Wrocław był ostatnim przystankiem podczas jesiennej wspólnej trasy zespołów Diatom oraz Konstelacje. A jesień w tym roku postanowiła zwinąć się szybko, zabielając krajobraz licznymi opadami śniegu, co naturalnie skutkowało problemami komunikacyjnymi. Ale w żaden sposób nie zakłóciło dojazdu ani zespołów, ani osób zainteresowanych poznaniem twórczości wyżej wymienionych. Scena klubu Alive to bardzo charakterystyczne miejsce. Kameralny i przytulny kącik w ciągu pod nasypem idącym wzdłuż ulic Bogusławskiego i Kolejowej. Otoczony jest restauracyjkami, pizzeriami i innymi indywidualnymi miejscami – ale to tylko tu gra się koncerty! W centrum miasta, ale jakby na uboczu, w bardzo dobrze skomunikowanej i popularnej części Wrocławia. Za barem jak zawsze przemiła i uśmiechnięta obsługa a w kranie pyszny, lokalny kraftowy napój.
Mała scena z prowizorycznym płotkiem oddzielającym od widowni ledwo jest w stanie pomieścić bardziej rozbudowane instrumentalnie zespoły. Nie groziło to jednak gdańsko-świdnickiej (!) formacji Diatom. Trójmiejski skład muzyczny – Bartłomiej Sokołowski na instr. perkusyjnych, Marcin Szkiel na basie i instr. klawiszowych, Jakub („nie odróżniam górnego i dolnego śląska”) Kolan na gitarze są wspomagani przez pochodzącego ze Świdnicy wokalistę Michała Kulniewa, który dołączył do składu przed nagraniem ich drugiego krążka „Sól”. O samej muzyce nie będę się rozpisywał, więcej opisu można znaleźć w recenzjach debiutanckiego EP „Diatom” z 2019 r oraz pełnego wydawnictwa „Sól” z 2022 słowami kolegi Mariusza.
Muzyka zespołu Diatom mówiąc ogólnie jest bardzo ekspresyjna. Zespół korzysta z całej palety, jaką daje mu alternatywa, trip, prog oraz metal. Także Michał w swoim koncertowym wykonaniu zamienił częściowo wokal na coraz bardziej charakterystyczny w nowoczesnym metalu wrzask. Tak że skuszeni wizją usłyszenia wokalu porównywalnego do legendarnego głosu Adama Łassy z zespołu Abraxas, musieliśmy zadowolić się raczej jego mniejszymi partiami na rzecz performance'u scenicznego wokalisty Diatomu. Ogólnie zespół pokazał energię, dobre przygotowanie muzyczne. Bardzo fajnie zagrali swój materiał z wieloma popisówkami instrumentalnymi, a gitarzysta miał krótką lekcję geografii. A miała być kolejka za tę pomyłkę! Przypominamy, Wrocław leży na Dolnym Śląsku :)
8 utworów z tego wieczoru, ok 45 minut: Ritual, Urodzaj, W innym miejscu, Najdalej, Późno i wcale, Pętla, Mątwa, Na skraju. Większość to utwory z poprzednich wydań, Mątwa była już nową kompozycją, przygotowywaną na kolejny krążek.
Drugi skład na wieczór to była warszawska formacja Konstelacje, która parę tygodni wcześniej miała okazję grać we Wrocławiu na trasie z zespołem Illusion i Flapjack w CK A2. To - jak piszą internety – szeroko pojęty gitarowy rock z elementami lat 90tych – ciężko jest właściwie ich gdzieś wsadzić poza inną formę niż dojrzały, mainstreamowy rock alternatywny. Melodie – jakbym gdzieś słyszał, głos - jakbym skądś go znał. I zagrali to bardzo przyzwoicie. Debiutancki krążek wypełniają utwory w bardziej mainstreamowym stylu, z lekką nutką alternatywnej chrypki u wokalisty Marka Rypińskiego. Za to nie było tu już karkołomnych solówek ale melodyjne utwory. Nie było wzniosłych wokaliz i zmian od pełnego śpiewu po metalowy wrzask ale świetnie i czysto zaśpiewany materiał, niczym zespół z 20 letnim stażem. I taka też jest ich płyta „Poza Horyzont”, która ukazała się we wrześniu ubiegłego roku. Na scenie oczywiście prócz wspomnianego Marka Rypińskiego na wokalu i gitarze, także Grzegorz Bińkowski na drugiej gitarze, Dominik Mądrachowski na basie oraz Jakub Wiśniewski na perkusji, a usłyszeliśmy Intro, Szorm, Burze i huraganowy wiatr, Droga, Letni, Najdłuższa noc w roku, We mgle, Grawitacje, Jak sen, Echo i Przed świtem.
Występ zespołu także był dosyć krótki, no – niestety, pomimo że brzmią rasowo, to nie mają 20 letniego zbioru wydawniczego. Ale coś tam się w zanadrzu tworzy.
Zapraszam do galerii poniżej i zachęcam do posłuchania zespołów na żywo.
Foto: Tomasz Kamiński