Myślę, że tamci Dziewczęta i Chłopcy, na kolejną Rocznicę, zamiast nadętych mów współczesnych kacyków, poleciliby młodzieży raczej tę płytę, bo mimo iż forma daleka tamtym czasom (choć niezupełnie!), to treść, a przede wszystkim duch - te same. Słuchając niegdyś wojennych opowiadań mojego Dziadka, miałem wrażenie, że słucham właśnie takiego dwudziestokilkuletniego chłopaka, w którym ożywał i kipiał na nowo gniew za gwałt zadany Matce-Ojczyźnie w osobach jej Córek i Synów. Ten gniew był zmieszany z pogardą dla wojennej machiny, brunatnej i czerwonej, która przetoczyła się w dwie strony przez miasta i wsie, wdeptując żelaznymi buciorami w błoto ludzką godność, niosąc upadek, nędzę i śmierć w imię panowania lepszych nad gorszymi.

Lao Che to natchniona załoga. Nic dziwnego, bo czerpali ze źródła, które przeniknięte jest natchnieniem, etosem prawdziwym, bo przypieczętowanym krwią. W punkowej proweniencji wyrazili swój autentyczny muzyczny geniusz, suto okraszony znakomitością pomysłów, doskonałością wykonania, wewnętrzną harmonią przenikającą poszczególne utwory i cały album. A przy tym dzieło to uzyskało wyraz tak prosty, jak to tylko możliwe, a jednocześnie tak dobitny i... piękny. Bo Powstanie Warszawskie to album ponad wszystko piękny. Piękny krzykiem rozpaczy, oporem wolności, tęsknotą nadziei i nieskończonością ofiary życia. Piękny hołdem, pochyleniem głowy i dłonią złożoną na sercu - Pamiętamy!

Jakiś czas temu byłem na Placu... Jak zawsze, żelazne zęby przemocy ranią oczy... Kiedy pójdę tam następnym razem, wiem, co będę nucił w myślach... "Tu się opornym urodziłem..."