Z uwagi na ciągłe opóźnienia i zmiany w zasadach fotografowania koncertów na głównej scenie zupełnie odpuściłem sobie koncerty w "Kościele Gimnastycznym" a ostatni koncertowy dzień na zamku rozpoczęło zimnofalowe Hatestory. To projekt wywodzący się z zespołu Eva z dodatkowym perkusistą. Czekałem bardzo na ten występ, chyba za wiele obiecywałem sobie po tym występie bo mimo że zagrali poprawnie, to pozostał dziwny niedosyt.
Zaraz po nich zagrał austriacki Lolita Complex. Pod względem muzycznym to prosty rock z domieszką punka, ale na scenie widać doskonałą zabawę - kolorowa sukienka wokalistki nawiązująca do nazwy zespołu, rzucane publiczności lizaki.
Po nich mroczne ciężkie uderzenie - zespół Asgaard. Zagrali nieźle ale nie poruszyli mnie za bardzo. Zauważyłem jednak że nie pierwszy raz część zespołu występuje na bolkowskiej scenie - w tym i zeszłym roku groźne spojrzenia ze sceny rzucał basista - wtedy występujący z zespołem Devilish Impressions.
To był najcięższy zespół tego dnia, następne zespoły prezentowały lżejsze odmiany muzyki, jak choćby kolejny, Mono Inc, z uroczą perkusistką. Zespół nie zagrał nic odkrywczego, mimo to zapadł w pamięć dzięki kilku "smaczkom" - solo perkusistki na beczkach z udziałem wokalnym publiczności oraz utwór Passenger, zapowiedziany jako polski - delikatne podobieństwo wokalisty do Krzysztofa Skiby spowodowało że ja podśpiewywałem sobie wersję alternatywną - Ja jestem pasażerem, wyrywam dermę z siedzeń, jadę z niewielkim pieskiem na miejscu matki z dzieckiem. Zespół zagrał jeszcze jeden cover - tym razem na warsztat został wzięty Gary Moore i jego utwór "After the War". Zagrali go dobrze, jednak ja pozostanę przy wersji oryginalnej.
Elektroniczną część koncertu rozpoczął zespół Aesthetic Perfection. Ostrzyłem sobie zęby na ich występ już od jakiegoś czasu i nie zawiodłem się - bardzo żywiołowe utwory, bardzo żywiołowe wystąpienie całego zespołu - perkusista nie grał na bębnach - on w nie naparzał, klawiszowiec za to starał się patrzeć na instrument z góry jak tylko się dało. Wokalista nie był gorszy od reszty towarzystwa - uchwycić go w bezruchu to było spore wyzwanie.
Po nich zagrał zespół Zeromancer. Dobry występ, miłe dla ucha połączenie agresywnych gitar z elektroniką i kolejny wokalista za którym ciężko było nadążyć. Jako bonus zagrali cover zespołu Depeche Mode - Photographic. I całkiem nieźle im wyszedł.
Lecz jak się okazało najgorsze dopiero przede mną. Na scenę wkroczyła gwiazda zeszłorocznego festiwalu w drugim, nieco ugładzonym wcieleniu - zespół Icon of Coil. Andy LaPlegua dał wyśmienity szoł jednocześnie wpędzając w bezsilność fotoreporterów - niemalże nie było możliwości uchwycenia go w bezruchu. Na szczęście niemalże. Jak dla mnie był to najlepszy występ tego wieczoru.
Po Icon of Coil na scenę wyszedł zespół VNV Nation. Ostatni szoł tego festiwalu. Lider i wokalista, Ronan Harris zrobił miły gest i gdy tylko fosę opróżniono z fotoreporterów zapełnił ją osobami pracującymi przy organizacji koncertu. Dobry humor go nie opuszczał, żartował z fotografów, przyjmował dla nas posągowe pozy, oberwało się także ochroniarzom - jednemu manipulował przy włosach, innego zmusił do śpiewu. Gdyby nie te pozy to jego również byłoby ciężko uchwycić na zdjęciach. I mimo że jak dla mnie jego występ nie był najlepszy tego wieczoru to następnego dnia pod nosem nuciłem sobie Beloved.
Kolejny festiwal za nami. Kolejny udany, kolejny który mnie zaskoczył muzycznie. Tym razem mieliśmy dwie działające w pełni niezależnie sceny - główną zamkową i małą w byłym kościele ewangelickim, bardzo dobre rozwiązanie, jednak organizatorzy małej sceny muszą jeszcze popracować nad eliminacją spóźnień koncertów.
Jeśli chodzi o nagłośnienie głównej sceny zamkowej to było na najwyższym poziomie, nie słyszałem źle nagłośnionego zespołu. Dźwięk był bardzo selektywny a odpoczywając na trawce z boku sceny aż za mocno odczuwałem pracę głośników basowych. Na szczęście wystarczyło wstać by całość wróciła do normy. Niestety scena w kościele to była zupełnie inna historia - wszystkie koncerty które tam słyszałem stanowiły jeden wielki łomot, jedynie All Sounds Allowed jakoś się wybronili. Być może pozostałe koncerty były lepiej nagłośnione ale nie byłem później na żadnym koncercie w tym miejscu.
Niestety w tym roku organizatorzy zmienili zasady dostępu fotoreporterów do fosy na ogólnie przyjęte "3 utwory i wynocha" - dlatego na przykład z żalem nie poszedłem na koncert uśmiechniętej Vic Anselmo bo ominęłoby mnie wejście do fosy podczas Aesthetic Perfection. Druga rzecz - samo wejście do fosy - podczas drugiego dnia 3 utwory było czystą teorią - byliśmy wpuszczani grupami, każda na jeden utwór. I tak podczas występu Corvus Corax pierwsza i trzecia grupa otrzymały jedyną możliwość fotgrafowania zespołu oświetlonego wyłącznie światłem koloru, odpowiednio zielonego i niebieskiego, a tylko druga grupa miała możliwość fotografowania w neutralnym białym świetle.
I wisienka na torcie - ochrona fosy. Rozumiem że ich rolą jest pilnowanie by nikt niepowołany nie znalazł się w terenie zastrzeżonym ale takie ich rozstawienie żeby nie można było zrobić planu ogólnego bez głowy ochroniarza, zwłaszcza gdy fotoreporterów jest wielu i każdy walczy o dobre ujęcie jednocześnie pilnując by nie wejść innemu w kadr.