ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

felietony

12.07.1998

Cała prawda o neoprogu

Wreszcie przyszła pora na prawdziwy "artykuł programowy". Taki, który podnosi na duchu i daje odpór przeciwnikom. Planet Caladan zajmuje się w końcu muzyką, której nie brak antagonistów i wyszydzaczy, mieszających z błotem to, co tak kochamy.
Co i rusz można spotkać opinie, że współczesny rock progresywny jest "regresywny", że nowe zespoły kopiują tylko pomysły sprzed lat i wonieją stęchlizną przyprawiającą o mdłości. Że są anachroniczne i powinny zniknąć z muzycznej sceny. Że tak jak gabrielowski Genesis, czy Yes NIE MOŻNA już grać. Czy w takim razie Ci, którzy jakimś zrządzeniem losu (bo przecież taka muzyka sama nie wpada w ręce) pokochali - najpierw Marillion, IQ, potem Anekdoten, Spock's Beard, czy Abraxas, wobec takich argumentów mają nabawić się kompleksów, słuchać swoich ulubieńców z nieustającym poczuciem winy, lub zgoła odrzucić muzykę, którą lubili? Jak się domyślacie, chcę was przekonać, wcale nie trzeba zadręczać się przy słuchaniu takiej muzyki, wręcz przeciwnie, można być z tego dumnym, a nawet utrzeć nosa wszelkim złośliwcom.

Oczywistością jest stwierdzenie, że współczesny rock progresywny tkwi korzeniami głęboko w swojej historii, w progrocku lat 70-tych. Wielki rozkwit progresywnego grania, jaki miał wtedy miejsce, zaowocował powstaniem wielu wybitnych zespołów, jak King Crimson, Genesis, Yes, ELP, by wymienić tylko te najsławniejsze. Ich muzyka zachwycała i zachwyca nadal, zdobywając nowych zwolenników po tak długim czasie. Nic dziwnego, że wciąż powstają nowe zespoły, inspirujące się mistrzami z tamtych lat. Wiele z nich składa się z prawdziwych fanów, próbujących wskrzesić i oddać tamten niepowtarzalny klimat, wyruszyć w nostalgiczną podróż w przeszłość, bo obecne trendy w muzyce im nie odpowiadają. Czy to znaczy, że są wtórni i nie warci uwagi? Przecież wiele z nich składa się ze znakomitych muzyków i tworzy muzę dorównującą dokonaniom dawnych mistrzów. A to muzyka powinna liczyć się w pierwszej kolejności. Czy może istnieć ktoś słuchający wyłącznie rocka progresywnego stworzonego do roku 1977, a odrzucający wszystko, co nowe? Czy mógłby on dostać nieznaną mu płytę (współczesną), zachwycić się nią, a po spojrzeniu na rok wydania skrzywić się i odrzucić ją jako wtórną? Ja nie mogę sobie tego wyobrazić. Jestem w stanie przyjąć, że ktoś słuchający prog-rocka od lat dwudziestu pięciu jest nim już trochę znudzony, stare kapele lubi przez sentyment, ale nowych nie zamierza tykać. Natomiast na widok dwudziestoparolatka, który zamyka się w kręgu lat 70-tych, nie wychylając z nich nosa, pukam się w głowę. Ja jestem takim młodym fanem, poznającym równolegle nowe i stare kapele. I nie obchodzi mnie data wydania płyty, a tylko i wyłącznie jakość muzyki. Tak naprawdę, to zdradzę wam, że preferuję nieco współczesne symfoniczne brzmienie, z którego najlepsi (np. Flower Kings, Spock's Beard) są w stanie dużo więcej wydobyć przy użyciu nowoczesnych technik nagraniowych. Wspaniałe zespoły istniały 25 lat temu i istnieją obecnie. Jeśli poznaje się je w tym samym czasie, w jaki sposób można odczuwać wtorność jednych wobec drugich i dyskredytować z tego powodu muzykę? Proszę bardzo, ja się mogę zgodzić, że "młodzi" czerpią inspirację wprost z lat 70-tych, i pod tym względem są wtórni - tylko, że mi to w żaden sposób nie przeszkadza. Przeciwnie, jestem im wdzięczny, że mogę czuć się w centrum wydarzeń, wyczekiwać z niecierpliwością nowych, wspaniałych płyt i na bieżąco ich słuchać, czy też jeździć na koncerty. Nie miałem szans zobaczyć na żywo niezwykłego rockowego teatru Genesis, ale cieszę się, że mogę przynajmniej pójść na koncert Abraxas, zespołu ogarniętego tą samą pasją, dającego słuchaczom podobne, mistyczne przeżycie. Z moich obserwacji wynika, że Ci ludzie, którzy ograniczają się do rocka progresywnego z lat 70-tych, a odrzucają nowe, "neoprogresywne" zespoły, mieszając je z błotem i nazywając "regresją", padają ofiarą nieszczęśliwego stereotypu. Zetknęli się oni tylko z zespołami typu Marillion, Pendragon, IQ, czyli najpopularniejszymi brytyjskimi kapelami, liderującymi odrodzeniem rocka progresywnego w latach 80-tych. Nie spodobało im się, że zespoły te grały bardziej melodyjnie, czasem ocierając się o pop, a być może nie spodobały im się tanie syntezatory. Utożsamili oni sobie takie granie z całością współczesnego progrocka i odrzucili to. Tymczasem brytyjski neoprogressive (o stylach będzie jeszcze mowa pod koniec artykułu) to tylko wycinek bogatej palety progresywnych stylów, które gra się obecnie! Jestem pewny, że gdyby tylko poszukał, to każdy znalazłby coś dla siebie. Niestety z dostępnością progresywnych wydawnictw jest tak, jak jest, i dalej taki delikwent już nie poszukuje. A szkoda... Tym większa jest moja i Wasza rola w kreowaniu prawdziwego obrazu rocka progresywnego - gatunku ciągle żyjącego, twórczego i mającego wiele do zaoferowania. Jednak zdecydowana większość z tych, którzy plują na "regresję", tak naprawdę nigdy nie lubili rocka progresywnego, czy starego, czy nowego. Dla nich "postępowe" jest grunge albo techno. Ale czy taki postęp ma sens? Czy warto na siłę szukać nowych ścieżek w muzyce? Dla mnie ideał muzyki stworzono w latach siedemdziesiątych i jedyne co warto, to próbować się do niego zbliżyć. To jest moje wyznanie wiary. Nasze strony robimy dla tych, którzy się z tym zgadzają.

Pozostała do rozważenia kwestia nazwy. Przed chwilą napisałem, że rock progresywny wcale nie musi być postępowy - lepiej, żeby nie był, niż gdyby miał z tego wyjść taki zakalec, jak większość współczesnej "oficjalnej" sceny muzycznej. A więc, czy ta nazwa ciągle ma sens? Coż, termin "progressive rock" został ukuty dawno temu. To, co robił Yes, ELP czy Genesis, było naprawdę postępowe w pełnym znaczeniu tego słowa. Nazwa pozostała aż do dzisiaj, określając, co jest logiczne, zespoły grające podobnie do wymienionych. Należy ją zatem traktować wyłącznie jako określenie gatunku muzycznego o określonych cechach: rozbudowanej formie, szerokiej gamie nastrojów, złożonych aranżacjach bliskich muzyce klasycznej, połączonych z energią właściwą rockowi. W tym sensie "progresywność" rocka polega na poszerzonej palecie barw i harmonii, większej komplikacji melodyki i struktury utworów, w porównaniu do prostego "mainstream" rocka. W takim znaczeniu nazwa "rock progresywny" jest dla mnie jak najbardziej aktualna i do przyjęcia. Niestety, niektórym po ludzku się nie wytłumaczy. "Progressive" łatwo zamienić na "regressive" i wielu osobom taka gra słów działa na wyobraźnię. Amerykanie, z natury skłonni do skracania wszelkich nazw, znaleźli na to sposób i mówią po prostu "prog". Cztery litery i o wiele mniej skojarzeń. Po prostu nazwa gatunku muzycznego i nic więcej. Może i w Polsce warto upowszechnić ten skrót?

Jeszcze jedna nazwa jest źródłem poważnych nieporozumień. Dla wielu osób cały współczesny rock progresywny to po prostu "neoprogressive". Tymczasem jest to duża nieścisłość. Terminologia dotycząca podziałów rocka progresywnego na podgatunki jest tworzona przez dość wąskie grono fanów, jest więc umowna i niestabilna, ale po upowszechnieniu się Internetu pewne klasyfikacje zyskały powszechną akceptację. Za "neoprogressive" uznaje się tylko część współczesnej sceny progresywnej. Jest to melodyjna odmiana progressive rocka, o krótszych i nieco bardziej "piosenkowych" utworach, z dominującą rolą syntezatorów jako instrumentów klawiszowych. Klasycznym przykładem jest Marillion, a także Pendragon, IQ, nasi Collage czy Abraxas. Główną inspiracją dla nich jest gabrielowski Genesis. Inne gatunki (często istniejące już wcześniej) to rock symfoniczny (dłuższe utwory, mniej wokali, szerokie instrumentarium, często nawiązujące do brzmienia z lat 70-tych), progmetal, fusion i wiele innych kombinacji.

Kończąc, powtórzę jeszcze raz: wierzcie w to, co lubicie, a nie w to, co modne. Słuchajcie, propagujcie, i nie zważajcie na głupie uwagi - przeciwnie, przekonujcie sceptyków! Rock progresywny odrodził się, ma się dobrze i nie ma żadnego powodu, żeby szybko zszedł z muzycznej sceny! Pamiętajcie jednak, że rock progresywny to nie jedyna oaza dobrej muzyki. Jest wiele innych gatunków rocka, na które warto otworzyć oczy, i które zasługują na miano sztuki. Sam, dzięki pomocy przyjaciół, odkrywam nieznane mi zespoły i nowe obszary na muzycznej mapie. Fakt słuchania "rocka progresywnego" w żaden sposób nie usprawiedliwia aktów przeciwnych do opisanych powyżej, czy też wywyższania się ponad innych z powodu słuchania "lepszej" muzyki.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.