Sobotniego i jakże wietrznego wieczoru na scenie Klubu Zero w CzÄ™stochowie zagraÅ‚o SBB w nieco zmienionym skÅ‚adzie: Józef Skrzek (bass, organy, Moog), Anthimos Apostolis (gitary, perkusja), Ireneusz GÅ‚yk (perkusja) – zastÄ™pujÄ…cy Gabora Nemetha. Wicher jak siÄ™ okazuje nie tylko w polu dmie albowiem huraganowe uderzenie w przeciÄ…gu dwóch godzin wysmagaÅ‚o okrutnie wszystkich ciepÅ‚okrwistych SBB-owców siedzÄ…cych w Zerze. Już po pierwszym uderzeniu odlotowego numeru zatytuÅ‚owanego po prostu „Odlot” byÅ‚o wiadomo, że żal za Gaborem nie potrwa dÅ‚użej niż przelotne wspomnienie w rozwichrzonym umyÅ›le.
GÅ‚yk „tÅ‚ukÅ‚” w bÄ™bny niesÅ‚ychanie zmyÅ›lnie, można wrÄ™cz powiedzieć, że próbowaÅ‚ wskoczyć w buty pierwszego paÅ‚karza górnoÅ›lÄ…skiego tria – Jerzego Piotrowskiego. PokazaÅ‚ on niewiele mniej wirtuozerii niż dawni zaÅ‚ożyciele zespoÅ‚u, co nie powinno dziwić, jak na kogoÅ› kto wspóÅ‚pracuje z czoÅ‚ówkÄ… polskiego jazzu i rocka. WrÄ™cz przeciwnie – bitwa na bÄ™bny, która urozmaiciÅ‚a wielce Å›rodek koncertu, ukazaÅ‚a zwyciÄ™stwo GÅ‚yka nie tyle nad jego fizycznie obecnym tego wieczoru „adwersarzem” – Apostolisem – co nieobecnym już w line-upie poprzednikiem z WÄ™gier. Urzeczony i ukontentowany mógÅ‚ czuć siÄ™ każdy, kto spodziewaÅ‚ siÄ™ czegoÅ› wiÄ™cej niż tylko zwykÅ‚ego popisu zza żelaznej kurtyny. Obaj perkusiÅ›ci najpierw ogÅ‚uszyli nakrÄ™conÄ… publiczność, po czym – w podziÄ™ce za wprowadzenie jej w stan istnej gorÄ…czki sobotniej nocy – sami zostali ogÅ‚uszeni, przepraszam, nagrodzeni gromkimi brawami.
W zestawie nagraÅ„ zaplanowanych na wieczór przeważyÅ‚y znajome tytuÅ‚y starych kompozycji – „Odlot”, „W koÅ‚ysce dÅ‚oni twych (Ojcu)”, „Going Away”, „Walking Around The Stormy Bay”, „Rainbow Man”, „Memento z banalnym tryptykiem”. Nowszych nagraÅ„ też nie zabrakÅ‚o – „Pieśń stojÄ…cego w bramie”, „Camelele”. NaprawdÄ™ trudno byÅ‚o ukryć zachwyt nad znakomitym doborem utworów i ich niewiarygodnie ekspresyjnym wykonaniem na żywo przez trójkÄ™ wyÅ›mienitych muzyków, którzy grali tego wieczora tak jakby czas, jaki upÅ‚ynÄ…Å‚ od chwili debiutu w warszawskiej Stodole – ani nieobecność genialnego Piotrowskiego – nie miaÅ‚y żadnego istotnego wpÅ‚ywu na niegasnÄ…cÄ… z wiekiem legendÄ™ polskiego rocka. MiaÅ‚o siÄ™ nawet wrażenie, że podczas tego żywego wystÄ™pu wiÄ™cej emocji ulegÅ‚o wydobyciu z ludzkich serc niż kiedykolwiek wczeÅ›niej zÅ‚óż czarnego zÅ‚ota ze Å›lÄ…skich kopalÅ„.
ZresztÄ… legenda Å›lÄ…skiej sceny rockowej w odróżnieniu od sytuacji na polskim rynku wÄ™gla ma siÄ™ Å›wietnie i prze do przodu jak lokomotywa peÅ‚na paliwa – niekoniecznie wÄ™glowego. A jakże! Prawdziwa sztuka nie powinna podlegać prawidÅ‚om ekonomii, a raczej dobrego smaku, bo w dobrym guÅ›cie leży jej promowanie i popularyzacja bez wzglÄ™du na koszty i uwarunkowania rynku. Zatem zupeÅ‚nie bezinteresownie z tego miejsca wyznajÄ™ uwielbienie dla rockowego fenomenu grupy SBB, która w ubiegÅ‚Ä… sobotÄ™ siÄ™gnęła – nie po raz pierwszy zresztÄ… – biaÅ‚ych obÅ‚oków, o których tak poetycko Å›piewaÅ‚a w utworze „Odlecieć z wami”. Nie wiem jak Wy, ale ja rzeczywiÅ›cie odleciaÅ‚em.