ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

felietony

12.07.1998

Marillion 24 bitowe Remastery

Wszystkie opisane poniżej płyty Marillion zostały na nowo zmiksowane ...
Od razu na wstępie wyjaśnię trochę mylący tytuł. Wszystkie opisane poniżej płyty Marillion zostały na nowo zmiksowane z oryginalnych taśm techniką 24 bitowej obróbki cyfrowej, po czym, niestety, efekt musiał zostać zredukowany do standardowych 16 bitów, gdyż wymaga tego standard CD (a konkretnie normy zapisane w Czerwonej Księdze). Mimo wszystko jednak zabieg taki znacznie poprawia przejrzystość płynącego ku nam dźwięku, co już nie pierwszy raz zostało udowodnione przy okazji takich wydawnictw. Dodatkowo, jak pisze sam Peter Mew (człowiek odpowiedzialny za remastering) dźwięk z oryginalnych taśm został poddany obróbce komputerowej w celu usunięcia efektu syku, trzasków oraz innych, pomniejszych wad. Inna sprawa, że wcale nie wszystkie utwory na niżej opisanych wydawnictwach zostały zremasterowane. Na dołączonym do każdej płyty krążku bonusowym bez zmian pozostawiono wszelkie utwory pochodzące z tzw. taśm demo. W niektórych wypadkach jakość dźwięku jest naprawdę kiepska, zwłaszcza jeśli porównamy ją do występujących obok krystalicznych remasterów.

Script For Jester's Tear

Debiutancka płyta Marillion zrobiła wówczas sporo zamieszania. Bardzo zróżnicowana ze względu na długi przedział czasowy powstawania poszczególnych utworów do dziś robi naprawdę duże wrażenie. Można powiedzieć, że była początkiem budzenia się ze stanu hibernacji całego rocka progresywnego, który znów powrócił do łask szerokich gron słuchaczy.

Druga płyta niewiele ustępuje pierwszej. Mamy tu naprawdę ciekawą wersję wielkiego dzieła epickiego Grendel, kto wie, czy nie ciekawszego niż ten znany z "B'Sides Themseves", a na pewno dość znacznie się różniącego. Reszta utworów przedstawia się nieco mniej ciekawie. Wyróżnia się surowsza wersja Chelsea Monday (zabrzmiała bardziej klaustrofobicznie, co ma swój urok). Ale już w He Knows You Know brakuje jaja i zwartości jakimi cechuje się wersja ostateczna.

Fugazi

Po zmianie perkusisty wyraźnie dała się odczuć również zmiana w muzyce Marillion. Ian Mosley budował istną ścianę dźwięku. Można bez przesady powiedzieć, że płytę tą tworzyły w większości perkusja i syntezatory. Pomimo tej pozornej monotonii jest to jeden z najbardziej ambitnych muzycznie i treściowo albumów Marillion. Jednocześnie jednak najtrudniejszy w odbiorze.

Drugi krążek jest najmniej ciekawy z dotąd wydanych remasterów Marillion. Próżno szukać tu nieznanych utworów, a inne niewiele różnią się od pierwowzorów. Są jednak wyjątki. Bardzo ciekawie prezentuje się szczególnie Emerald Lies, w środkowej części zupełnie inny niż wersja ostateczna. Spokojnie mogę zaryzykować stwierdzenie, że ta wersja jest od niej ciekawsza.

Real to Reel / Brief Encounter

Na fali popularności Marillion EMI postanowiła wydać płytę koncertową, by osłodzić fanom oczekiwanie na nowe dzieło grupy, a przy okazji troszkę zarobić. W efekcie wyszedł całkiem niezły album, choć jak twierdzili muzycy sporo z tego materiału zostało zretuszowane w studiu.

Drugi krążek to minialbum wydany w 1986 roku tylko w Stanach Zjednoczonych jako swoista wizytówka Marillion za oceanem. Zawierała dwa utwory singlowe nie znane wcześniej Amerykanom oraz trzy utwory koncertowe (z londyńskiego Hammersmith Odeon), po jednym z każdej z wówczas wydanych płyt studyjnych.

Misplaced Childhood

Marillion znalazł złoty środek pomiędzy ambicja a dążnością do sławy. Concept album wypełniony suitą stał się najpopularniejszą pozycją w dyskografii grupy i zawierał jej największy przebój - Kayleigh. Absolutnie nie ucierpiała na tym artystyczna strona Marillion. Płyta w odróżnieniu od "Fugazi" nie traktuje po macoszemu gitary, a pan Rothery pokazuje jak bardzo pięknie potrafi na niej grać, z drugiej strony nie popadając w dłużyzny, co w przyszłości mu się jeszcze zdarzy.

Druga płytka to przede wszystkim demówka z "Miscpaced Chilhood" w przemieszanej kolejności i ze zmienionymi tytułami, w rzeczywistości zawierająca cały materiał, który wszedł na longplay. Bardzo ciekawie słucha się surowej wersji tej płyty. Zwłaszcza spodoba się to tym, którzy znają to dzieło na pamięć. Warto dodać, że wersja demo Kayleigh ma inny tekst. Nie powinno to zbytnio dziwić, bowiem Fish napisał całą masę różnych tekstów do tego utworu.

Clutching At Straws

Płyta ta jest moim zdaniem pierwszą oznaką kryzysu w muzyce Marillion. Mało spójna, bo obok utworów wybitnych pojawiają się swojego rodzaju wypełniacze. Ciężko przebić takie dzieło jak "Mispaced Childhood". Poza tym w trakcie nagrywania płyty napięcie między Fishem, a resztą też na pewno nie pomagało uzyskać wyjątkowego efektu. Przez następne dwie płyty panowie trochę kręcą się w kółko niewiele nowego wnosząc do muzyki grupy.

Ze względu na okres przejściowy w historii Marillion bardzo ciekawie zapowiada się tutaj dysk bonusowy. Jak wiadomo po odejściu Fisha z grupy pozostało trochę materiału, który potem trafił na pierwsza płytę z Hogarthem. Dlatego przeszło połowa utworów na drugiej płycie to premiery. Choć uważny słuchacz odnajdzie niektóre fragmenty na późniejszych płytach zarówno Marillion jak i Fisha solo.

Seasons End

Nikt nie wyobrażał sobie Marillion bez Fisha, a tu ukazuje się płyta z nowym wokalistą zupełnie do Wielkiej Ryby niepodobnym. Za to muzyka wciąż ta sama. Pojawia się jednak saksofon, przez niektórych wyznawców art rocka uznany za nieprogresywny, choć na szczęście ten niesprawiedliwy sąd coraz rzadziej znajduje uzasadnienie. Porównując utwór Berlin z tymże w wersji demo trudno nie stwierdzić, że instrument ten pasuje tu jak ulał.

Nastrój płyty psuje za to granat zaczepny w postaci Hooks In You - utworu, który zupełnie odstaje od reszty albumu. Dwie i pól minuty schematycznego gitarowego rocka, bynajmniej nie art-rocka.

Wyjątkowo niestarannie zrealizowano taśmę demo z drugiego krążka. Dźwięk jest płytki, brakuje w nim basu, jednym słowem: amatorszczyzna. Szkoda, że nikt tu nie pomyślał choćby o drobnym remasteringu.

Holidays In Eden

Z tego albumu członkowie Marillion nie byli zadowoleni. Narzekali na sposób zmiksowania, który podobno zniweczył ich wysiłek i spowodował, że album brzmiał zupełnie inaczej niż tego chcieli. Producent Chris Neil (współpraca m.in. z Celine Dion) mocno podpadł grupie.

Muzycznie "Holidays In Eden" przedstawia się jednak dość ciekawie. Poza paroma nieudanymi próbami stworzenia przeboju, które trochę obniżają wartość albumu, mamy tu gęste i intensywne kompozycje. Może nawet zbyt gęste i intensywne.

Spora wartość kolekcjonerską przedstawia druga płyta. Zawiera one parę zupełnie wcześniej nieznanych utworów. Pomijając Eric, który jest jakimś nieporozumieniem. Ostatni na dodatkowej płycie The Epic, który stał się punktem wyjścia dla paru późniejszych utworów, to znakomita, wielowątkowa kompozycja, która mogłaby spokojnie znaleźć się na "Holidays In Eden". Jej geneza sięga jeszcze czasów Fisha. Bardzo ciekawie przedstawia się także znana ze składanki "A Singles Collection" Sympathy, zwłaszcza, że dodatkowo jest tu wersja akustyczna, bliższa pierwowzorowi Rare Bird.

Brave

Płyta "Brave", nagrana ze sporym rozmachem i długo dopieszczana w studiu, nie doniosła komercyjnego sukcesu. Brakowało na niej jakiegoś utworu nadającego się choćby na mały przebój. Mimo że taką próbą być może był jeden z najsłabszych na płycie Alone Again In The lap Of Luxury.

Marillion po raz pierwszy wykorzystał tak szeroką gamę efektów dźwiękowych i odgłosów wziętych z życia. Bardzo uatrakcyjnia to muzykę płyty, a teksty również nie pozostają w tyle zwłaszcza, że również one mają genezę w autentycznych wydarzeniach.

Druga płyta wywołuje bardzo korzystne odczucia choćby z tego powodu, że nie sprawia wrażenia przypadkowego zlepku utworów. To jakby zupełnie nowy album stworzony z wariacji na temat "Brave". Niektóre utwory zagrane zostały bardziej akustycznie (co wyszło lepiej niż dobrze) inne zostały bardziej "rozdmuchane" symfonicznie, jak w Great Escape, który od samego początku jakoś dziwnie kojarzy się w tej wersji się z Camel. Powrót do korzeni inspiracji?

Afraid Of Sunlight.

Dość kontrowersyjna płyta Marillion, po której kolejna grupa fanów spisała zespół na straty. Rzeczywiście płyta udowadnia, że muzycy potrafią uwolnić się od etykietki zespołu grającego art-rocka drugiej wody. Mnie osobiście album ten totalnie oczarował i bez mrugnięcia okiem jestem go gotów bronić jak lew. Mimo, że w muzyce nie ma kombinowania to ma ona przewspaniały, można rzec psychodeliczny, klimat, który niezwykle sugestywnie działa na wyobraźnie, zwłaszcza jeśli uwolnić ją od uprzedzeń.

Druga płytka to utwory singlowe, wczesne wersje i odrzuty ze studia. Parę kompozycji pretendowało do tego, by znaleźć się na albumie "Afraid Of Sunlight", ale bądź z braku zgody większości grupy, bądź z braku czasu tak się nie stało. Szczególnie przykry to fakt w przypadku Mirages, który w pełni zasługuje by znaleźć się , jednak, jak to napisał Steve Hogarth we wkładce, zaważył tu współczynnik czasu.

Ponieważ okładki opisywanych tu wydawnictw w pewnym stopniu zostały zmienione graficznie może i o tym parę słów komentarza. Zabiegu tego dokonało studio graficzne Billa Smitha, który jest odpowiedzialny zarówno za całkiem zgrabne okładki (zwłaszcza te z ostatnich czasów) jak i maszkary w rodzaju "Abacab" Genesis, czy, żeby nie szukać daleko, "Holidays In Eden" Marillionu. Mimo swoich kontrowersyjnych projektów Bill Smith wciąż znajduje zatrudnienie i również tym razem stał się odpowiedzialny za dzieło zniszczenia. Wszystkie okładki remasterowanych płyt zostały wciśnięte w centymetrowej szerokości ramki z napisem 24 bit digital remaster 2 disc version. Można to tłumaczyć jako zabieg marketingowy, w celu wyróżnienia obecnego wydania od poprzedniego. Zunifikowane graficznie zostały również grzbiety płyt. Każdy zawiera teraz poza tytułem i nazwą grupy również jedną literę, z których po zebraniu wszystkich remasterów układa się napis Marillion. Są jednak i dobre strony reedycji graficznej. We wkładkach do płyty zostały dodane zdjęcia oraz komentarze muzyków i ludzi związanych z Marilllion. Książeczki w efekcie są grubsze i bardziej bogate niż w poprzednim kompaktowym wydaniu.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.