ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

felietony

09.09.2011

Rock Psychodeliczny - część II

Opowiem teraz krótką historię pewnego stylu muzyki rockowej, który na zawsze zmienił świat. Ponad 80% płyt rocka progresywnego w latach 70. było niczym innym jak idealną ewolucją psychodelii.

strona 1 z 2

Sezon rozkwitu – piÄ™kno psychodelii

Gdyby zechcieć opisać wszystkie albumy psychodeliczne wydane w roku 1967 nie wystarczyÅ‚oby tutaj miejsca. Tak wielkiego nagromadzenia materiaÅ‚u i pomysÅ‚ów muzyka rockowa nie przeżywaÅ‚a nigdy wczeÅ›niej. TysiÄ…ce nowych kapel do niedawna bÄ™dÄ…cych przedstawicielami rocka garażowego i beatu zaczyna wkraczać w ożywczÄ… erÄ™. Postaram siÄ™ opisać jedynie najważniejsze albumy z tego okresu, gdyż tak jak mówiÅ‚em – bezcelowe byÅ‚oby przedstawienie setki innych – choć niektórych równie wspaniaÅ‚ych – pÅ‚yt.

No i wkraczamy w fazÄ™ rozkwitu. Ten czas bÄ™dzie obfitowaÅ‚ w brzemienne dla muzyki rockowej wydarzenia – Lato miÅ‚oÅ›ci, pojawienie siÄ™ Hendrixa, Joplin, Morrisona, zespoÅ‚ów Pink Floyd, Jefferson Aiprlane, Grateful Dead, The Velvet Underground… Jakby zebrać to wszystko nieÅ‚adnie mówiÄ…c do kupy to otrzymalibyÅ›my Å‚adny kawaÅ‚ historii. Ten rok kojarzy siÄ™ również (a może przede wszystkim) z hipisami. To wÅ‚aÅ›nie poczÄ…tek 67’ jest uznawany oficjalnie za powstanie caÅ‚ego ruchu hipisowskiego. 14 stycznia 1967 zorganizowany zostaÅ‚ happening Human Be-In (na którym graÅ‚o wiele zespoÅ‚ów stanowiÄ…cych później o sile rocka psychodelicznego – Country Joe And The Fish, Grateful Dead, Quicksilver Messenger Service, Jefferson Airplane), celem zaprotestowania przeciwko delegalizacji LSD. Narkotyk ten tak bardzo zasmakowaÅ‚ mÅ‚odym ludziom, że pod przewodnictwem Timothy’ego Leary’ego zdecydowali siÄ™ na krok ku „lepszej przyszÅ‚oÅ›ci”. Te maÅ‚e ruchy o których pisaÅ‚em na samym poczÄ…tku z czasem nasilaÅ‚y siÄ™, aż w koÅ„cu w styczniu 67’ poÅ‚Ä…czyÅ‚y siÄ™ w jeden, majÄ…cy jasno okreÅ›lony cel i zadania. Make Love, Not War. Hipisi.

Leary po wygÅ‚oszeniu swojego wykÅ‚adu, w którym namawiaÅ‚ do Å‚ykania leków bez recepty – LSD, zostaÅ‚ oczywiÅ›cie pozbawiony funkcji którÄ… peÅ‚niÅ‚ do tej pory – mianowicie profesora Harvardu (zacna funkcja, nie ma co). Wg niego po zażyciu LSD (który nazywaÅ‚ nowym sakramentem) ludzie wiodÄ… „bogate życie duchowe”, sÄ… speÅ‚nieni religijnie i przepeÅ‚nieni uczuciami (szczególnie miÅ‚oÅ›ciÄ…). Kwas miaÅ‚ być zbawieniem dla ludzkoÅ›ci, miaÅ‚ poszerzać Å›wiadomość i horyzonty myÅ›lowe. Nikt nie przypuszczaÅ‚ że wielu ludzi doprowadzi do uzależnienia od twardszych narkotyków, a muzyków do popadania w konflikt z prawem i postÄ™powania ich chorób psychicznych. Nie da siÄ™ jednak ukryć, że dostarczyÅ‚ on również Å›wiatu ogrom kapitalnych pÅ‚yt psychodelicznych, mnóstwo zespoÅ‚ów, festiwali, artystów… To wÅ‚aÅ›nie LSD byÅ‚o źródÅ‚em inspiracji dla prawie wszystkich wykonawców roku 1967. PrzechodzÄ…c wiÄ™c do wÄ…tku muzycznego warto jeszcze wspomnieć, że tak gigantyczny postÄ™p jaki na przestrzeni lat 65-67 dokonaÅ‚ siÄ™ w interpretacji, technice i szybkoÅ›ci gry na wszelkich instrumentach muzycznych już nigdy później nie zostanie powtórzony. To chyba wystarczy żeby nazywać ten okres najważniejszym dla rocka.

No wiÄ™c mamy sobie styczeÅ„ 1967. Leary wyrzucony, hipisi budzÄ… siÄ™ do życia. A w Å›wiecie muzyki? A no cóż, już na samym poczÄ…tku roku dostajemy solidnÄ… porcjÄ™ psychodelii. Oto bowiem po kilkumiesiÄ™cznym pobycie w studiu wychodzi debiutancki album The Doors (5 styczeÅ„ to dokÅ‚adna data wydania). Nie można byÅ‚o sobie lepiej wyobrazić poczÄ…tku ery hipisowskiej. Jim Morrison staÅ‚ siÄ™ z dnia na dzieÅ„ szamanem rocka, dzikim i nieokrzesanym wokalistÄ…, nazywajÄ…cym siebie „Królem Jaszczurem” i wprowadzajÄ…cym mnóstwo indiaÅ„skich akcentów na wÅ‚asnych koncertach. Na debiutanckim albumie mamy do czynienia z niespotykanym dotÄ…d poÅ‚Ä…czeniem tekst-muzyka. Åšwietne treÅ›ci niesie za sobÄ… „Break on Through”, „The Crystal Ship”, „Light My Fire” (najwiÄ™kszy w tamtym okresie przebój The Doors) i równie znienawidzony co kochany przez masy „The End”. Literackość tej pÅ‚yty bierze siÄ™ jakby z niej samej. Liryki Morrisona bardzo szybko znalazÅ‚y zwolenników (byli jednak również tacy, którzy nie widzieli niczego niezwykÅ‚ego w tekstach Jima – bÄ™dÄ…c najczęściej oburzonymi gdy sÅ‚yszeli o uprawianiu seksu z wÅ‚asnÄ… matkÄ…). Album zostaÅ‚ oceniony bardzo wysoko. ZespóÅ‚ jednym sÅ‚owem odniósÅ‚ sukces. GÅ‚oÅ›no byÅ‚o jednak również o seksualnych i alkoholowych wybrykach grupy (zwÅ‚aszcza lidera…), co w tamtych czasach przysparzaÅ‚o mimo wszystko wiÄ™kszej popularnoÅ›ci. Debiutancki longplay The Doors można uznać za jeden z najlepszych wczesnych albumów psychodelicznych. WÅ‚aÅ›ciwie od razu po jego wydaniu Doorsi weszli do studia by nagrywać materiaÅ‚ na drugi album. Dużo piosenek powstaÅ‚o już wczeÅ›niej, przy okazji nagrywania debiutu. I tego samego roku we wrzeÅ›niu (dokÅ‚adnie 25) pojawia siÄ™ LP „Strange Days”, jeszcze bardziej psychodeliczny i mroczny od poprzedniego. Przede wszystkim jednak jakby bardziej poukÅ‚adany i równiejszy. I co najważniejsze – równie wspaniaÅ‚y. „When The Music’s Over” w zaÅ‚ożeniu bardzo przypomina „The End” z poprzedniej pÅ‚yty. DÅ‚uga, oniryczna pieśń wychwalajÄ…ca znaczenie muzyki w codziennym życiu. Już otwierajÄ…cy pÅ‚ytÄ™ numer o tym samym tytule co caÅ‚y album ukazuje postÄ™p w grze – jest to jeden z lepszych psychodelicznych kawaÅ‚ków tego okresu. „People Are Strange” to z kolei jeden z krótszych utworów, majÄ…cych za to bardziej literacki od innych tekst i przesÅ‚anie. UwagÄ™ sÅ‚uchacza zwrócić może również ciekawa okÅ‚adka (jakże inna od okÅ‚adki na debiucie). The Doors jako pierwszy wielki zespóÅ‚ (nie liczÄ…c oczywiÅ›cie Fab Four) wkroczyÅ‚ na salony psychodelii. Wyprzedzili oni swoimi albumami inne kapele rockowe. Zarówno debiutancki LP, jak i „Strange Days” dzisiaj stanowiÄ… doskonaÅ‚y zapis stylu uprawianego przez grupÄ™ w tamtym czasie. Może sÄ… nieco mniej hipisowskie, ale nadal mocno psychodeliczne i silnie osadzone w Å›wiecie LSD. W tym samym miesiÄ…cu pojawia siÄ™ również inny zespóÅ‚, który po latach bÄ™dzie jednak pamiÄ™tany tylko z powodu jednego albumu. Mowa tutaj o grupie Love pod przewodnictwem Arthura Lee. Album „Da Capo” również wychodzi na Å›wiatÅ‚o dzienne w styczniu 1967. Poprzedni LP zatytuÅ‚owany po prostu „Love” przemknÄ…Å‚ bez echa. Nie byÅ‚o tej siÅ‚y, jakÄ… wówczas muzyka rockowa potrzebowaÅ‚a. „Da Capo” jest cięższym, bardziej zadziornym albumem. Nawet kolejny „Forever Changes” taki nie bÄ™dzie. Tutaj sÅ‚ychać jeszcze wpÅ‚ywy garażu. Nie jest to czysto psychodeliczny rock. Na uwagÄ™ zwraca dÅ‚uga improwizowana pieśń „Revelation”, zajmujÄ…ca na winylu caÅ‚Ä… stronÄ™. SÅ‚ychać styl Å›piewania Lee, który stanie siÄ™ wizytówkÄ… kolejnej pÅ‚yty. Na „Da Capo” pojawiajÄ… siÄ™ również organy i saksofon. DÄ™te instrumenty również jeszcze nie teraz bÄ™dÄ… myÅ›lÄ… przewodniÄ…. Tutaj jednak caÅ‚y czas na przód wysuwa siÄ™ gitara – typowa dla Love z koÅ„ca 1966 i poczÄ…tków 1967. Dobry to album, na pewno zasÅ‚ugujÄ…cy na dÅ‚uższe poznanie. Nie zmienia to jednak faktu, że psychodelia serwowana nam przez Arthura Lee i spóÅ‚kÄ™ nie jest tak dojrzaÅ‚a jak na wydanym w tym samym czasie debiucie The Doors. Love nagrywali materiaÅ‚ na ten album też w zasadzie mniej wiÄ™cej wtedy gdy ich sÅ‚awniejsi koledzy. Niedostatki z „Da Capo” czÅ‚onkowie grupy rekompensujÄ… nam w peÅ‚ni w listopadzie tego samego roku. Wtedy to wydana zostaje jedna z najlepszych pÅ‚yt caÅ‚ego roku 1967 – „Forever Changes”. PrzepiÄ™kne melodie poÅ‚Ä…czone z delikatnÄ… nutkÄ… psychodelii (nakreÅ›lonej w naprawdÄ™ maÅ‚ym stopniu wbrew powszechnym przekonaniom, co jednak nie zmienia tego że album to czysto hipisowski i nawiÄ…zujÄ…cy do psychodelii), użyciem wielu orkiestrowych instrumentów, a także wczeÅ›niej wspomnianych dÄ™ciaków. Bogactwo kompozycji fascynuje sÅ‚uchacza od samego poczÄ…tku. „Alone Again Or” ma dźwiÄ™k gitary niczym we flamenco, „Andmoreagain” to bardzo delikatna ballada ze Å›wietnym tekstem Arthura Lee, zamykajÄ…cy pÅ‚ytÄ™ „You Set The Scene”, bardzo bogato zaaranżowany, czy w koÅ„cu najbardziej psychodeliczny na pÅ‚ycie (bardziej chodzi mi tutaj o tekst niż samÄ… melodiÄ™) „The Red Telephone”. W zasadzie „Forever Changes” nie ma sÅ‚abych punktów. Wg magazynu Rolling Stone album zasÅ‚uguje na 40 miejsce w historii najlepszych pÅ‚yt kiedykolwiek nagranych, natomiast magazyn „Q” chyba nieco przesadziÅ‚, ale jednak umieÅ›ciÅ‚ pÅ‚ytÄ™ na drugiej pozycji w rankingu na najlepsze psychodeliczne albumy wszechczasów. I co by dużo nie mówić – trzeci LP Love jest majstersztykiem, delikatnym wrÄ™cz akustycznym psychodelicznym albumem, należącym do Å›cisÅ‚ej czoÅ‚ówki albumów lat 60. A wg mnie – jest to arcydzieÅ‚o peÅ‚nÄ… gÄ™bÄ…. Bez dwóch zdaÅ„.

PiszÄ…c o Jefferson Airplane z tego roku ma siÄ™ na myÅ›li po pierwsze Grace Slick, a po drugie Surrealistic Pillow (zazwyczaj tak jest). To wÅ‚aÅ›nie ten album otwiera kolejny miesiÄ…c w roku 1967. Wydany dopiero w lutym, choć materiaÅ‚ byÅ‚ gotowy już parÄ™ tygodni wczeÅ›niej. Nie da siÄ™ zaprzeczyć, że mamy do czynienia z kolejnym muzycznym arcydzieÅ‚em. Nie tak równym jak nastÄ™pne pÅ‚yty grupy, ale chyba najbardziej hipisowskim. To tutaj znajdujÄ… siÄ™ dwa utwory które w niedÅ‚ugim czasie staÅ‚y siÄ™ hymnami mÅ‚odzieży. Mowa oczywiÅ›cie o „Somebody To Love” i „White Rabbit”. Pierwszy jest nawoÅ‚ywaniem do miÅ‚oÅ›ci – w myÅ›l hasÅ‚a „CzyÅ„my miÅ‚ość, nie wojnÄ™”, wpisujÄ…cy siÄ™ doskonale w idee wymyÅ›lone przez ruch hipisowski. Drugi natomiast to opis podróży po LSD po zaczarowanej krainie (ze szczególnym uwzglÄ™dnieniem krainy z bajki „Alicja w Krainie Czarów”), gdzie królujÄ… gÄ…sienice, grzyby, rycerze, króliki i przede wszystkim otwierajÄ…ce utwór magiczne piguÅ‚ki „czyniÄ…ce ciÄ™ wiÄ™kszym, albo mniejszym”, budzÄ…ce skojarzenia z psychodelicznymi narkotykami. To jednak nie jedyne Å›wietne utwory z tej pÅ‚yty. Mamy tutaj też znakomicie zaÅ›piewane „Today”, czy „Comin’ Back To Me” – powolne, senne ale jakże naÅ‚adowane narkotycznÄ… wizjÄ…. To naprawdÄ™ dobry album, jeden z najbardziej reprezentatywnych w epoce hipisów. W krótkim czasie Jeffersoni stali siÄ™ ukochanÄ… grupÄ… amerykaÅ„skiej mÅ‚odzieży. Nie tylko ich zachowanie, ale i teksty utworów (poza opisywaniem swoich tripów, również manifesty antywojenne) byÅ‚y bardzo bliskie buntujÄ…cym siÄ™ mÅ‚odym ludziom. Po paru Å›wietnych koncertach i wystÄ™pach na sÅ‚ynnych festiwalach (chodzi mi szczególnie o Monterey o którym napiszÄ™ później) bÄ™dÄ…c pod wyraźnym wpÅ‚ywem LSD grupa nagraÅ‚a jeden z najlepszych psychodelicznych albumów – „After Bathing At Baxter’s”. Jest on mocniejszy od poprzedniego, bardziej gitarowy i również zdecydowanie bardziej narkotyczny. Tutaj już wyraźnie zaznacza siÄ™ wpÅ‚yw gitary – co czyni ten LP Å‚Ä…cznikiem pomiÄ™dzy psychodeliÄ… a acid rockiem. Grupa nagrywaÅ‚a go w dużej mierze w nocy, pracujÄ…c do wczesnych godzin porannych co może dawać poczÄ…tkowo wrażenie nieco chaotycznych kompozycji. Ten chaos jednak urodziÅ‚ poczucie jeszcze wiÄ™kszego wpÅ‚ywu narkotyków, których z resztÄ… Jeffersoni na pewno sobie wtedy nie żaÅ‚owali. Na uwagÄ™ zasÅ‚uguje doskonaÅ‚a wrÄ™cz wspóÅ‚praca na pÅ‚ycie duetu Jorma Kaukonen (gitara prowadzÄ…ca) i Jack Casady (gitara basowa). Co do poszczególnych utworów to warto pochylić ucho od razu nad caÅ‚Ä… pÅ‚ytÄ… (z uwzglÄ™dnieniem otwierajÄ…cego „The Ballad Of You And Me And Pooneil”, dynamicznego „Wild Tyme”, niespokojnego i piÄ™knie zaÅ›piewanego „Rejoice”, czy rozimprowizowanego „Spare Chaynge”), bo jest naprawdÄ™ kapitalna.

Po poczÄ…tku roku lata miÅ‚oÅ›ci widać jak na dÅ‚oni, że wysyp genialnych pÅ‚yt dopiero nastÄ™powaÅ‚. Nie byÅ‚o wtedy zespoÅ‚u który nie graÅ‚ w duchu psychodelii, ale i dziÄ™ki temu tworzono wrÄ™cz niezapomniane pejzaże dźwiÄ™kowe. Pod tym wzglÄ™dem chyba tylko era rocka progresywnego (zespoÅ‚y Yes, King Crimson, Genesis) jest bogatsza. Co jak co – najlepsze miaÅ‚o dopiero nastÄ…pić.

Wiele grup poczÄ…tku 1967 zaczynaÅ‚o z czasem nadużywać narkotyków podczas koncertów. Kilka skrajnych przypadków mówi o rozstrajaniu gitar przez artystów bÄ™dÄ…cych pod wpÅ‚ywem, wymiotowaniu na scenie i poza niÄ…, czy beÅ‚kotaniu bezsensownych frazesów do mikrofonu. Koncerty zespoÅ‚ów psychodelicznych roztaczaÅ‚y nad sobÄ… jednak niesamowitÄ…, mistycznÄ… aurÄ™ – niepodobnÄ… do niczego innego. JeÅ›li ktoÅ› chciaÅ‚ poczuć prawdziwego ducha psychodelii to musiaÅ‚ choć raz w życiu być na takim koncercie. WÅ›ród undergroundowych kapel, grajÄ…cych czÄ™sto w starych, zadymionych klubach gdzie mieÅ›ciÅ‚o siÄ™ raptem maksymalnie 100 osób, modne byÅ‚o „wspomaganie” publicznoÅ›ci bÄ™dÄ…cej już po zażyciu psychodelików poprzez wyÅ›wietlanie na Å›cianach rozmaitych efektów Å›wietlnych. RoztapiajÄ…ca siÄ™ folia, pulsujÄ…ce Å›wiatÅ‚a, efekt „kolorowego oka” – wszystko to w poÅ‚Ä…czeniu z obÅ‚Ä™dnÄ… muzykÄ… i narkotycznym stanem dawaÅ‚o nieopisane uczucie istnienia w innym Å›wiecie. Mistrzami takiej konwencji byÅ‚y: Jefferson Airplane, Country Joe And The Fish, czy Grateful Dead. I to wÅ‚aÅ›nie przy Grateful Dead warto zatrzymać siÄ™ na sekundÄ™, bo w marcu 1967 wychodzi ich debiutancki album. PÅ‚yta nie jest w żaden sposób jednak wyznacznikiem stylu grupy. WiÄ™kszość kawaÅ‚ków (poza „Morning Dew” i „Viola Lee Blues”) ma charakter bardziej piosenkowy niż improwizacyjny. WizytówkÄ… grupy bÄ™dÄ… w przyszÅ‚oÅ›ci natomiast genialne improwizacje. Z debiutu warto zwrócić uwagÄ™ na wspomniane „Morning Dew”. Widać bardzo nieÅ›miaÅ‚e podejÅ›cie zespoÅ‚u do zaburzonego rytmu (kolejnej cechy charakterystycznej Grateful Dead), rozmarzonego wokalu czy po prostu do psychodelii (album oczywiÅ›cie psychodelicznym jest, ale w porównaniu do tego co zdarzy siÄ™ w przyszÅ‚oÅ›ci to jednak ciężko zaklasyfikować debiutancki LP do tego gatunku). Nie mniej jednak po raz pierwszy pojawiajÄ… siÄ™ improwizacje, jakże w tym czasie popularne podczas koncertów grupy. WÅ‚aÅ›ciwie może nie koncertów, lecz misteriów. Każdy bowiem uczestnik takiego „misterium” żeby zrozumieć w peÅ‚ni muzykÄ™ granÄ… przez Grateful Dead, musiaÅ‚ być po spożyciu Å›rodków psychodelicznych. Jeszcze bardziej ta tendencja bÄ™dzie widoczna w roku kolejnym, a jeÅ›li chodzi o albumy studyjne to prawdziwÄ… psychodeliÄ™ (mocno zdominowanÄ… jednak przez acid rock) Deadzi pokażą na „Anthem Of The Sun” i „Live/Dead”. Ale o tym bÄ™dzie później… A co do debiutu, to można posÅ‚uchać. Nie broniÄ™ nikomu…

W tym samym miesiÄ…cu wychodzi również album który przez wielu uważany jest za jeden z najważniejszych (jeÅ›li nie najważniejszy) w historii muzyki rockowej. Mowa tutaj o debiutanckim LP grupy The Velvet Underground zatytuÅ‚owanym „The Velvet Underground & Nico”. Ciężko jednoznacznie okreÅ›lić jaki gatunek muzyki tutaj przoduje. Poza dwoma naprawdÄ™ kapitalnymi przykÅ‚adami psychodelii („Venus In Furs” i „Heroin” – prÄ™dkość i styl piosenki sÄ… porównywane do rzeczywistego stanu po zażyciu heroiny) mamy raczej do czynienia z rockiem alternatywnym. Co wydaje siÄ™ dziwne, bo przecież mamy dopiero rok 1967… Na tym wÅ‚aÅ›nie polega nowatorstwo tego albumu. Nikt nie chciaÅ‚ go sÅ‚uchać w epoce hipisów. Nikt również wczeÅ›niej tak ostro nie pisaÅ‚ o dragach jak Velveci na tej pÅ‚ycie. Ogólnie tematy na niej poruszane sÄ… lekko mówiÄ…c kontrowersyjne. LP jednak zostaÅ‚ doceniony (i chyba przeceniony) dopiero po latach. Jakiegokolwiek nie miaÅ‚bym zdania na temat debiutu Velvet Underground to jedno trzeba przyznać – wywarli przeogromny wpÅ‚yw na rozwój muzyki. Wyprzedzili epokÄ™ o dziesiÄ™ciolecie, zastosowali mnóstwo rozwiÄ…zaÅ„ stylistycznych nieznanych wówczas nikomu. Chociażby dlatego każdy szanujÄ…cy siÄ™ fan muzyki rockowej (i psychodelicznej również) powinien poznać ten album od poczÄ…tku do koÅ„ca. Ze szczególnym uwzglÄ™dnieniem dwóch wymienionych wczeÅ›niej kawaÅ‚ków.

Nadchodzi kwiecieÅ„ 1967. Bardzo ważny miesiÄ…c dla psychodelii. Pojawia siÄ™ na Å›wiecie (w koÅ„cu) jeden z moich ulubionych albumów psychodelicznych i jeden z najlepszych w ogóle – „Electric Music For The Mind And Body”. Tak mocnej psychodelii jaka jest zawarta na tym albumie próżno szukać wczeÅ›niej. Absolutnie narkotyczny nastrój, obÅ‚Ä™dne brzmienie gitar i w niektórych miejscach uÅ›piony wokal – te czynniki sprawiajÄ… że sÅ‚uchacz chcÄ…c nie chcÄ…c czuje prawdziwego ducha rocka psychodelicznego (wystarczy już nawet popatrzeć na okÅ‚adkÄ™, na której mamy zespóÅ‚ w czterech odsÅ‚onach na koncertach za każdym razem wystÄ™pujÄ…cego na tle wspomnianych przeze mnie wczeÅ›niej efektów Å›wietlnych „wspomagajÄ…cych publikÄ™”) . Warto zaznaczyć że duża cześć albumu (jak na przykÅ‚ad kapitalny „Bass Strings”) byÅ‚a gotowa już pod koniec roku 1966. Gdyby już wtedy caÅ‚y LP wyszedÅ‚ na Å›wiatÅ‚o dzienne staÅ‚by siÄ™ z miejsca obiektem kultu i po dziÅ› dzieÅ„ uznawany by byÅ‚ za bezapelacyjnie najlepszy album z krÄ™gu psychodelii. Nie zmienia to jednak faktu, że jak na czas w którym zostaÅ‚ wydany byÅ‚ na tyle nowatorski i pionierski, że później bardzo wiele zespoÅ‚ów przyznawaÅ‚o siÄ™ do wzorowania siÄ™ na muzyce Country Joe And The Fish (m. in. West Coast Pop Art Experimental Band, Serpent Power, Bruce Palmer). Kolejny album wydany tego samego roku w listopadzie zatytuÅ‚owany „I-Feel-Like-I'm-Fixin'-to-Die” nie byÅ‚ już tak porywajÄ…cy i psychodeliczny jak debiut, ale odniósÅ‚ jednak wiÄ™kszy sukces komercyjny gÅ‚ównie za sprawÄ… otwierajÄ…cego pÅ‚ytÄ™ utworu (majÄ…cego taki sam tytuÅ‚ jak caÅ‚y LP). ByÅ‚ to typowy protest song, co w tamtych czasach z miejsca przysparzaÅ‚o popularnoÅ›ci. Z innych ciekawych dzieÅ‚ z tej pÅ‚yty warto nadmienić dwa bardzo psychodeliczne, stylistycznie pasujÄ…ce idealnie do debiutu „Magoo” i „Pat’s Song”. Nie da siÄ™ jednak ukryć, że to nie ten sam poziom psychodelii co na debiutanckim LP. Nie mniej jednak to wciąż Country Joe And The Fish – a wiÄ™c obok obydwu tych arcydzieÅ‚ (szczególnie wczeÅ›niejszego) nie można przejść obojÄ™tnie.

KwiecieÅ„ byÅ‚ w roku 1967 takim miesiÄ…cem, który zapoczÄ…tkowaÅ‚ olbrzymie, wrÄ™cz rewolucyjne zmiany w postrzeganiu rocka psychodelicznego (i w ogóle rocka). Od tamtej pory nagrywano pÅ‚yty już nie tylko pod kÄ…tem oczarowania sÅ‚uchaczy wspaniaÅ‚ymi melodiami i sÅ‚odkimi tekstami – tylko gÅ‚ównie po to, żeby zarówno muzycznie jak i w miarÄ™ możliwoÅ›ci tekstowo ukazać stan po zażyciu narkotyków. PÅ‚yta „Electric Music For The Mind And Body” byÅ‚a tego doskonaÅ‚ym przykÅ‚adem. Idealnie nadawaÅ‚a siÄ™ do wszelkiego rodzaju wspólnego „tripowania”, gdyż jedynie wzmagaÅ‚a wizje wywoÅ‚ujÄ…ce przez psychodeliki (za pomocÄ… mistycznych tekstów, niesamowitych melodii i również piekielnie psychodelicznej okÅ‚adki – co stwarzaÅ‚o tÄ™ pÅ‚ytÄ™ prawdziwym totemem psychodelicznym). Zaczęło wiÄ™c powstawać coraz wiÄ™cej albumów które mogÅ‚yby dorównać osiÄ…gniÄ™ciu Country Joe i Rybki. Wszystkie najwiÄ™ksze dzieÅ‚a tego typu powstaÅ‚y tuż po „Lecie MiÅ‚oÅ›ci” 67’. Można wiÄ™c siÄ™ Å‚atwo domyÅ›lić, że różne substancje psychoaktywne bÄ™dÄ…ce podczas Lata MiÅ‚oÅ›ci na porzÄ…dku dziennym „pomogÅ‚y” w jakiÅ› tam sposób twórcom i efekty byÅ‚y naprawdÄ™ porażajÄ…ce. PorażajÄ…ce gÅ‚ównie pod wzglÄ™dem zbliżenia siÄ™ do ideaÅ‚u przedstawienia wizji ponarkotycznej. Ze wszystkich trzech takich arcydzieÅ‚: The Piper At The Gates Of Dawn, H.P Lovecraft, Easter Everywhere, absolutnie każde zasÅ‚ugiwaÅ‚o na gÅ‚Ä™bsze poznanie. O tych genialnych albumach bÄ™dzie jednak za moment, bo trzeba powrócić jeszcze na chwilÄ™ do wspomnianego „Lata MiÅ‚oÅ›ci” i dwóch wydarzeÅ„ które wstrzÄ…snęły muzykÄ… psychodelicznÄ… i rockowÄ….

James Marshall Hendrix urodziÅ‚ siÄ™ 27 listopada 1942 roku. Od dziecka przejawiaÅ‚ zdolnoÅ›ci (i chÄ™ci) do gry na gitarze. Mimo iż pierwszym jego instrumentem byÅ‚a harmonijka ustna, to jednak w roku 1957 zakupiÅ‚ swojÄ… pierwszÄ… gitarÄ™. Elektryka dostaÅ‚ od swojego ojca, dwa lata później. Od tamtej pory obserwować można rozwój najwiÄ™kszego gitarzysty wszechczasów. ZostaÅ‚ na krótko wcielony do wojska (zwolniony bo podobno źle upadÅ‚ podczas skoku spadochronowego). Po tych wydarzeniach zaczÄ…Å‚ dorabiać tu i tam w lokalnych zespoÅ‚ach (razem z kompletnie nieznanymi dzisiaj The Squires czy podczas wielu sesji z bardziej znanymi muzykami). Pod koniec roku 1966 (konkretnie w październiku) nastÄ™puje przeÅ‚om w karierze artysty – zmienia on wtedy swoje imiÄ™ na Jimi, od tej pory bÄ™dÄ…c już wyÅ‚Ä…cznie Jimim Hendrixem, natomiast jego zespóÅ‚ wraz z Noelem Reddingiem i Mitchem Mitchellem nosiÅ‚ bÄ™dzie nazwÄ™ The Jimi Hendrix Experience. Od tej pory stopniowo z biegiem miesiÄ™cy sÅ‚ychać bÄ™dzie coraz gÅ‚oÅ›niej również o brytyjskiej odmianie psychodelicznego rocka (The Beatles przestanÄ… być osamotnieni). KolejnÄ… przeÅ‚omowÄ… datÄ… w karierze Hendrixa jest 15 maja 1967. Wtedy zostaje wydany album „Are You Experienced?”, bÄ™dÄ…cy w mojej subiektywnej opinii jednym z najwiÄ™kszych pod wzglÄ™dem nowatorstwa albumów w historii. To już nie byÅ‚a ewolucja, tylko Rewolucja. Hendrix gra na nim jak natchniony, wytyczajÄ…c nowe Å›cieżki rozwoju dla gitarzystów. Nikt tak mocno wtedy nie graÅ‚. Chyba, że Cream. To na „Are You Experienced?” można doszukiwać siÄ™ źródÅ‚a pomysÅ‚ów dla setek pÅ‚yt hardrockowych wydanych w latach 70., które przyczyniÅ‚y siÄ™ w nastÄ™pnej kolejnoÅ›ci do ewolucji w metal. Przy okazji Hendrix dzisiaj jest utożsamiany również z muzykiem silnie zwiÄ…zanym z epokÄ… hipisowskÄ…. WpÅ‚ynÄ…Å‚ na to styl ubierania siÄ™ HeÅ„ka (chusty, opaski, rzemyki, kolorowe koszule) i ogólnie styl bycia/życia. Nie od dziÅ› wiadomo, że lubiÅ‚ nadużywać alkoholu i tych bardziej miÄ™kkich narkotyków (z trawkÄ… i LSD na czele). Z upÅ‚ywem lat Hendrix musiaÅ‚ również zacząć brać Å›rodki pobudzajÄ…ce i różnego rodzaju tabletki nasenne. Te ogromne iloÅ›ci chemii jakie przyjmowaÅ‚ byÅ‚y w kilku momentach życia jedynÄ… podporÄ…. DziÄ™ki temu powstaÅ‚y kapitalne albumy gitarowe, na których wychowaÅ‚a siÄ™ caÅ‚a mÅ‚odzież hipisowska. PrawdziwÄ… sÅ‚awÄ™ Hendrixowi przyniesie jednak nie wydanie debiutanckiego albumu, ale wystÄ™py (a w szczególnoÅ›ci jeden, o którym za moment). PrzytaczajÄ…c każdy fakt z życia gitarzysty można wpaść w zdumienie. Co do debiutu to oczywiÅ›cie nie trzeba nikogo namawiać żeby przesÅ‚uchaÅ‚ caÅ‚Ä… pÅ‚ytÄ™. ZnajdujÄ… siÄ™ tutaj utwory czysto psychodeliczne/acid rockowe („Third Stone From The Sun”, „Are You Experienced?”, I Don’t Live Today”), hardrockowe ze Å›wietnymi riffami („Foxy Lady”, „Purple Haze”), nieco spokojniejsze, niekiedy balladowe („Hey Joe”, The Wind Cries Mary”), czy też bluesowe („Red House”, „Remember”) bowiem Hendrix – jak z resztÄ… wielu gitarzystów lat 60. – byÅ‚ uczniem bluesa. Kapitalna to pÅ‚yta – coÅ› niesamowitego jak pomyÅ›li siÄ™, że dzisiaj wciąż brzmi Å›wieżo mimo iż ma już ponad 40 lat. Tego samego roku Hendrix wydaÅ‚ jeszcze jeden album – „Axis: Bold As Love” (w grudniu, ale nie po poÅ‚udniu). Nieco sÅ‚abszy, ale wciąż genialny. Tutaj nieznacznie usunÄ…Å‚ siÄ™ w cieÅ„ by dać siÄ™ wyszaleć dwójce Redding – Mitchell. Nadal jednak nasze uszy karmione sÄ… wspaniaÅ‚ymi dźwiÄ™kami z „Little Wing” czy też z nowatorskiego „Bold As Love”. Obie pÅ‚yty zostaÅ‚y docenione przez fachowe pisma muzyczne. Magazyn Rolling Stone umieÅ›ciÅ‚ je odpowiednio na 15 i 82 w rankingu na najlepsze pÅ‚yty wszechczasów. Już to pokazuje jakim Jimi byÅ‚ artystÄ…. Te pÅ‚yty sÄ… wrÄ™cz bezcennym zapisem. Dwie z trzech wydanych przez niego w studiu za życia. Spoczywaj w pokoju Mistrzu.

Czytaj na stronie: 1 | 2

 
SÅ‚uchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.