Na piątkowy, debiutancki koncert zespołu Joseph Magazine wybrałem się z dużym zaciekawieniem – Płyta może nie miażdży, ale jest solidna, konkretna i swoje peany na jej temat już tutaj pisałem: recenzja Joseph Magazine - Night of the Red Sky.
Tego wieczoru na scenie prezentowały się 3 młode zespoły w ramach Progressive Night organizowanego przez klub Liverpool - tak tak, ten sam w którym wcześniej Vincent organizował Progresywne Środy. Co mnie uderzyło - to pomimo że impreza biletowana – klub był pełniutki. Pojawiło się wiele znajomych twarzy, widać Joseph Magazine zaczyna swoją precyzją przyciągać fanów – to dobrze wróży. Pierwszego zespołu – Orchard - nie udało mi się zobaczyć, obowiązki zmusiły do pojawienia się później, tak więc w klubie pojawiłem się kiedy rozgrzewali się muzycy Echoe. W sumie miłe granie, ale czuć że z progresji to bardziej im wychodzą nutki bluesowe, coś tam się tli, coś z tego będzie. Dobrze zaczęli, niestety później było różnie. Z chęcią powróciłbym do dema tego zespołu. Bywalcy w klubie mówili że poprzedni brzmiał bardzo ciekawie, tylko im coś gitary nie tak z brzmieniem coś grały. Kiedy po godzinie już scena opustoszała z muzyków, przeniosłem się bliżej sceny na której powoli instalowali się muzycy Joseph Magazine.
Zespół dał ponad 80 minutowy koncert, w trakcie którego muzycy odegrali wszystkie kawałki z albumu. Uderzało przede wszystkim bardzo ostre brzmienie, dynamiczne wejścia. Grali o wiele mocniej niż na płycie. Na koncercie wyszła niesamowita precyzja perkusisty Rafała Brodowskiego, po którego - jak później sam zespół przyznał - musieli pojechać do Tomaszowa Lubelskiego. To ostrzejsze zagranie przypięło do zespołu łatkę progmetalowych wymiataczy, co widać było po minach gości w klubie. Gdzieś jakby trash metal spotkał się z Genesis. Dla mnie niespodzianką był występ na żywo wokalisty, Bartosza Struszczyka. Nie spodziewałem się takiej ekspresji , widać nawyki profesjonalnego przygotowania śpiewu, dobrze wyciągnął na żywo górne partie. W zestawieniu z momentami na płycie – zespół ma się czego bać, oj sypną się propozycje dla wokalisty. Jego głos z bardzo spokojnego na płycie – tutaj brzmiał z ostrym pazurem, wyjątkowo . Ale aby nie było że nic zespół ponad nie przygotował – na bis – a bisowali tylko raz - szwedzka klasyka. I nie był to ani Pain of Salvation ani Opeth – ale Abba, co do reszty rozruszyło gości w klubie.
Po koncercie odbyła się mała pogawędka, która jak przejdzie cenzurę miejmy nadzieję się tutaj pojawi w formie wywiadu. Jako ciekawostka – występ, w którym doliczyłem się 5 wpadek i które chciałem wytknąć – był ich pierwszym wspólnym koncertem w tym składzie. To jeszcze bardziej potwierdza precyzję i klasę zespołu. A niby są tacy początkujący. Ja tam na scenie widziałem starych wyjadaczy, którzy założyli sobie supergrupę i udają młodziaków. Macie klub – bierzcie Józka z magazynu do siebie. To naprawdę kawał solidnego grania. Tak jak potrafią świetnie grać na płycie, to na koncertach są jeszcze lepsi.
Playlista:
- Sel Examination
- Liquid Dream
- Wormwood
- Heremit
- Vision
- Night of the red sky
- Thorn piece of tke sky
- Reflection
- Tower
- Holy Land
bis - Gimme Gimme Gimme