża się koncert metalowy. W zeszłym roku francuska Gojira, która gościła wczoraj na deskach klubu, wydała swój piąty album L'Enfant Sauvage nakładem znanej na całym świecie wytwórni Roadrunner Records. Większa promocja równa się więcej fanów i dłuższa trasa koncertowa. Tym samym i my, Polacy, mogliśmy podziwiać ich występ na żywo. I dobrze, bo koncert wyśmienity.
Zanim na scenę wkroczyła gwiazda wieczoru, spragnionych mocnych brzmień fanów rozgrzała lokalna formacja - Lostbone. Zespół zaprezentował krótki (niecałe 30 minut), ale bardzo treściwy i mocny set. Ściana dźwięku atakująca słuchaczy dość szybko pobudziła centralną część sali do pogowania, headbangingu, czy do licznych młynków i ścian śmieci. W nagrodę za intensywną zabawę fani otrzymali koszulki zespołu oraz jeden premierowy utwór. Dobry, energiczny występ, który rozgrzał fanów Gojiry.
Chwila na zmianę instrumentów oraz kontrolę nagłośnienia i o 20:30 na deski Stodoły, przy szczelnie wypełnionej sali, wkroczyli Ci, na których czekaliśmy. Francuzi rozpoczęli mocnym uderzeniem, od utworu "Explosia" z ostatniej płyty. Od samego początku wszystko było jak należy - zespół zgrany, instrumentaliści bezbłędni, nagłośnienie pierwsza klasa (jak zawsze w Stodole). Była moc i to, co fani Gojiry cenią najbardziej - fenomenalne brzmienie perkusji. Trzeba otwarcie przyznać, że Mario Duplantier to jeden z lepszych perkusistów, jakich widziałem na żywo. Świetnie kierował poczynaniami kolegów, nadawał rytm, a gdy trzeba było, to lekko się wycofywał. Ci, którzy przyszli na proste metalowe, "naparzanie" na pewno przecierali oczy ze zdumienia. Przez cały koncert dominowały rozbudowane kompozycje, pełne licznych zmian tempa i rytmiki. Każdy z członków zespołu wnosił coś od siebie do całościowego brzmienia prezentowanego przez Gojirę. Przyznaję, że na mnie momentami robili piorunujące wrażenie.
Zdziwił mnie tylko jeden zabieg. Joe Duplantier, udzielający się wokalnie i grający na gitarze prowadzącej, został przez akustyków nagłośniony na tzw. "tyłach". Zdecydowanie na przód forsowana była perkusja i gitara rytmiczna. Akurat mi zupełnie to nie przeszkadzało, ponieważ lepiej mogłem wsłuchać się w niuanse muzyczne, ale część fanów mogła być zawiedziona, ponieważ wokal był niewyraźny, a solówki schowane za ścianą dźwięku. Drugi element, na który można narzekać to długość koncertu. Należy jednak pamiętać, że nie jest to wina organizatorów i promotorów. Po prostu Gojira gra koncerty, które trwają niewiele ponad godzinę. Nawet najwięksi malkontenci przyznawali jednak, że faktycznie była to "tylko" godzina, ale za to intensywna i pełna doskonałej muzyki.
Nie jestem i nigdy nie byłem fanem metalu, więc nie miałem zbyt dużych oczekiwań w stosunku do koncertu Gojiry. Niemniej jednak, muszę przyznać, że zostałem całkowicie zaskoczony, ponieważ podczas koncertu były momenty, kiedy ręce same składały się do braw. Doskonałe brzmienie, ciekawe i rozbudowane kompozycje, idealne nagłośnienie i przejmująca gra świateł na długo pozostaną w pamięci. Gratulacje dla zespołu i dla wszystkich, którzy przy tym koncercie pracowali. Good job!