ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
- 21.07 - Warszawa
- 26.07 - Łódź
- 27.07 - Łódź
- 28.07 - Łódź
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
- 28.07 - Ostrów Wielkopolski
 

koncerty

27.10.2011

The Legendary Pink Dots: W kipieli tęczowego gulaszu, Warszawa, Progresja, 23 Października 2011

The Legendary Pink Dots: W kipieli tęczowego gulaszu, Warszawa, Progresja, 23 Października 2011
Słowem i gestem poświadczył po raz kolejny wielki artyzm Krop, które w niedługim czasie wprowadziły swych wyznawców w iście parareligijny trans bez potrzeby palenia trawy czy świętych ksiąg na scenie.

Przedostatni weekend października roku pańskiego 2011 był wyjątkowo bogaty w wydarzenia kulturalne w dwóch miastach Polski – Krakowie i Warszawie. Poziomem rozrywki przewyższył on jednak policealne wspomnienia autora o niemniej obfitym w eventy czerwcu '97. Wtedy na scenie najbardziej kosmicznego obiektu Katowic, Spodka, wystąpili w kilkudniowym odstępie czasu Jethro Tull i Emerson, Lake & Palmer – co jak na owe mało koncertowe czasy wydawało się ledwie pauzą w ciekawym łańcuszku występów klasyków muzyki rockowej. Zresztą wizyta obu zespołów w Polsce była pierwszą, a w przypadku tego drugiego ostatnią w naszym kraju.

Artyści, którzy zawitali do nas w ostatni weekend, nie po raz pierwszy ściągnęli do krainy nad Wisłą. Steven Wilson, o którego niezwykłym piątkowym występie w Krakowie pisał mój redakcyjny kolega Łukasz Modrzejewski, rozognił moją wyobraźnię niczym porządny kęs space fruitka z Ogrodów Faraonów.

Całkowite stopienie nastąpiło dwa dni później w Progresji, gdy na tamtejszej scenie pojawił się mój ulubiony okularnik i psychodeliczny guru Edward Ka-spel wraz z pozostałymi dwiema Legendarnymi Kropkami: klawiszowcem Silvermanem i nowym-starym gitarzystą Erikiem Drostem. Występu The Legendary Pink Dots, który rozpoczął się dziesięć minut przed dwudziestą, nie poprzedził jak ostatnim razem żaden wymyślny monolog Ka-spela, trzej muzycy po prostu zaczęli grać intro, z którego wyłoniła się melodia „The Unlikely Event” (All The King's Horses). Podobnie jak dwa lata temu w krakowskiej Łodzi Kaliskiej, nawiedzony przez demony wyobraźni frontman z ekstazą w głosie opowiadał o „New Tomorrow”, krzyczał i krztusił się rozdmuchując codzienne problemy ludzi pogrążonych w kłębach... dymu („Choke”) czy nabożnie tonął w metylowych rozważaniach zaczerpniętych z życia stacji „Hauptbahnhof”. Słowem i gestem poświadczył po raz kolejny (ósmy w przyp. red.) wielki artyzm Krop, które w niedługim czasie wprowadziły swych wyznawców w iście parareligijny trans bez potrzeby palenia trawy czy świętych ksiąg na scenie. Sam uległem drogiej memu sercu, a taniej dla kieszeni spektakularnej wizji proroka Ka-spela. Opętany niczym pokorna ofiara sukkuba cieszyłem się każdym dźwiękiem gwarantującym szczytowanie na szczytach sztuki, dokąd muzyka Dotsów zdążyła się już niechybnie wspiąć.

Reakcje publiczności były jak zwykle przewidywalne: owacje na stojąco po każdym utworze, próby nawiązania dialogu z guru czy narkotyczny taniec pod sceną. Również dźwięk w klubie okazał się bardzo czytelny. I chyba nikt nie miał problemu z prawidłowym odbiorem przekazu proroka i celebracji jego różowego spojrzenia na świat poprzez ironię i absurd wypełniające treść songów. I pomyśleć, że wystarczyło trzech muzyków – zupełnie jak w przypadku kanadyjskiego tria Rush – żeby z przysłowiowym dymem puścić warszawską Progresję i nie dać publiczności odczuć, iż w istocie kogoś ważnego w składzie już nie ma. Niels Van Hoorn – bo o nim mowa – zamajaczył mi przez chwilę między nutami w interludium tęczowego gulaszu (''Rainbows, Too?''), gdzie po prostu brakowało mi jego saksofonu, jednak po chwili znowu przepadł we wspomnieniach.

Udane zastępstwo Martijna przez niesamowitego Erika zaowocowało natomiast ostrzejszym, chwilami niemal punkrockowym brzmieniem (''Soft Toy'', ''Cubic Caesar'', ''Russian Roulette''), co też zagłuszało z powodzeniem tęsknotę za dęciakami Nielsa. Tu i ówdzie brak blachy rekompensowały krótkie, ale pomysłowe sola Ka-spela na klawiszach, które zdumiewały chwilową zmianą ról na scenie, bowiem zwykle podczas gigów to w gestii Silvermana leżała melodyka utworów. Poza tym jednorazowym – jak na lidera różowej ekipy przystało – wyjściem na front z czymś absolutnie nowym, układ Ka-spel – Silverman pozostał niezachwiany w dobrze wyrzeźbionych koleinach artystycznej kreatywności.

Na koncertach wciąż mamy do czynienia z żywą materią poddającą się plastycznym zabiegom aranżacyjnym i solidnie nakrapianą krzykliwą ornamentyką z pogranicza noise'u i industrialu. I mimo, że o jedną kropkę jest mniej w zespole krzyk z grobu skierowany ku gwiazdom – jak tłumaczył słowa Belladonny śp. Tomasz Beksiński – nadal rozbrzmiewa w naszej części drogi mlecznej z tą samą co zawsze siłą.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Natalie C with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.