ArtRock.pl: Czy od początku istnienia projektu mieliście, a właściwie czy miałeś Ty, Mariuszu, twórca i lider LIGHT COORPORATION, taki a nie inny pomysł na uprawianą przez grupę muzykę, czy też z wolna, stopniowo w trakcie przedsiębranych przez Was jam sessions koncepcja Waszej muzyki krystalizowała się?
Mariusz Sobański: Muszę przyznać, że nikt niczego nie planował, jeśli chodzi o muzyczny kierunek. Zaznaczę też, że w tym muzykowaniu zawsze brało udział wiele osób, to nie byłem tylko ja, obecnie też tak nie jest. Od początku były to spotkania kilku muzyków i po prostu graliśmy. Była oczywiście wspólna wizja i porozumienie, ale nigdy nie było specjalnego dopasowywania się do kogoś, do już panujących nurtów w muzyce. Zdawaliśmy sobie dobrze sprawę i z tego, że my tu nagle nie odkryjemy „Ameryki”, że muzyk musi być pokorny i mieć dystans do tego, co tworzy. Graliśmy więc swoje, a nawet świadomie uciekaliśmy od tego, co już znamy czy lubimy. Były to często półgodzinne, godzinne sesje oparte na rozwijaniu jakiegoś ciekawego tematu, następnie wchodziliśmy w improwizację i budowanie klimatu od ciszy po mocne dźwięki, następowało wzajemne uzupełnianie się i słuchanie, zabawa.
AR.pl: Wiem, że od dawna pisujesz nie tylko muzykę, lecz i poezje, nadto, żeś już brał udział wcześniej w kilku projektach muzycznych, na przykład współtworząc z Gerardem Niemczykiem progrockową kapelę Philadelphia. Czy zdobyte uprzednio wielorakie doświadczenia pomogły w utworzeniu LIGHT COORPORATION, naprowadziły na nową ścieżkę i jakoś natchnęły Cię do próby stworzenia nowej, odmiennej, nade wszystko zaś – rzeczywiście własnej muzycznej jakości, tak nieczęstej na polskiej scenie muzycznej, a zresztą – nie tylko na niej?
MS: Tak, tworzyliśmy wspólnie z Gerardem ten band i w tamtym czasie bardzo dużo się nauczyłem, zarówno jeśli chodzi o pracę w studiu, jak i na koncertach, za co jestem bardzo mu wdzięczny. Zespół zawiesił działalność, ponieważ mieszkamy w dużej odległości od siebie i po kilku latach zrobiliśmy sobie przerwę. LIGHT COORPORATION, jak już wspominałem, powstało bardzo naturalnie i od początku byłem zdecydowany, by tworzyć inaczej i by pójść muzycznie całkiem inną drogą niż dotychczas, na tym mi zależało. Jeden z zapożyczonych pomysłów to nagrywanie bez wcześniejszego umawiania się, co tak naprawdę za chwilę zagramy... Poza tym jest jeszcze wiele innych sposobów tworzenia muzyki bez komputera i grania jedynie trzech akordów... C G E...
AR.pl: Nawiązując zaś do Twoich ciągot poetycznych – zdaje mi się, że i w w znacznym stopniu improwizowanej, ilustracyjnej, obrazowej, malowniczej, filmowej nawet, przy tym po większej części stonowanej, niespiesznej, nie narzucającej się muzyce LIGHT COORPORATION sporo jest swego rodzaju poetyckich wskazówek, niedomówień, alegorii, szyfrów i aluzji, czy tak? Zauważyłem też, iż niektórym utworom nadałeś tytuły pozostające w relacji z ułożonymi przez Ciebie wcześniej poezjami – dla przykładu Surrounding Us the Pulse of Depths niewątpliwie odnosi się do cyklu Tętno otaczających mnie głębin. Czy więc tworząc czy współtworząc muzykę starasz się przemienić, przekształcić, przetransponować słowo w dźwięk?
MS: Bardzo bym chciał i do tego dążę, aby człowiek słuchający muzyki LIGHT COORPORATION miał możliwość uruchomienia wyobraźni, aby tym samym nikomu niczego nie dawać na tacy. Niektóre osoby opowiadały mi już, że słuchając naszej muzyki wyobrażały sobie jakby sceny do filmu lub wracały im wspomnienia z dzieciństwa. I fajnie, tak ma być. Natomiast tytuły czy zdania z moich poezji stwarzają tu oczywiście kolejną możliwość. Odnalezienie konkretnego tekstu wyjaśni słuchaczowi treść utworu, więc można czegoś się tam doszukać. Zatem jak się komuś chce, to odnajdzie i przeczyta. Ja nazywam swoje wiersze tekstami, pisałem je w różnych momentach mojego życia i starałem się w prosty sposób ubrać w słowa to, co się przez lata działo.
AR.pl: Skoro już przy tym jesteśmy, to zapytam Cię, Mariuszu, o to, jak LIGHT COORPORATION tworzy i wykonuje w trakcie koncertów muzykę. Wyczytałem bowiem na stronie poświęconej drugiemu sygnowanemu przez Was albumowi, ALIENS FROM PLANET EARTH, między innymi co następuje: „Wszystko, co usłyszycie na naszym CD, zostało uprzednio omówione i dokładnie zapisane na papierze. Na szczęście wszystko to zostało zagrane i zaimprowizowane wyłącznie w wieży [konińskiej Wieży Ciśnień – przyp. red.]”. Ponieważ Wasza muzyka ma charakter raczej improwizacyjny, to przyszło mi na myśl, że może tworzycie ją podobnie, jak to czynił Duke Ellington, który zwykle rzucał kilka pomysłów i tematów, następnie wraz z zespołem improwizując rozwijał je, na końcu zaś – wszystko na papierze zapisywał. Jak to zatem przebiega u Was, też na zasadzie kolektywnej współpracy? Drugie zaś pytanie – czego może spodziewać się potencjalny odbiorca Waszej muzyki, człek znający ją już z płyt studyjnych, na Waszych koncertach?
MS: Dokładnie tak. Przed rejestracją albumu ALIENS FROM PLANET EARTH, podczas naszych przygotowań do tej sesji omawialiśmy wszystko to, co chcemy zagrać, następnie graliśmy zaaranżowany szkic utworu i zapisywaliśmy go. Ustalaliśmy, jaki będzie klimat kompozycji, na przykład czy będą długie dźwięki, czy zagramy unisono, jakiś temat czy melodię, no i w którym miejscu odpłyniemy i oderwiemy się od bandy. W Wieży Ciśnień do przygotowanych tak „aranży” dodawaliśmy rozwinięcia i solówki lub po prostu... ciszę. Należy tu wspomnieć, że wnętrze Wieży Ciśnień ma niesamowity klimat, więc braliśmy pod uwagę odbicia dźwięków i panujący tam pogłos. Wszystko to z pewnością dodało przestrzeni tej muzyce, choć nie było łatwo tam nagrywać. Podczas koncertów dzieje się podobnie, rozwijamy kompozycję i słuchamy siebie, ale dużo też zależy od publiczności i miejsca. Zresztą muzykowanie w Wieży Ciśnień nie było naszym pierwszym takim doświadczeniem, ponieważ już wcześniej mieliśmy przyjemność grania naszej muzyki w różnych dziwnych miejscach, między innymi w schronie przeciwatomowym w starej fabryce, na barce rzecznej, a kiedyś podczas festiwalu w Kownie na Litwie zorganizowano nasz koncert na wielkim strychu starej kamienicy.
AR.pl: Kim są tytułowi Aliens from Planet Earth, „obcy z planety Ziemia”? Czy to Wy, członkowie LIGHT COORPORATION, uprawiający muzykę poszukującą i nieszablonową? A może wyrodne dziecko Natury, znaczy się człowiek czy rodzaj ludzki w ogólności?
MS: Album jest o nas... o obcych, o świecie i o człowieku. Tak, to jest przesłanie: wystarczy popatrzeć na wiadomości ze świata… to szarzy ludzie są jak Obcy na tej planecie. Album ALIENS FROM PLANET EARTH jest o ludziach, którzy mają już dosyć komercji, polityki czy kłamliwej telewizji. Tu stworzyliśmy muzykę inną od tej, którą usłyszeć można na RARE DIALECT. Było to od początku zaplanowane. W trakcie sesji zamknęliśmy się ze sprzętem studyjnym i kamerami z niewielką grupą widzów w Wieży Ciśnień i tam rejestrowaliśmy muzykę. Bardzo chcieliśmy zagrać tak, jak czujemy w danej chwili, i ten cel został osiągnięty. Słyszę z wielu stron świata, że ludzie rozumieją i doceniają nasz pomysł. Zresztą każdy słuchacz widzi tu i słyszy coś innego i to jest też bardzo ciekawe.
AR.pl: Powracając jeszcze do owej malarskości muzyki LIGHT COORPORATION – doskonale oddaje ją i z nią koresponduje przygotowana przez Tomasza Lietzaua oprawa graficzna ALIENS FROM PLANET EARTH. Tym, co może szczególnie zwróciło moją uwagę, jest, o ile dobrze to rozpoznaję, oko u góry zdobiącej tę płytę okładki. Zastanawiałem się, czy to aby nie nawiązanie do sławnego w sztuce motywu Oka Opatrzności? Tym zaś, co może nasunęło mi podobne skojarzenie, jest to, iżeście zamykającą RARE DIALECT kompozycję, na marginesie - moją ulubioną z owej płyty, nazwali z hebrajska Merchaw Zman, „czasoprzestrzenią”, ale też to, że na drugiej płycie znalazł się utwór zatytułowany Man Inside the Great Fish, przynoszący skojarzenia z biblijną opowieścią o proroku Jonaszu, połkniętym przez wielką rybę. Czy więc słusznie doszukiwać można się w Waszej twórczości pewnych odwołań do opowieści biblijnych? Jeśli zaś nie, to skąd ta ryba, ale też dla przykładu skąd to akwarium w tytule innej kompozycji, Aquarium of the Universe? Cóż to za symbolika, może wskazówka dotycząca bytu i kondycji tak wszechświata, jak i znikomego w nim człowieka? Zresztą tytuły poszczególnych kompozycji (The Song of the Merbau Tree, The World of Cobweb Fabric i inne) pozwalają podejrzewać, że płyta ta jest właśnie zadumą nad stanem obecnego świata. Wiem też, że cenisz muzykę Steve’a Hillage’a, tego zaś debiut, Fish Rising, raz po raz, w wielu szczegółach do rybiego świata (i tego, co on symbolizuje) nawiązywał.
MS: To chyba jedno z najtrudniejszych pytań i bardzo filozoficzne... Z projektem okładki do ALIENS FROM PLANET EARTH było bardzo ciekawie, ponieważ Tomasz, zamiast projektu w postaci grafiki komputerowej, namalował serię obrazów 80 x 80 i przedstawił mi je jako propozycję, która bardzo mnie zaskoczyła. Tomek malował do muzyki z Wieży Ciśnień, więc, jak sam widzisz, te obrazy muszą być odjechane i właśnie takie są. Dwa z nich mam w domu, wiszą w pokoju gościnnym. Wiem, że pozostałe są w galerii sztuki w Pile. Tytuły utworów, które przywołałeś, nawiązują do wcześniej napisanych tekstów i jest w nich dużo pytań czy zadumy, o której wspomniałeś - człowiek?, wieczność?, Bóg?, to pytania, które zadaje sobie każdy z nas. Czytuję Biblię i znalazłem w niej pewne konkretne odpowiedzi, jednak nie zrozum mnie źle, nie chodzi mi o religię. Natomiast dorobek płytowy Hillage'a oczywiście polecam, szczególnie ciekawy i dojrzały „zielony” album.
AR.pl: O tym, kto był dla Ciebie/Was inspiracją, świadczy dobitnie dodana do debiutu książeczka, prezentująca kolekcję płyt wspaniałych, a częstokroć i wybitnych twórców i wykonawców muzyki, takich jak John Coltrane, Daevid Allen, Steve Hillage, Lindsay Cooper, Soft Machine, Gong, Caravan, Gilgamesh, Egg, Captain Beefheart, Keith Tippett, kwartet French, Frith, Kaiser, Thompson, dalej Henry Cow, Art Zoyd, The Incredible String Band, Peter Hammill, Ivor Cutler, Camel czy Blood, Sweat & Tears, że wymienię wielu, choć oczywiście nie wszystkich odnalezionych i rozpoznanych w booklecie. Jak doszło do tego, że poznałeś, Mariuszu, taki i właśnie taki a nie inny kawał pierwszorzędnej, wielce ambitnej, awangardowej muzyki, przez lata w Polsce raczej niepropagowanej, może szczególnie z chlubnym wyjątkiem Henryka Palczewskiego, który, jak kiedyś czytałem w jednym z udzielonych przezeń wywiadów, kilka dekad temu sam przypadkiem zdobył płytę Gongu i wkrótce zaczął poszukiwać podobnej do uprawianej przez tę kapelę muzyki? Wszakże nieczęsto zdarza się, by nie tylko ktoś znał, ale i posiadał w domowej kolekcji taką ilość tak wyszukanych i częstokroć trudno dostępnych na winylu płyt?!
MS: Odpowiedź jest prosta: szukałem ciekawej muzyki. Od lat słucham Soft Machine, Caravan, Freda Fritha i wielu innych twórców z pogranicza Rock In Opposition czy brzmienia Sceny Canterbury. Tytuły, które zdobią RARE DIALECT, to ciekawe, twórcze albumy i do dziś powstaje wiele grup rozwijających wytyczone na nich kierunki muzyczne. Henryk Palczewski zdecydowanie więcej mógłby powiedzieć na ten temat. Kolekcja Jego płyt jest imponująca. U Henia słyszałem też dużo mało znanych i ciekawych zespołów folkowych.
AR.pl: Pomienione wcześniej zespoły i wykonawcy albo – odpowiednio - już nie istnieją, albo nie żyją, ewentualnie najlepsze lata mają dawno za sobą. Czy z obecnych zagranicznych twórców muzyki ktoś szczególnie Ciebie/Was inspiruje?
MS: Zdecydowana większość tych zespołów koncertuje, jednak my w Polsce o tym nie wiemy. W tym roku w Anglii koncertował Daevid Allen i Gong, niebawem wystąpi Pere Ubu. We Francji każdego roku odbywa się festiwal Rock In Opposition. Koncertuje Caravan i wielu innych, więc muzyka ma się dobrze. Słucham różnych gatunków muzyki, od klasyki poprzez jazz do dawnych bardów angielskich. Polecam też Jack Dupon, ciekawą grupę z Francji, z którą mieliśmy przyjemność zagrać koncert.
AR.pl: A którzy z polskich wykonawców stanowią największe dla Ciebie i LIGHT COORPORATION natchnienie? Niemen, Klan, Laboratorium, SBB, a może przedstawiciele Drugiej Awangardy i sonoryzmu?
MS: Grupa Niemen i Niemen Aerolit to muzyka-zjawisko, którą przegapił ówczesny muzyczny świat, także znakomite i świeże są pierwsze albumy SBB. Nie wiem, czy można tu mówić o natchnieniu, ponieważ gramy inną muzykę, ale dziś z przyjemnością wracam właśnie do tych nagrań, w których słychać ekspresję i niesamowitą pasję.
AR.pl: Często mawia i pisuje się, że w muzyce wszystko już było, że dzisiejsi jej twórcy w zasadzie jedynie bazują na dorobku wielkich poprzedników i w istocie niewiele nowego wnoszą do dalszego rozwoju muzyki. Osobiście nie zgadzam się z tym poglądem, a przynajmniej nie do końca, od dawien dawna bowiem wysuwano podobne zarzuty o kopiowanie „mistrzów” i odtwórczość. Wyznam zresztą, że właśnie dorobek takich projektów, jak LIGHT COORPORATION, pozwala mi wierzyć w moc twórczą obecnych oraz przyszłych pokoleń i to nie jedynie na niwie muzyki, ale też literatury, filmu czy ogólnie szeroko pojętej sztuki. Jak jednak Ty zapatrujesz się na to, Mariuszu?
MS: Bardzo dziękuję za miłe słowa, mam też świadomość, że są lepsi od nas. Dziś mamy dostęp do tak dużej ilości muzyki i jest ona obecna wszędzie… Pamiętam, jak kopiowało się kasety, bo płyt po prostu nie było, a przynajmniej nie tyle, co obecnie. Czy w muzyce wszystko już było? Z pewnością nie. Istnieje tyle interesujących niszowych zespołów, które tworzą bardzo ciekawą muzykę, inną od tej radiowej sieczki, więc jest dowód na to, że ktoś tam gdzieś myśli i tworzy coś nowego. Podobnie jest w malarstwie, czy ogólnie w sztuce: jeśli masz pomysł i wyobraźnię, to wystarczy dążyć do celu i robić swoje. Nie warto zwracać uwagi na obowiązujące trendy, wiemy przecież dziś, że kiedyś w sztuce wiele rzeczy odrzucono, by po latach je docenić.
AR.pl: Mariuszu, a jak udało się Wam wzbudzić zainteresowanie u prestiżowej RēR Megacorp Waszą muzyką, skądinąd idealnie nadającą się do profilu wydawniczego tejże wytwórni? W rezultacie zaś - jak doszło do tego, że pozyskaliście tak cenne wsparcie od tejże wytwórni i jej szefa, zasłużonego dla rozwoju poszukującej i niepokornej muzyki Chrisa Cutlera, niegdyś członka znakomitej kapeli Henry Cow? Czy może pomogła w tym znajomość z Henrykiem Palczewskim, szefem "ARS"2, od lat koneserem muzyki i propagatorem szeroko pojętej awangardy muzycznej w Polsce?
MS: Wytwórnia RēR Megacorp, Recommended Records Chrisa Cutlera, zgodziła się wydać naszą pierwszą płytę RARE DIALECT w 2011 roku, za co jesteśmy niezmiernie wdzięczni, szczególnie że to jest najbardziej odpowiednie miejsce dla muzyki LIGHT COORPORATION. Zdradzę, że była też propozycja z wytwórni MUSEA Records z Francji, która przesłała nam wstępny kontrakt płytowy. W 2012 roku wydano nasz drugi album, ALIENS FROM PLANET EARTH, i właściwie gdyby nie RēR Megacorp, to ten album nigdy by nie trafił do „ludu”. RēR Megacorp wyznacza zdecydowany kierunek dla swoich wydawnictw. Oferuje inne podejście do muzyki od ogólnie przyjętego w komercji. Warto też przypomnieć, że pierwszy zespół z Polski, który nagrał płytę dla RēR Megacorp, to znakomita grupa Reportaż. Natomiast dzięki wsparciu Henia i Jego firmy wydawniczej "ARS"2 nasze pierwsze studyjne demo trafiło na stół Chrisa Cutlera i tak do dziś współpracujemy. Jest to bardzo koleżeńska współpraca, dzięki czemu mamy możliwości dalszego rozwoju.
AR.pl: Czy fakt, iż LIGHT COORPORATION znalazło się pod skrzydłami tak zasłużonej i poważanej w świecie wytwórni, jak RēR Megacorp, zauważalnie pomaga Wam w zdobywaniu nowych kontaktów, rzesz odbiorców, wstępu na różnorakie festiwale, tak w kraju, jak i w świecie?
MS: Nasze zaistnienie w RēR Megacorp dzięki "ARS"2 rzeczywiście przyczyniło się do powiększenia naszego grona znajomych wśród muzyków i ludzi wspierających muzykę. To są bardzo cenne znajomości.
AR.pl: Jak odbierana jest Wasza muzyka w Polsce, a jak zagranicą? Czy w kraju w ogóle to, żeście zdobyli wsparcie od Cutlera i Recommended Records zostało dostrzeżone i odbiło się to jakimś szerszym w mediach, a przynajmniej na polskiej scenie muzycznej echem?
MS: W Polsce było wielu zaskoczonych faktem, że wydaliśmy album u Chrisa, jednak nie odczułem wielkiego tym zainteresowania, może z wyjątkiem kilku portali muzyki progresywnej czy jazzowej, natomiast za granicą jest dokładnie odwrotnie. W 2011 roku przy okazji wydania RARE DIALECT każdego tygodnia mieliśmy wywiady i czytaliśmy nowe recenzje w prasie i na portalach muzycznych w USA, Holandii, Norwegii, była też recenzja i wywiad w „podziemnym” zinie w Rosji. Tak samo było w 2012 przy wydaniu ALIENS FROM PLANET EARTH, która to płyta celowo jest całkiem inna od poprzedniej i wymaga, by przysiąść przy niej klika razy. Również i tym razem recenzje były bardzo pochlebne, z czego oczywiście bardzo się cieszę. Część recenzji przeczytacie na naszej stronie oficjalnej.
AR.pl: Czy miałeś okazję osobiście spotkać się, a może i odbyć jam session z Cutlerem, inspiracją i „guru” dla wielu wykonawców, jak mniemam – również dla Ciebie i LIGHT COORPORATION? Przy okazji zapytam – czy z jakimiś innymi muzykami i zespołami, których muzyka akurat dla Ciebie osobiście stanowi natchnienie, miałeś okazję spotkać się? Z kim w ogóle z byłych i obecnych muzyków czy kompozytorów chciałbyś stanąć oko w oko, gdybyś miał tylko taką możliwość?
MS: Chris z pewnością nie uważa siebie za „guru”. Wiem, że mówisz to z sympatii, ale to jest całkiem inny rodzaj Artysty. Chris jest ciągle w rozjazdach i nie zagraliśmy jeszcze wspólnie, ale myślę, że kiedyś tak się stanie. Pytasz, kogo chciałbym spotkać? Na przykład Roberta Wyatta i poprosić Go o zaśpiewanie z LIGHT COORPORATION. To byłoby coś! Lecz tak naprawdę ciągle spotykamy i poznajemy wielu muzyków, bardzo ciekawych ludzi. To jest wpisane w scenariusz wyjazdów i działań koncertowych.
AR.pl: Wydaje się, że od 2011 roku, kiedy to LIGHT COORPORATION związało swoje losy z RēR Megacorp i ogłosiło pierwszą płytę studyjną, wielce obiecującą RARE DIALECT, kariera zespołu, wszakże istniejącego od 2007 roku, wyraźnie nabrała rumieńców. Wszakże co rok, to nowa płyta, a nawet i DVD, jak w przypadku ogłoszonej w 2012 roku, znakomitej, choć może niełatwej w odbiorze ALIENS FROM PLANET EARTH. Już pod koniec wiosny tego roku ukazać ma się zaś Wasz trzeci album. Czy mógłbyś ujawnić jakieś dotyczące go szczegóły, jak jego tytuł bądź ilość i przeciętną długość wypełniających płytę kompozycji? Kto brał udział w jej nagraniu? Czy jedynie zespół, czy także osoby zaproszone na sesję? Co wiąże się z tym – kto obecnie wchodzi w skład LIGHT COORPORATION? Czy będzie temu wydawnictwu przyświecać jakaś nadrzędna idea przewodnia?
MS: Trzeci album LIGHT COORPORATION jest już gotowy, bardzo dobrze brzmi i oczywiście będzie trochę inny od poprzednich! Został zarejestrowany w Studio Vintage Records u Szymona Swobody, gdzie czujemy się jak u siebie w domu. Ponownie użyliśmy do nagrań w pełni analogowego sprzętu, który dominuje w murach studia. Materiał został nagrany na taśmę przy użyciu starych mikrofonów, wzmacniaczy lampowych etc., co daje niepowtarzalne brzmienie. Płyta będzie zawierała dziesięć kompozycji (lecz nie improwizacji, poza kilkuminutowymi wejściami) jest mocna i przemyślana. Usłyszycie zarówno przestrzenie, jak i riffy wspierane sekcją smyczkową kontrabasów i skrzypiec, ponadto rozbudowane partie instrumentów dętych - saksofony i trąbkę. W nagraniach łącznie brało udział dwunastu muzyków, co w konsekwencji nadało innych kolorów i nowego brzmienia, oscylującego pomiędzy starą dobrą progresją, psychodelią i awangardą. Niebawem podamy cały skład, tytuł płyty i zdradzimy więcej informacji. Wydawcą albumu będzie ponownie RēR Megacorp przy współpracy z "ARS"2 i wsparciu wielu dostojnych Przyjaciół.
AR.pl: Mariuszu, czy na trzeciej płycie zostanie uwzględniona kompozycja Tribute to Hugh, hołd ku pamięci niezapomnianego, związanego z Canterbury Scene basisty Hugh Hoppera? Jak wyczytać można na Waszej stronie, kawałek ten powstał mniej więcej w czasie układania muzyki do RARE DIALECT, pod wpływem informacji o śmierci Hoppera i miał zostać uwzględniony na drugiej płycie, do czego jednak nie doszło, chyba że zmieniliście jej tytuł?
MS: Tak, usłyszymy kompozycję Tribute to Hugh Hopper, którą obecnie gramy jedynie na koncertach, zazwyczaj tak je otwierając. Utwór doczekał się już kilku wersji i teraz znalazł swoje miejsce na trzecim albumie.
AR.pl: Czy pojawią się jakieś nawiązania do poprzednich Waszych dokonań? Tak było wszakże dla przykładu w przypadku drugiej płyty, na której to w kompozycjach takich jak Time (Everything is Chasing after the Wind) oraz przytaczanej już Aquarium of the Universe pobrzmiewają echa Tokyo Streets Symphony.
MS: Nie mogę wszystkiego zdradzić, ale tak będzie, pojawią się głosy i słowa...
AR.pl: Słówko dla czytelników ArtRocka?
MS: Bardzo dziękuję, że mogę gościć na stronach ArtRocka, za zainteresowanie i ciekawą rozmowę. Dziękuję i szczególnie pozdrawiam czytelników ArtRocka, fanów dobrej muzyki!
AR.pl: Dzięki za interesującą rozmowę, Mariuszu, powodzenia w kraju i za granicą!
Wywiad autoryzowany przez Mariusza Sobańskiego. Rozmawiał Krzysztof Niweliński.
Dla zainteresowanych: strona oficjalna LIGHT COORPORATION; profil LIGHT COORPORATION na Facebooku; kanał filmowy LIGHT COORPORATION na YouTube; monografia LIGHT COORPORATION na AR.pl; recenzje: LC RARE DIALECT, ALIENS FROM PLANET EARTH, ALIENS FROM PLANET EARTH [DVD].