ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 16.11 - Kłodawa Gorzowska
- 17.11 - Zielona Góra
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 16.11 - Piekary Śląskie
- 16.11 - Bydgoszcz
- 16.11 - Grudziądz
- 17.11 - Łódź
- 20.11 - Wrocław
- 21.11 - Siemianowice Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 17.11 - Kraków
- 19.11 - Kraków
- 20.11 - Warszawa
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
 

felietony

10.08.2011

Ekowołanie zapisane w nutach

Ekowołanie zapisane w nutach
Zapewne często musiał słyszeć to „ogłuszające” kum kum dobywające się zmierzchem ze stawu. Waters, jak 200 lat temu Haydn wykazał się iście ekologicznym podejściem zachowując te cudowne dźwięki dla potomnych i doceniając ich wielką wartość estetyczną.

Znikającym żabom!

Halleluja... Ziemia jest nasza! - Tomasz Żółtko

The world is our oyster to plunder at will - Peter Hammill

I saw a little frog. I saw a little frog leap out of the lily pond, whistling as little frogs do though we can't hear cause it was much too high. I saw him leaping and leaping and leaping... across the MOTORWAY! And I thought... Oh! Poor little frog. But all the traffic stopped. The several thousand miles... and nobody got angry. Nobody blasted their horn. They all waved at the little frog and said, on your way little frog across the motorway to safety on the other side. And we were all extremely relieved, we were all extremely happy and smiling together at little frog's extraordinary good fortune - Edward Ka-spel

Spodziewałem się jatki… Ujrzałem małą żabkę, gdy ta wyskoczyła z porośniętej liliami sadzawki głośno popiskując, jak robią to zlęknięte płazy. Chociaż nie słyszeliśmy tego, albowiem byliśmy nazbyt wysoko w górze. Widzieliśmy jej susy i ten ostatni skok, przecinający ruchliwą autostradę. Biedna mała żabka, pomyślałem sobie. Lecz wtem cały ruch uliczny zamarł. W odległości kilku tysięcy mil nikt nie wpadł w drogową furię. Nikt nie zatrąbił. Wszyscy zgodnie pomachali zielonej pieszej na pożegnanie, gdy ta przechodziła na bezpieczną drugą stronę niebezpiecznej szosy. Tedy rzekli: bywaj, droga! Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, uśmiechając się do siebie na myśl o szczęśliwym trafie, jaki stał się jej udziałem. Pomyślałem sobie, kto może być zły w taki dzień jak ten? (tłum. własne)

Hush can you feel the trees so far away? / Hush can you feel the breeze of another day? – Ultravox

And you were there / When I stopped to stare / By the quiet trees – John Foxx

Każdy z nas przynajmniej raz w roku, wiosną, będąc na łonie natury podziwiał z zapartym tchem jej piękno nie tylko podglądając, ale też nasłuchując budzącej się z zimowego snu lokalnej flory i fauny. Jedno i drugie od zawsze stanowiło istotną inspirację dla pisarzy, malarzy i kompozytorów. Trudno byłoby teraz wyobrazić sobie Kruki nad łanem zboża Van Gogha bez tego symbolicznego czarnego klucza, O czym szumią wierzby Kennetha Grahame'a bez impulsywnego Ropucha i jego Ropuszego Dworu albo Pór roku Josepha Haydna bez hipnotycznego rechotu żaby moczarowej w finałowej scenie Lata. Pozbawione tych kluczowych elementów dzieła wyglądałyby jak przetrzebiony Ogród Johna Foxxa – bez rosłych cyprysów na okładce. Jednym słowem – nieciekawie.

Ten sam Foxx wydając Metamatic w 1980 wyraził swą mroczną fascynację ultra zmechanizowanym życiem w dużej metropolii. Pięć lat temu nagrywając w duecie z Louisem Gordonem From Trash, Foxx wyświetlił klatka po klatce ponury obraz wyczerpania miejskim życiem – nie mniej perwersyjny niż Kraksa Ballarda. Maszty pylonów na horyzoncie, konstrukcje ze szkła i stali, piętrzące się w górę hałdy śmieci, nieprzyjemnie świeży zapach korozji i perfum, pochylone nad rozbebeszonym gruntem żurawie pnących się dźwigów, piętrowe wiadukty i ruchome schody, miliony pędzących aut, wyraz konsternacji na twarzy oślepionej nagłym blaskiem reflektorów. Wszystko to przyprawia o mdlący ból głowy, jaki powstaje po serii uderzeń młota spadowego w hali fabrycznej. Dlatego długotrwałe przebywanie w arteriach wielkomiejskiego potwora musi dyslokować i napawać wstrętem. Jedyną kuracją oczyszczającą organizm pozostaje ucieczka w otwarte ramiona matki natury lub jej doraźny substytut w postaci głosu przyrody swoistego ekowołania zapisanego w nutach.

Dawniej, gdy nie było jeszcze możliwości zapisu dźwięku, twórcy muzyki klasycznej chcąc zawrzeć na pięciolinii odgłosy dzikiej fauny robili to wyłącznie z pomocą własnej wyobraźni. Do dyspozycji prócz tęgiej głowy kompozytorzy mieli całą orkiestrę instrumentów muzycznych, której poszczególne sekcje świetnie realizowały idee związane z niewerbalnym przekazem świata przyrody – ptasie trele, szum lasu czy zjawisko burzy. Fascynujące rezultaty kunsztownego naśladownictwa głosów natury możemy znaleźć m.in. w partyturach Haydna, Beethovena, Wagnera, Griega oraz Ravela.

Tak Haydn opisuje świt w pierwszej recytatywie Lata ze swojego drugiego co do wielkości po Stworzeniu Świata (The Creation) oratorium Pory roku (The Seasons): zwiastun nowego dnia zapowiada swoje nadejście i przenikliwą pieśnią budzi chłopa ze snu do pracy w polu. Trzykrotne pienie kura prawie jak w przypadku historii św. Piotra wygrane w sposób niezwykle plastyczny na klarnecie ma więcej piękna w sobie niż gra całej orkiestry z barytonem chłopa Simona na czele.

[Ciekawostką jest jednorazowe w całym oratorium użycie piccolo dla zobrazowania radosnego gwizdu tej samej postaci chłopa przy ciężkiej pracy w polu – Wiosna, aria. Zupełnie odmienną, bardziej refleksyjną pochwałę chłopskiej harówki za pługiem znajdziemy w ludowej, kartalińsko-kachetyńskiej pieśni pracy ''Orovela'' wykonywanej po mistrzowsku przez śp. Hamleta Gonashvili, a także później przez chór Rustavi].

Tego samego haydnowskiego Lata rozpętuje się imponująca burza, po której następuje znaczne ożywienie w przyrodzie.

[Identyczną, co Haydn, formę kompozycji ze zjawiskową burzą w środkowej części zastosował inny wybitny kompozytor przy konstruowaniu swojej szóstej, pastoralnej symfonii. Beethoven, bo o nim mowa, skomponował Pastorale z miłości do natury. Będąc raz w Wiedniu – na widok noclegu, jaki mu zaproponowano w miejscu niezadrzewionym – miał ponoć powiedzieć, że bardziej kocha drzewa, niż ludzi. Ten przejaw mizantropijnego nastroju jest w pełni usprawiedliwiony, gdy widzi się namalowany smyczkami las, słyszy magiczny szept płynącego potoku i zachwyca się ptasim śpiewem pod którym podpisała się para instrumentów: klarnet i flet (patrz. Scena nad strumykiem – druga część durowej symfonii). Innym niemieckim artystą, który podobnie jak wcześniej Haydn i Beethoven, a później Verdi i Rossini – tylko z większą żarliwością niż ci dwaj ostatni wymienieni, przelał na papier partytury szalejącą burzę był Wagner. Nie ma w otwierającym I akcie Die Walkürie grzmiących gromko kotlistów jak u poprzedników. Za to mamy dynamiczną linię melodyczną z rytmicznymi szarpnięciami nadawanymi przez kontrabasy i wiolonczele z kotłami tylko w dramatycznej puencie. Takie tajemnicze i mroczne zjawiska występują tylko w Pierścieniu Nibelunga. Komuż serce nie wyrywało się z piersi, gdy oglądał scenę kucia miecza na żywo we Wrocławiu 2005 roku i słuchał niezwykłej inwokacji Zygfryda na cześć Notunga. Pamiętam jak dziś dźwięk uderzającego w kowadło ostrza, który dosłownie ścinał z nóg. (Na szczęście wszystkie miejsca w „filharmonii” Hali Ludowej były siedzące). Niemniej tajemnicze, co scena burzy w Walkirii jest w Zygfrydzie – trzeciej części Der Ring des Nibelungen – szum lasu i śpiew ptaka leśnego w drugim akcie. Jak w całej tetralogii Wagnera „motyw leśny” nie jest bez znaczenia i tchnie romantyzmem zarówno w warstwie ideowej jak i muzycznej].

Tak więc, w ostatnim trio z chórem u Haydna słyszymy kolejno: przepiórkę (flet), radosne cykanie świerszcza (flet) oraz dostojny żabi rechot (waltornia). Autentyzm poszczególnych dźwięków został zachowany na tyle, że jeszcze długie lata będzie cieszył uszy melomanów swoją unikatowością. Pewnie można by się spierać o jaką żabę tak naprawdę Haydnowi chodziło; czy o żabę wodną (rana esculenta), moczarową (rana arvalis), a może ryczącą (bullfrog). Pojedynczy buczący dźwięk zagrany na waltorni aż ośmiokrotnie przypomina (o zgrozo!) tę ostatnią. Czyżby to ją słyszał twórca Stworzenia świata? Wątpliwe – chociażby ze względu na ograniczony obszar występowania tego gatunku na świecie z wyłączeniem Europy. Niemniej – opierając się na słowach oratorium (Und aus dem Sumpfe quakt der Frosch) – samo wykorzystanie w tym gronie zwierzęcych nawoływań rechotu rana arvalis zasługuje na szczególną uwagę ze strony miłośników wszystkich żab. W odróżnieniu od dość powszechnego użycia rozmaitych ptasich krzyków i pisków w muzyce, odgłos tego przedstawiciela klasy bezogonowych płazów jest jedynym, niepowtarzalnym głosem z moczarów, jaki za sprawą Austriaka przeszedł do historii muzyki poważnej. Zdziwiłbym się, natomiast, gdyby ten ekstrawagancki pomysł „żabiego skoku” na pięciolinię wyszedł z inicjatywy jakiegoś francuskiego kompozytora. Umieszczenie żaby przez Haydna w partyturze Pór roku (1799-1801) jest – mówiąc pół żartem pół serio – chichotem albo raczej rechotem historii dla samych Francuzów. Te sympatyczne żabki miały przecież swój przyczynek do wybuchu wielkiej rewolucji francuskiej. Francuscy arystokraci podirytowani brakiem snu kazali chłopom okładać kijami taflę wody by uciszyć odbywające w niej gody żaby. Trudno sobie wyobrazić – jak ciekawie wnioskuje prof. Trevor Beebee w książce Frogs & Toads – bardziej sprzyjające warunki do snucia intryg przez francuskich wieśniaków przeciwko swym panom. A przypomnę, że Pory roku powstały 22 lata po szturmie rewolucjonistów na Bastylię. Złośliwi powiedzą, że odtąd owa haydnowska żabka po prostu nadyma się z Żabojadów oraz ich absurdalnych pomysłów i pozdrawia ich oziębłym au reservoir. Kto wie, może jej rodowód sięga wysp brytyjskich, które kompozytor w latach 1791-1792 odwiedził.

Zostawmy żaby w spokoju i przenieśmy się w czasy współczesne. Pod koniec lat 60. w muzyce psychodelicznej zaczynają pojawiać się pierwsze eksperymenty dźwiękowe z dosłownym wykorzystaniem odgłosów przyrody. Jedne z pierwszych prób zostały podjęte przez dwóch ówczesnych gigantów muzyki popularnej The Beach Boys w ''W. Woodpecker Symphony'' (Smiley Smile) i The Beatles w ''Good Morning Good Morning'' (Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band). Pierwsza z piosenek miała w ogóle nie znaleźć się na albumie z 1967 ponieważ nie pasowała zdaniem „surferów” z Kalifornii do koncepcji całości Smiley Smile. Ostatecznie Brain Wilson umieścił ją na stronie A winylowego wydania tym samym podkreślając jej niemały artystyczny wydźwięk za sprawą wykorzystanych w niej leśnych efektów dźwiękowych – dzięciołowatej perkusji i tzw. the squeeze box wygrywającego główny motyw. Druga piosenka, spółki Lennon & McCartney, ukazała się mniej więcej w tym samym czasie i raziła głośnym kurzym gdakaniem zaczerpniętym prosto z angielskiej fermy. Trzecim zespołem, który niedługo po Beach Boysach i Beatlesach, zaczął „zapraszać do studia” różne gatunki zwierząt był oczywiście Pink Floyd. Już na debiutanckiej Piper at the Gates of Dawn przesiąkniętej obecnością dziwnych baśniowych stworzeń (''Fleming'', ''Gnome'', ''Scarecrow'') znalazł się utwór dżungla (''Pow R. Toc H.'') upiększony równie intrygującymi krzykami egzotycznego ptactwa co głośne chrupanie marchwi „chłopaków z plaży” w ''Vegetables'' (Smiley Smile). Podobne rzeczy działy się w nagraniu o futerkowych zwierzątkach, do produkcji którego użyto puszczanych na szybkich obrotach taśm (por. Pink Floyd ''Several Species of Small Furry Animals...'').

Pink Floyd jak żaden inny zespół rockowy czerpał garściami ze zdobyczy współczesnej techniki i tak zwanej „muzyki” otoczenia, żeby zaskakiwać nowymi, niezwykłymi pomysłami, a także wywierać ogromny wpływ na wyobraźnię słuchacza bez użycia słów. Najlepszym wyrazem szacunku dla piękna głosów skrzydlatej fauny pozostaje chyba do dziś otwierająca trzecią płytę Floydów More ujmująca niepowtarzalnym nastrojem ballada Watersa ''Cirrus Minor''. Ten imponujący ptasi chór będący świetnym kolażem dźwiękowym został zgrany z taśmy wypożyczonej z EMI Sound Library. Parę miesięcy młodsze nagranie ''Granchester Meadows'' (Ummagumma) zdaje się wykorzystywać te same taśmy EMI. (Kate Bush uwzględniła floydowy ptasi sampel w utworze ''All We Ever Look For'' na płycie Never For Ever z 1980 roku). Szczegóły dotyczące gatunków ptaków zapisanych w urzekającej scenerii małej chmury pierzastej pozostawiam do zbadania ornitologom.

[Ptasie chorały naznaczyły pięknem cudownych harmonii kompozycje Griega, Deliusa, Vaughana Williamsa, G. Butterwortha i Ravela. Od lat ''Morgenstimmung'' (Peer Gynt), ''A Song of Summer'', ''The Lark Ascending'', ''The Banks of Green Willow'' i ''Daybreak'' (Daphnis et Chloe) nastrajają z samego rana słuchaczy pozytywniej niż filiżanka czarnej kawy. W podobnym klimacie co poranny nastrój norweskiego kompozytora utrzymana jest elektroniczna kompozycja Kraftwerk o ładnym tytule ''Morgenspaziergang'' (Autobahn), w której mechaniczne ptasie trele wygenerowano za pomocą gitary, fletu, oboju, fortepianu jak i całej masy syntezatorów. To jednak nie Kraftwerk tylko niemiecka formacja Popol Vuh po raz pierwszy w 1970 roku zastosowała tego rodzaju efekty dźwiękowe na debiutanckiej płycie Affenstunde wypełnionej kosmiczną el-muzyką].

Natomiast herpetologom nie pozostawi cienia wątpliwości użycie zmiksowanego odgłosu kumaka nizinnego (bombina bombina) dyktującego pulsacyjny beat na ostatniej jak na razie studyjnej płycie Rogera Watersa Amused To Death z 1992 r. w singlowej kompozycji ''Three Wishes''. Jaka była geneza opatrzenia utworu dźwiękiem tego przypominającego bardziej ropuchę niż żabę płaza? Nie mam zielonego pojęcia. Waters jest znany z zamiłowania do wędkarstwa: Jestem samotnikiem, wolę iść na ryby niż słuchać płyt – powiedział w jednym z wywiadów dot. Amused To Death [1]. Zapewne często musiał słyszeć to „ogłuszające” kum kum dobywające się zmierzchem ze stawu. Waters, jak 200 lat temu Haydn wykazał się iście ekologicznym podejściem zachowując te cudowne dźwięki dla potomnych i doceniając ich wielką wartość estetyczną. (Nie gorszym estetą okazał się całą dekadę wcześniej, twórca muzyki ambient i producent płyt Genesis i U2, Brian Eno umieszczając chór honduraskich deszczowych żab drzewnych (rain tree frogs) na wyjątkowo atmosferycznej Ambient 4: On Land w utworze "Unfamiliar Wind"). Podobnie interesujących odgłosów na płytach Pink Floyd i Watersa jest mnóstwo – tyle co odniesień biblijnych w tekście Gron Gniewu Johna Steinbecka. Opisywanie wszystkiego wymagałoby ode mnie użycia większej ilości znaków, niż tak naprawdę przyznano mi na ten artykuł. A jeśli komuś mało naturalistycznych wrażeń niech sięgnie po płytę Chill Out brytyjskiej formacji The KLF, gdzie na pewno znajdzie tyle ciekawostek co na niejednej płycie PF.

Tymczasem najwyższa pora udać się na wypoczynek z dala od skrzących się fontann, wszelakich szumów technicznych i dokuczliwego noise'u. Nie trzeba przecież być wykwalifikowanym przyrodnikiem, żeby mieć dobry kontakt z naturą. Mam tylko nadzieję, że materiał muzyczny tutaj opisany jeszcze długo będzie służył do porównań z faktyczną, żywą materią, której nic nigdy lepiej nie zastąpi.


 

P.S.

Artykuł powstał pod wpływem chwili, dzięki metafizycznym wpływom ropuch i żab z całego świata i najbliższej okolicy na moją wyobraźnię. Inspiracje: z literatury – Trevor Beebee Frogs & Toads, James P. Collins & Martha L. Crump Extinction in Our Times: Global Amphibian Decline, Joanna Mazgajska Płazy Świata, Chris McLaren Ponds: Creating and maintaining ponds for wildlife, Louise Bardsley The Wildlife Pond Handbook; z filmów – National Geographic Wild Frogs: The Thin Green Line, BBC Life in Cold Blood; z artykułów – BBC News ''Frogs killer fungus breakthrough''; z muzyki – John Foxx Metamatic, The Garden, From Trash (zwł. ''A Million Cars''), Torn Sunset, Ultravox Systems of Romance, Joseph Haydn The Seasons, Hugh Hopper ''Hopper Tunity Box'' (Hopper Tunity Box), Tomasz Żółtko ''Ekowołanie'' (Klatka Skandalu); ze słuchowisk – niezwykłe, kameralne koncerty żab z stawów i oczek wodnych – kameralne ze względu na ciągle kurczącą się ich liczbę u nas.

[1] Sławomir Orski, Pink Floyd: psychodeliczny fenomen, Rock Serwis Kraków 1994, s. 213.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Riiva with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.