Już pierwsze dźwięki wydawnictwa mocno korespondują z tym, co chłopaki powiedzieli w wywiadzie. Słychać bowiem, po pierwsze, ogrom pracy, po drugie, radość i pasję, a po trzecie dopracowywanie detali – zwłaszcza pod kątem aranżacyjnym i produkcyjnym. I na dzień dobry mamy tu utwór tytułowy z prężnymi gitarowymi riffami, harmoniami wokalnymi – aż chce się zacytować słynne: mają rozmach skurwisyny. I faktycznie blend sterylnego, wypolerowanego miksu z hardrockowymi gitarowymi riffami może się podobać fanom zarówno muzyki 80s, ale może przyciągnąć całe tabuny nieco młodszych słuchaczy. Lata dwutysięczne się tutaj wyraźnie kłaniają – posłuchajmy partii perkusji – wiadomo podwójna stopka, ale i samo jej brzmienie – nowoczesne, monumentalne, z gęstym frazowaniem. I jeszcze udało się tu zachować chwytliwe refreny.
Na płycie raczej dominują krótkie formy, jednak tu i ówdzie słychać ambitny sznyt kompozytorski. Weźmy choćby fragment od ok. 2:35 w „I Don’t Give a Fuck”. Ciekawy riff, monumentalna perkusja – posłuchajcie przejść… tam robi się naprawdę złowieszczo. I dalej te chóralne wtręty i powrót do refrenu. Niezła to rzecz. W podobnym tonie osadzony jest „The Trial” – miejscami robi się klimat Tool czy Dream Theater… np. ten riff z czwartej minuty, zwłaszcza jak chłopaki lecą unisono - niezły kontrast z dość pogodnym refrenem. Z kolei „Down the 69” to na pewno bardziej ukłon w stronę klasycznego glamu z lat 80, co przywołuje zwłaszcza praca gitary. Jest tu mniej demonicznie, ale bardziej klasycznie rockandrollowo. I jednak tu prosi się miejscami o mniej maszynowe, a bardziej wczute, rockowe bębnienie. „Into the Pale” również wydaje się podążać tym szlakiem, nazwijmy to, w stronę classic rocka, choć wciąż z nowoczesnymi elementami. Zatem poszukiwania złotego środka, jak słychać, trwają tworząc już dość ciekawy efekt, który będzie rozwijał się zapewne na kolejnych wydawnictwach.
Odsłuch płyty jest bardzo przyjemny, a muzyka, jak wspomniałem na początku, spodoba się zarazem fanom Kiss czy Scorpions – ze względu na krótkie formy, mnogość intrygujących gitarowych riffów, czy zapadające w pamięć refreny, ale i słuchaczom Dream Theater – ze względu na nowoczesną produkcję i świeże brzmienie, a także świetne technicznie partie perkusji, miejscami rozmach kompozytorski i aranżacyjny i dość nowoczesne wokale. I jeśli bierzemy ten materiał w kategorii debiutancki album, to strach pomyśleć co będzie dalej.