ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

felietony

26.05.2014

Miles Davis Way albo Miles Davis i ulice Nowego Jorku

Miles Davis Way albo Miles Davis i ulice Nowego Jorku

„Miał bardzo złożoną osobowość. Podtrzymywał ten niedobry, gburowaty wizerunek na pokaz, może by trzymać ludzi z dala, bo sąsiadem był cudownym” – Shirley Zafirau

Jak zapisałem przed rokiem w felietonie „Oblicza Milesa albo Strange Case of Dr Jekyll and Mr Hyde i przed laty dwoma w artykule „Miles Davis na piedestale”, Tom Hoechst, burmistrz amerykańskiego miasteczka Alton w stanie Illinois, w którym dokładnie 88 lat temu, 26 maja 1926 roku przy 1112 Milnor Street przyszedł był na świat Dark Magus, powiadomił w sobotę 19 maja 2012 roku podczas siódmego Miles Davis Jazz Festival, iż podjęte zostaną starania, aby ulokować w centrum miasta, na West Third Street, pomnik upamiętniający genialnego jazzmana. Celem szczytnego przedsięwzięcia były i są nie tylko kwestie kulturalne, w tym potrzeba upamiętnienia nietuzinkowej postaci i przypomnienia urbi et orbi o miejscach jej narodzin, ale również chęć przyciągnięcia do Alton adoratorów Davisowej twórczości i związana z tym możliwość podreperowania miejskiego budżetu. Gwoli przypomnienia i nie tylko dodać można też, iż pewną rolę w całej tej sprawie odgrywa niejaka rywalizacja o Davisa z pobliskim, położonym jakieś 25 mil na południe od Alton niewielkim East St. Louis, dokąd rodzice Davisa przenieśli się wkrótce po narodzinach syna i gdzie ten wraz z rodzeństwem dorastał.

By nieco przybliżyć okres spędzony przez Davisa w ostatnim ze wspomnianych miast, warto przywołać kilka obrazków, jakie zawarł Trębacz w swojej autobiografii, nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego na nowo wydanej w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego w ubiegłym roku, tym razem w twardej oprawie, lecz niestety bez indeksu osobowego[1], jaki Miles Davis w dzieciństwieznalazł się w wydaniu Constanti z 2006 roku[2]: „Dorastanie w East St. Louis nie było bezpieczną sprawą, bo mnóstwo ciziów, czarnych i białych, potrafiło ci mordę skuć na kwaśne gówno. Ja sam zacząłem się bić dopiero jako nastolatek. [...] Nie zrozumcie mnie źle, biłem się z różnymi dupkami i w ogóle, zwłaszcza jak mnie przezywali „Gryka”, bo byłem mały, chudy i ciemny. [...] Nie lubiłem przezwiska „Gryka”, bo mi się nie podobało wszystko, co to oznaczało, ten cały gówniany obrazek „naszego gangu”, który biali wyrobili sobie na temat czarnych. Ja przecież wiedziałem, że jestem inny, że każdy w mojej rodzinie jest kimś [...]. Już wtedy byłem świadom, że bronić swego trzeba własnymi pięściami. No to puszczałem je w ruch. Ale do gangu nigdy nie należałem. I nie sądzę też, żebym był arogancki, raczej pewny siebie. Wiem, czego chcę, zawsze wiedziałem, jak daleko sięgam pamięcią. Nikt mnie nie nastraszy. Z tym że w czasie, kiedy dojrzewałem, chyba mnie lubiano, chociaż mało się odzywałem. Do dziś zresztą nie lubię się za dużo odzywać”[3].

Znający choć nieco biografię i złożoną osobowość Davisa Czytelnik z pewnością dostrzega w zacytowanych słowach już te cechy charakteru młodego Milesa, z jakich dał się on poznać jako człowiek dorosły – poczucie własnej godności, wartości, a może nawet wyjątkowości, zdecydowanie, buta i pewność siebie, z czasem istotnie ujawniająca się nieraz pod postacią przesadnie okazywanej arogancji, skądinąd przesądzającej (pomijając już np. talent artystyczny i umiejętność dobierania sobie właściwych współpracowników, wyrabiania i promowania ich) o sile przebicia Trębacza i jego pozycji w muzycznym biznesie, nadto pewną gotowość do podejmowania ryzyka nawet w sytuacji zagrożenia, dalej nieugiętość, małomówność i nieprzystępność. Jak również widać, charakter Milesa hartował się po części w opozycji do innych czarnoskórych mieszkańców East St. Louis, spośród których wyróżniała chłopca pozycja materialna i społeczna jego rodziny, jak też wykształcenie rodziców, nade wszystko zaś w opozycji do białych, ówcześnie w Stanach Zjednoczonych w znacznej liczbie rasistów, z lubością przypominających Afroamerykanom ich niewolniczą, w istocie zasnutą głęboką czernią kiru przeszłość, co ujawnia choćby złośliwe przezwisko używane pod adresem Davisa – buckwheat, czyli właśnie „gryka”, która z jednej strony stanowiła symbol pracy na plantacjach, z drugiej – pogardliwe określenie czarnych, zwłaszcza tych o jaśniejszej karnacji.

Nim powróci się do głównego toku wywodu i przy okazji w pewnym momencie jeszcze wspomni o jednej z najgłośniejszych, a bodaj nawet najgłośniejszej utarczce Milesa z białymi, warto przytoczyć i inny obrazek z dzieciństwa czarnoskórego dzieciaka, zamieszkującego jeden ze środkowo-zachodnich stanów USA i dotkliwie odczuwającego narzucającą się na każdym kroku i każdego dnia, powodującą gorycz i w niejednym umyśle i sercu rozniecającą bunt nieznośną segregację, która wielu wpędzała w kompleks niższości: „W szkole było tak samo nielekko jak na ulicy. Dalej przy tej samej ulicy, gdzie mieszkałem, mieściła się szkoła dla białych, zdaje się imienia Irvinga, czyściutka jak kryształ. Czarnym nie wolno tam było chodzić, musieliśmy ją mijać, bo nasza szkoła stała dalej. W Johnie Robinsonie mieliśmy dobrych nauczycieli, na przykład siostry Turner. To były prawnuczki Nata Turnera i odziedziczyły po nim świadomość rasową. Uczyły nas dumy z tego, kim jesteśmy. Nauczyciele byli dobrzy, ale czarne szkoły były kompletnie rozpieprzone, klozety przeciekały i w ogóle. Jechało stamtąd jak z otwartego szamba [...]. Czarne dzieci traktowano jak jakieś bydło”[4].

Przenosząc się niedaleko w przestrzeni, a – z perspektywy życia człowieka - znacznie w czasie, i powracając do pomnika, należy odnotować, iż pomysłodawcy, skupieni w specjalnie zawiązanym Miles Davis Memorial Project, koszt jego wykonania i wystawienia oszacowali na około 50.000-200.0000 dolarów, zaś czas potrzebny na realizację całego przedsięwzięcia na 2 do 5 lat. Zdecydowali też, że sama statua ma zostać odlana z brązu, a ukazywać Trębacza „naturalnej wielkości” i w pozie znanej obecnie może głównie z okładki znakomitej jego płyty z 1971 roku, A Tribute to Jack Johnson. Jared Hennings, jeden z autorów projektu, zakomunikował 4 maja ubiegłego roku przybyłym do galerii Jacoby Arts Center na 8th Annual Miles Davis Jazz Festival, iż spośród dziesięciu potencjalnych rzeźbiarzy dotychczas wytypowano czterech, a spośród nich, jak w pewien czas później ujawniono – wyłoniono jednego, a był nim artysta-rzeźbiarz i jazzman Preston Jackson, emerytowany profesor School of the Art Institute of Chicago (SAIC) i miłośnik Davisowej twórczości: „Zacząłem grać na gitarze jazzowej mając 14 lat. Miles Davis był jednym z ojców bebopu. Był dla mnie bohaterem. Każdy chciał mówić jak on, wyglądać jak on i, oczywiście, grać tak jak on”[5]. W jakieś dwa i pół miesiąca później, w sobotę 20 lipca 2013 roku zaprezentowano projekt samej statuy i aranżacji miejsca jej usytuowania, rozpoczęto też sprzedaż pamiątkowych cegiełek po 75 dolarów za sztukę oraz, dla zamożniejszych, granitowych bloków o rozmiarze 12 x 12 cali w cenie 400 dolarów. Zarazem rada miejska Alton zaaprobowała w środę 24 lipca owego roku wystawienie statuy przy 117 West Third Street.

Podług optymistycznych prognoz i ubiegłorocznych szacunków erekcję pomnika, znaczy się jego wzniesienie miało się udać zrealizować w 2014 roku, do czego jednak nie doszło. Dlaczego? Powodem jest przeciągająca się zbiórka funduszy – pomimo wsparcia uzyskanego ze strony miasta, biznesu i lokalnej społeczności dotychczas zebrano kwotę około 50 tysięcy dolarów. Jak więc widać, wciąż jeszcze brakuje pieniędzy na wdrożenie projektu – kiedy to nastąpi, a, niechże zaznaczę, każdy może przyłożyć do tego rękę, o czym informuje strona Pride Incorporated, Preston Jackson będzie mógł rozpocząć prace nad rzeźbą, które zająć mu mają mniej więcej pół roku. Cóż, nie powiodło się w tym, to może powiedzie się w przyszłym roku, chyba że realizację przesunie się już na przypadającą w roku 2016 90. rocznicę urodzin Davisa. Czas pokaże.

O tym, że w Alton o Milesie nie zapomniano, niech świadczy też zorganizowany w sobotę 17 maja tego roku w godzinach 17:00-20:00 9th Annual Miles Davis Jazz Festival, który ponownie odbył się w mieszczącym się przy 627 East Broadway w Alton Jacoby Arts Center. Headlinerem wydarzenia, na które wstęp kosztował 25 dolarów, było Russell Gunn Trio.

Jak zapisałem przed rokiem, lecz z przyczyn obiektywnych nie informowałem przed laty dwoma, nie wyłącznie w położonym nad rzeką Missisipi, a starającym się kulturalnie poradzić sobie ze skutkami światowego kryzysu Alton trwa proces upamiętniania Trębacza. Oto w Nowym Jorku odbyła się w czwartkowe popołudnie 16 maja 2013 roku Medallion Ceremony, zorganizowana przez The New York City Landmarks Preservation Commission uroczystość przybicia i odsłonięcia medalionu upamiętniającego miejsce, w którym Wielki Miles w latach 1958-1983, zatem przez ćwierć wieku mieszkał, tworzył i rozrabiał. Dom ten to znajdujący się pod numerem 312 na Zachodniej Siedemdziesiątej Siódmej Ulicy na Manhattanie piękny, czteropiętrowy budynek typu brownstone, który dzięki udekorowaniu go nieładnym medalionem z emaliowanej porcelany trafił na listę zabytków oraz atrakcji kulturalnych i turystycznych Wielkiego Jabłka.

Natomiast o czym ani przed rokiem, ani przed laty dwoma nie informowałem, to fakt, iż we wtorek 17 grudnia 2013 roku, zatem na dwa tygodnie przed zakończeniem swojego urzędowania, burmistrz Michael Bloomberg, od 1 stycznia bieżącego roku zastąpiony na burmistrzowskim stolcu przez Billa de Blasio, podpisał uchwałę w sprawie przemianowania Zachodniej Siedemdziesiątej Siódmej, dokładnie na odcinku pomiędzy Riverside Drive a West End Avenue, na „Miles Davis Way”, Ścieżkę czy Drogę Milesa Davisa.

W owym przemianowaniu wielka zasługa pracującej jako przewodnik po mieście Shirley Zafirau, damy, która przed laty była sąsiadką Davisa, a która od 1963 roku po dziś dzień zamieszkuje przy West 77th Street i nadal ciepło wspomina sąsiedztwo Trębacza. To właśnie ona przed czterema czy pięcioma laty, zorientowawszy się, iż wielu muzyków, jak choćby Duke Ellington, ma „swoje” ulice w Nowym Jorku, jednak nie ma pośród nich jej nieodżałowanego sąsiada, złożyła petycję z prośbą o nadanie imienia Milesa Davisa rogowi West 77th Street i West End Avenue, zatem to w głównej mierze jej inicjatywie należy przypisać pomysł utworzenia „Miles Davis Way”. Warto także przywołać jej słowa o Trębaczu, ukazujące nie wielką i rzekomo wyjątkowo antypatyczną gwiazdę sceniczną, ale zwykłego człowieka, faceta z sąsiedztwa, udającego się do tych samych sklepikarzy, co inni, faceta, który przechadzał się po okolicy i przyjaźnie zagadywał swoim zachrypniętym głosem do ludzi z tej samej ulicy Hey, how’s it going?, „Hej, jak leci?”, albo też podjeżdzał jedną ze swoich superbryk, Ferrari czy Lamborghini, i wołał zza kierownicy: Hey, where are you going?, „Cześć, dokąd się wybierasz?”. Właśnie panią Zafirau Miles tak nieraz dokądś podwoził, to do pracy, to na zakupy lub w jeszcze inne miejsca, jak powiedziała ostatnio dziennikarzowi „The Root”: So whenever he’d see me on the street, he’d say, ‘You need a ride?’. He was cool, nice and a little quiet, „Ilekroć zobaczył mnie na ulicy, pytał, ‘Potrzebujesz podwózki?’. Był super, zawsze miły i trochę cichy”[6].

W tym miejscu znowuż można na moment przenieść się w przeszłość, by pokrótce przypomnieć, co też Miles jeszcze porabiał na ulicach Nowego Jorku. I tak napomknąć można, że zaraz po przyjeździe do tej metropolii we wrześniu 1944 roku starał się namierzyć swoich idoli, jakimi byli w tym czasie dla niego trębacz John „Dizzy” Gillespie i saksofonista Charlie „(Yard)Bird” Parker, za którymi sporo nałaził się, nim wreszcie ich odnalazł. Jak zapisałem w tekście poświęconym pierwszym nagraniom Milesa[7], po latach owe poszukiwania przeszły nawet do legendy, stając się podstawą dla licznych opowieści. Współautorem jednej z nich stał się Polak, Marek Łoś, spod którego ręki wyszły ilustracje do napisanej przez Roberta Burleigha książki dla dzieci i dorosłych, Lookin’ for Bird in the Big City (2001), za którą The New York Society Library przyznało twórcom prestiżową nagrodę. Później, na początku lat 50., kiedy Miles wpadł w nałóg heroinowy i wylądował na dnie, począł szwendać się po ulicach Nowego Jorku, by zarobić na dragi, w czym pomagały mu prostytutki, których był „opiekunem”. Prawdopodobnie mało kto o tym pamięta, iż w wiele lat później spożytkował te swoje „stręczycielskie” doświadczenia, mianowicie w 1986 roku, kiedy to wystąpił w Miami Vice, „Policjantach z Miami”, grając alfonsiaka i dilera narkotyków. Jak wyznał ze zwykłą dla siebie szczerością: „Samo granie nie było trudną sprawą. Wiedziałem, jak zagrać alfonsa, bo co nieco pamiętałem ze starych czasów. [...] Granie przyszło mi łatwo, bo w każdym facecie siedzi coś z alfonsa”[8]. Wreszcie to po ulicach Nowego Jorku Miles pędził i rozbijał się swoimi samochodami sportowymi, choćby białym kabrioletem Ferrari, który, zmieniając Mercedesa, zakupił w 1958 roku, robiąc potem furorę, gdziekolwiek nim zajeżdżał ze swoją ukochaną, piękną tancerką Frances Taylor, miłością swojego życia. Już lata później, właśnie siedząc pewnego jesiennego wieczoru 1969 roku w swojej bryce, kolejnym Ferrari, tym razem z Marguerite Eskridge, został ostrzelany na Brooklynie przez trzech czarnoskórych gangsterów, którzy pomylili go z kimś innym. Sam Miles, do którego oddano około pięciu strzałów, mimo że został trafiony w lewy bok, z zamachu wyszedł cało. Gorzej powiodło się owym koleżkom – ponoć ten, który strzelał, został wkrótce ukatrupiony przez kogoś, komu nie spodobało się, że strzelano do Milesa, do którego uszu wiadomość o śmierci zamachowca doszła, gdy kilka tygodni później sączył drinka w jakimś barze w Harlemie. Kim były owe zbiry i czego dokładnie chciały, z całą pewnością nie wiadomo. Prawdopodobnie poszło o to, że czarnym organizatorom koncertów na Brooklynie nie spodobało się, że wszystkie kontrakty przejmują biali, z czym łączyło się niedopuszczanie Afroamerykanów do zysków. Odpowiedzialny za to ponoć miał być jakiś czarny, lecz bynajmniej nie był to Miles Davis.

Natomiast odnosząc się do zaanonsowanej powyżej utarczki z białymi, a właściwie – z białym policjantem, wspomnę, iż doszło do niej 26 sierpnia 1959 roku, gdy Miles odprowadził na postój taksówek przed klubem Birdland ładną białą dziewczynę, niejaką Judy. Wówczas nieoczekiwanie został zaczepiony przez białego policjanta, Geralda Kilduffa, który, nie podając przyczyny, kazał mu zjeżdżać. Kiedy zaś Trębacz tego nie uczynił, tłumacząc: „Ruszać, a po co? Ja tu pracuję. Tu widnieje moje nazwisko, Miles Davis”[9], wyskoczył niczym Filip z konopi pewien detektyw w cywilu, Donald Rolker, który zdzielił muzyka pałą po głowie, tym samym mocno go raniąc. Ponieważ sytuacja zaczęła wymykać się gliniarzom spod kontroli, tak że nieomal zaczęła się rozróba na tle rasowym, Milesa odwieziono na komisariat. A co tam zobaczył i jakie wyniósł stamtąd wrażenia? Jak najgorsze. „Patrzę, a na ścianie wisi informacja, reklamująca wycieczki do Niemiec. Minęło dopiero czternaście lat od wojny, a oni wybierają się tam podszkolić w swoich sprawach. Tak stoi w tej ulotce, pewnie uczą ich tam brutalności i takich różnych, uczą ich tak gnębić czarnuchów tu, jak hitlerowcy gnębili tam Żydów. Nie mogłem w to uwierzyć, przecież ci faceci niby mają nas chronić przed złem. Nic nie zrobiłem, pomogłem tylko kobiecie wsiąść do taksówki, tyle że ona akurat była biała, a białemu policjantowi się nie spodobało, że czarny robi takie rzeczy”[10]. Sprawa trafiła na pierwsze strony nowojorskich gazet, a na korzyść Davisa musiały przemawiać pstryknięte mu zdjęcia – najpierw z rozbitą, a potem zaszytą i zabandażowaną już głową, z silnie zakrwawioną marynarką koloru khaki, wreszcie z Frances, w towarzystwie której opuścił areszt. Policja asekuracyjnie oskarżyła Milesa o stawianie oporu i czynną napaść na policjanta i dopiero po dwóch miesiącach obrońcy muzyka udało się oczyścić go z zarzutów. Jak w autobiografii wyznawał potem Davis: „Takich numerów, jak stawianie oporu przy aresztowaniu i podobne pierdoły, mógłbym się spodziewać kiedyś w East St. Louis [...], ale nie tu, w Nowym Jorku, ponoć najbardziej czadowym i luzackim mieście na świecie. Ale cóż, wokół mnie byli sami biali i w ten sposób przekonałem się, że w takich sytuacjach dla czarnego nie ma sprawiedliwości”[11]. I dalej: to była „naprawdę kijowa historia, która znowu odmieniła całe moje życie, mój stosunek do spraw. Napełniła mnie goryczą i cynizmem. I to w momencie, kiedy na nowo czułem się zadowolony ze zmian, jakie zachodziły w tym kraju. [...] Jednak w wyniku tego zajścia zmieniłem się na amen [...]”[12]. To wydarzenie, jak i inne, wynikające z panującego w Stanach Zjednoczonych rasizmu i segregacji traumatyczne doświadczenia kształtowały w życiu Davisa jego częstokroć niechętny stosunek do białych: „W tym czasie niektórzy – biali – przebąkiwali coraz częściej, że jestem „zbuntowany”, że jestem „rasistą” i inne podobne bzdury. Otóż wobec nikogo nie byłem rasistą, co jednak nie oznacza, że pozwolę sobie srać na łeb tylko dlatego, że ten drugi to biały. Nie szczerzyłem się do publiki, nie przebierałem nóżkami, nie łasiłem się z paluszkiem w dupie o zasiłek i nie uważałem się za osobę gorszą od białego człowieka. Tak samo mieszkałem w Ameryce i starałem się osiągnąć wszystko, co mogło być w zasięgu”[13]. Winno się o tym pamiętać i wystrzegać upraszczających stwierdzeń, szkalujących Davisa jako „czarnego rasistę”, jednocześnie mając na uwadze, że za jednego z najbliższych przyjaciół uznawał on „białego” Gila Evansa oraz że zawsze chętnie współpracował z białymi muzykami, co zresztą wielu czarnych miało mu za złe. Warto również pamiętać, że ciepło wspominająca Davisa pani Zafirau, jego długoletnia i zapewne szczerze lubiana przezeń sąsiadka, także jest białą kobietą.

Zbliżając się do końca niniejszego felietonu, a powracając jeszcze na moment w okolice dawnego Davisowego domu na Upper West Side na Manhattanie, budynku, w którym niegdyś mieściła się cerkiew, wypadnie wspomnieć, że inauguracja Miles Davis Way nastąpiła w poniedziałek 26 maja 2014 roku, tedy w kolejną rocznicę narodzin Wspaniałego Trębacza, w trakcie oficjalnej i otwartej na gapiów uroczystości, trwającej od południa, zatem godziny dwunastej zero zero, do godziny 14:30 czasu ichniejszego, tzn. miejscowego, nowojorskiego. W owej celebracji, która zgromadziła około 1000 osób, udział wzięły nie tylko władze i szeregowi mieszkańcy miasta, w tym pani Shirley Zafirau, ale też wzruszeni całą sytuacją, uszczęśliwieni bliscy Trębacza – córka Cheryl Davis, syn Erin Davis i siostrzeniec Vince Wilburn Jr.

Co jednak dziś, to jest w poniedziałek 26 maja (nie zapomnij, Szanowny Czytelniku, o obchodzonym w Polsce Dniu Matki) 2014 roku najistotniejsze, to to, aby pamiętać, że Miles Dewey Davis III, któremu na ArtRocku w każdą sobotę spojrzeć można prosto w oczy, gdyby tylko żył, obchodziłby 88 urodziny, zakończę przeto niniejszy wywód następującym powinszowaniem:

Happy Birthday, Miles, wherever You are!

 


[1] Miles Davis, Quincy Troupe, Miles. Autobiografia, przeł. Filip Łobodziński, Wrocław 2013.

[2] Miles Davis, Quincy Troupe, Miles. Autobiografia, przeł. Filip Łobodziński, Warszawa 2006.

[3] Tamże, s. 17-18.

[4] Tamże, s. 18.

[5] Camille Phillips, Efforts Underway to Erect Statue of Miles Davis in Alton, artykuł ze strony St. Louis Public Radio z dnia 23 sierpnia 2013 roku: http://news.stlpublicradio.org/post/efforts-underway-erect-statue-miles-davis-alton [dostęp: 26 maja 2014].

[6] Greg Thomas, Miles Davis Way Unveiled in New York City, artykuł ze strony „The Root” z dnia 27 maja 2014 roku: http://www.theroot.com/articles/culture/2014/05/miles_davis_way_is_unveiled_in_new_york_city.html [dostęp: 28 maja 2014].

[7] Miles Davis First Miles.

[8] Miles Davis, Quincy Troupe, op. cit., s. 389.

[9] Tamże, s. 245.

[10] Tamże, s. 246.

[11] Tamże, s. 247.

[12] Tamże, s. 245 i 247.

[13] Tamże, s. 248.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.