ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 16.05 - Wałbrzych
- 17.05 - Opole
- 30.05 - Szczecin
- 20.06 - Zielona Góra
- 29.06 - Łagów
- 01.08 - Santok
- 17.05 - Gdańsk
- 19.05 - Kraków
- 20.05 - Piekary Śląskie
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Poznań
- 27.05 - Warszawa
- 28.05 - Kraków
- 30.05 - Alphen
- 01.06 - Poznań
- 01.06 - Poznań
- 04.06 - Warszawa
- 05.06 - Gliwice
- 06.06 - Żórawina
- 07.06 - Żórawina
- 09.06 - Kraków
- 12.06 - Wrocław
- 05.07 - Warszawa
- 10.07 - Bolków
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 23.07 - Warszawa
- 26.07 - Ostrów Wielkopolski
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
- 05.08 - Katowice
 

wywiady

10.05.2025

Chcemy pokazywać brutal glam – wywiad z muzykami Sick Saints

Chcemy pokazywać brutal glam – wywiad z muzykami Sick Saints

Niedawno udałem się do krakowskiego klubu Studio na pogawędkę z Mikiem i Tomkiem, czyli gitarzystą i perkusistą zespołu Sick Saints, który właśnie wypuścił swoją debiutancką płytę. I od pierwszych chwil stało się jasne, że mam do czynienia z pasjonatami.

Michał Chalota: Na waszej stronie przeczytać można, że kilkanaście lat temu wpadło Ci do głowy marzenie o zespole. Skąd to do Ciebie przyszło, czy ktoś lub coś na to wpłynęło w tamtym czasie?

Mike: Historia jest dość prosta i prawdziwa. Jak masz jakieś wspomnienia z dzieciństwa, to są takie momenty, które jesteś w stanie odtworzyć co do sekundy. Gdy miałem 6 lat wybierałem się z mamą na Kubusia Puchatka do kina. Wtedy tata puścił Scorpions - taką składankę, nie do końca oficjalną, którą mam do dzisiaj, a po latach zespół Scorpions mi ją podpisał. Tata puścił „Believe in Love”, postawił nogę na stół i zaczął robić tak (Mike pokazuje gitarową pozę). No i ja zostałem wtedy kupiony i nie poszedłem na tego Kubusia Puchatka, tylko posłuchałem tej płyty do końca. A  potem zaczęła się cała ta fascynacja… Scorpions, Kiss, Iron Maiden… I w tym momencie sobie wymarzyłem, że chciałbym grać. Wtedy myślałem, że chciałbym robić to co oni, ale na przestrzeni lat dorosłem do tego i poznałem też właściwych ludzi, że nie chcę robić tego co oni, tylko coś swojego. No i ten Sick Saints gdzieś tam sobie wymyśliłem jako zespół, który chciałbym tworzyć. I najważniejsze było to, żeby robić muzykę, którą będę kochał, czuł i żeby dawać ludziom, pozytywną energię, emocje - żeby znaleźli coś w tej muzyce. I w sumie trwało to dość długo - 15 lat. Gdzieś tam były zespoły inne, było szukanie ludzi, styczność z różnymi muzykami, różnymi projektami i w 2019 roku poznaliśmy się z Tomkiem. I to było takie coś… wiesz, ja go nie znałem, przyszedł na próbę… wiesz, to jest tak jak się w książkach czyta, że jest taka chemia, takie magiczne coś, że kurde grasz i on dokładnie czuje jak ty grasz. I to była taka bardzo łatwa próba, mimo że się w ogóle nie znaliśmy i odkryłem w nim taką bratnią duszę. Jest strasznie ciężkim człowiekiem, tak samo jak ja. I wiadomo, że się ścieramy i jest różnie, ale myślę, że to też sprawia, że tak bardzo się dogadujemy. Gdy zaczęliśmy razem grać to Sick Saints nabrało w końcu rozpędu. To był pierwszy gość, gdzie poczułem, że okej - that's the spirit. Ale on jest lepszy, bo on grał w orkiestrze i przyszedł do Sick Saints.

Michał Chalota: A twoja perspektywa Tomku?

Tomek: Moja muzyczna przygoda zaczęła tak, że mój ojciec uczył w szkole muzycznej kształcenia słuchu i harmonii…

Michał Chalota: A Ty na złość zostałeś perkusistą (śmiech)

Tomek: Nie, najpierw grałem na fortepianie, parę lat. Zawsze chciałem być koszykarzem i mnie roznosiło. Więc rodzice stwierdzili, że dobra, tak go roznosi, to zapiszemy go na perkusję i jak mu się spodoba, to zostanie. No i miałem przyjemność trafić na fantastycznego nauczyciela w gimnazjum i liceum - Mirosława Żytę w Bydgoszczy, który mnie otworzył na nowe perspektywy muzyczne. Pokazał mi bardzo dużo różnych muzycznych ciekawostek, kultury grania na bębnach, różnych zespołów itd. I wtedy głowa odblokowała mi się na granie. Nie miałem specjalnie drygu do tego ani chęci i gdzieś w okolicach szóstej klasy podstawówki nagle odpaliło i stwierdziłem, że to jest moja przyszłość i to chcę robić. A że szkoły muzyczne jeszcze w tamtych czasach nie miały profili jazzowych, grałem w orkiestrze, a w domu wychowywałem się na muzyce rockowej i metalowej, mimo wszystko. Dużo grunge'u też się słuchało. Pierwszy mój około-metalowy zespół to był Dream Theater. I tak szukałem ludzi do składu progmetalowego w Krakowie. I tam poznałem wokalistę Daniela, który napisał mi po jakimś czasie, że zaczyna projekt z dobrym kumplem i rockową muzą i raczej nie będzie miał czasu na drugi. A miesiąc później napisał do mnie: nie chciałbyś przyjść na próbę tego zespołu? I ja wtedy przyszedłem, spotkałem Mike’a i tak się zaczęła ta przygoda powiedzmy. Ale faktycznie, jak wspominał Mike wcześniej, próba była bardzo prosta, w dobrym tego słowa znaczeniu, bo wszystko przebiegło szybko i łatwo. Też nawiązaliśmy przyjacielski kontakt z Mikiem.

Mike: W lutym 2020, właśnie w miejscu, w którym się znajdujemy, czyli w studiu muzycznym – Kotłownia, powstała nasza pierwsza epka. Gdy już byliśmy gotowi ją wydać, zagraliśmy pierwszy koncert 29 lutego 2020 roku, ale potem jak zaczęła się pandemia, to u części z nas pieniądze zaczęły grać trochę większą rolę w życiu i nie było na to, żeby wydać tę płytę tak jakbyśmy chcieli. Potem Daniel, którego też serdecznie pozdrawiamy, bo mamy z nim kontakt, od nas odszedł. On jest autorem tekstów i na epce, i dwóch, albo trzech numerów na tej płycie. I myślę, że to scementowało naszą znajomość, bo przecież mogliśmy sobie powiedzieć bajo bajo i po sprawie. A my cały czas szukaliśmy ludzi. Spotykaliśmy się i czasami robiliśmy głupoty, ale też graliśmy i gadaliśmy o muzyce. Dużo wtedy też słuchaliśmy. Ja po drodze nauczyłem się grać na gitarze lepiej i nagrywać, więc wspomogło to proces. My dużo jeździmy - zagraliśmy w sumie już całe trasy koncertowe. I zawsze gdzieś można znaleźć fajną muzykę. W samochodzie ciągle jej słuchamy, ciągle się nią wymieniamy.

Michał Chalota: No dobra Mike, ale do miejsca, w którym jesteś teraz, od czasu kiedy tata puścił Scorpionsów, trochę minęło. Jak to się stało, że to akurat gitara? Czy to było samouctwo, czy jesteś też po jakichś szkołach?

Mike: Ja przez długi czas grałem, jest takie popularne powiedzenie - trzy akordy darcie mordy. I do pewnego momentu mnie to wystarczało. Aż kiedyś, z moim pierwszym zespołem, zagraliśmy w świętej pamięci Lizard Kingu w Krakowie. Tam podszedł do mnie taki facet i powiedział: lubisz to i są szczere emocje. Ale jakbyś tak wziął i się trochę nauczył grać, to może byłoby lepiej. No i są zwykle w życiu dwa wyjścia z tej sytuacji dla 17-letniego człowieka. Możesz powiedzieć: wypierdalaj stary, jest zajebiście, albo: aha, okej, o co ci chodzi? Czy mogę do ciebie przyjść? I wybrałem tę drugą opcję. Myślę, że ta lekcja pokory, którą gdzieś tam w sobie odnalazłem, to był taki punkt zwrotny. Bo zacząłem ćwiczyć na gitarze świadomie. Wiadomo, nie jestem encyklopedią muzyczną, zwłaszcza z teorii. Natomiast dostałem książkę, jedną, drugą. Potem poszedłem na rok do jazzówki w Krakowie. I nauczyłem się podstaw, które sprawiły, że mam rdzeń muzyczny. Tomek też mi bardzo dużo rzeczy powiedział. A takim moim głównym wzorem jest Paul Stanley oczywiście i zespół Kiss, który pisze bardzo dobre numery. No i też bardzo lubię show, które tworzy. Paul Stanley, Rudolf Schenker –  to świetni gitarzyści rytmiczni.

Michał Chalota: No dobrze, mam przed sobą krążek, który właśnie od was dostałem. Pytanie brzmi, do kogo go kierujecie i co chcecie osiągnąć?

Tomek: Wydaje mi się, że przede wszystkim ta płyta jest zwieńczeniem naszych trzyletnich starań wydania nowego krążka, pokazania wszystkiego, co osiągnęliśmy, czego się nauczyliśmy i jak aktualnie czujemy się z muzyką, którą gramy. Chcemy pokazywać brutal glam - taki gatunek sobie wymyśliliśmy. Glam i te ejtisy, to bardzo w okolicach Mike’a,  brutal bardziej w moich. Trochę muzyki mocniejszej i ten element glamu, który wszystko to łagodzi.

Mike: Tak, czerpiemy inspirację, ale nie chcemy nikogo naśladować. I ten brutal glam jest naszym spojrzeniem na muzykę. Bierzemy to, co nam się podoba i staramy tchnąć w to świeże spojrzenie, może trochę nowej wrażliwości na muzykę. A do kogo jest płyta? Dla ludzi, którzy szukają w muzyce ucieczki od problemów codziennego życia. Włączysz telewizor albo telefon - wszystkie te portale społecznościowe - wszędzie są jakieś tzw. bad newsy. Ciągle są złe wiadomości i problemy, które wszyscy mają, a my wychodzimy im naprzeciw. Włącz naszą płytkę, przyjdź na nasz koncert, bo koncerty są naszą bardzo mocną stroną, a będziesz się bawił tak, jak się nie bawiłeś od bardzo, bardzo dawna i na pewno zapamiętasz nas jako tych, którzy dali ci świetną zabawę przez godzinę, czy półtorej.

Michał Chalota: Ok, to powiedzcie jeszcze coś więcej na temat tego, jak pracowaliście technicznie w studio nad tą płytą. Jak wyglądał cały proces?

Tomek: To były ciężkie godziny spędzone na sali prób, napisanie jakiegoś tam szkieletu utworu. Najczęściej było tak, że albo Mike albo ja przychodziliśmy z jakimś pomysłem, czy to na riff, czy jakiś groove i od tego się zaczynało. Graliśmy to na salce, potem było to testowane na koncertach. Potem najczęściej ja brałem to wszystko do domu i nagrywałem u siebie aranże. Jak mniej-więcej bym widział instrumentalizację całą. Warstwy gitarowe, perkusyjne itd. I wtedy dopiero to wysyłałem do zespołu i z zespołem wszyscy razem nad tym siedzieliśmy. A potem poszliśmy do studia, gdzie była ciężka, rzemieślnicza praca.

Mike: Za każdym razem byliśmy we dwójkę w studiu. Jesteśmy wpisani jako producenci tej płyty.

Tomek: I oprócz tego, że jesteśmy bardzo zadowoleni z tej płyty i jest świetnym produktem, jest też bardzo dużą lekcją, czego nie robić.

Mike: Wszystkie instrumenty były nagrywane w innym studiu, a miksy były w Stanach… Tomek nagrywał w Art Studio w Porąbce, w Beskidzie Żywieckim. Gitary nagrywaliśmy w Hercach, w Białymstoku. No i nad wokalami spędziliśmy bardzo dużo czasu w Krakowie z Szymonem Piotrowskim, który przyleciał specjalnie do nas. Nam bardzo zależy, żeby wszystko było dopracowane na miliard procent. Co generuje gigantyczne koszty, wymaga bardzo dużej ilości czasu, pracy, energii, krwi, potu i wszystkiego, co trzeba włożyć w to, żeby coś było zajebiste. Jak kręciliśmy klip do „I Don't Give A Fuck”, byliśmy w środku trasy, nagrywaliśmy oczywiście w klubie Studio, który pozdrawiamy serdecznie i niech to wybrzmi, bo nam wiele razy bardzo pomógł. My byliśmy w trasie i umówiliśmy się, że Tomek przyszedł do Studia o północy, zwieźliśmy wszystkie rzeczy, zaczęliśmy je rozkładać, poszliśmy spać o drugiej, a o piątej trzydzieści wstaliśmy i kręciliśmy aż do siedemnastej. Wszystko, co wypuszczamy pod nazwą Sick Saints ma być dopieszczone. Kiedyś graliśmy w Tarnobrzegu i w Kielcach z Nocnym Kochankiem. I wtedy była straszna śnieżyca. A my akurat w tym Tarnobrzegu poczuliśmy bardzo dobre flow, żeby się zabawić. Rano, wszystkie drogi były zaśnieżone i wyjechaliśmy z Tarnobrzegu przed chłopakami z Kochanka i byliśmy na ich gotowość w Kielcach, a oni jeszcze nie przyjechali.

Michał Chalota: Ludzie doceniają taki profesjonalizm. No dobra, to może jeszcze słówko na temat wokalisty – Mateusza - Snake’a. Czym Was ujął?

Mike: Klatą zrobioną.

Tomek: Dobrą klatą. Dobrze wyglądał. Wybitnie pozytywny człowiek.

Mike: On po prostu potrafi obrócić złą sytuację. Ma taki swój dar.

Tomek: No i bardzo mu się chciało pracować. A to nie jest wcale oczywista sprawa. Każdy cały czas, z każdym koncertem, czy próbą, czegoś się nowego uczy. I też nie chcieliśmy, żeby było tak, że przyjdzie wokalista, fajnie śpiewa i super. Tylko żeby cały czas się piąć w górę i znaleźć jakieś odpowiednie lekcje dla każdego z nas, czy cokolwiek jak i dla Mateusza i żeby cały czas się rozwijać. I to było bardzo budujące, że Mateusz nas bardzo nastrajał na to, że bardzo mu się chce pracować. I przez to nam też się chciało bardziej pracować.

Foto: Alicja Miekina

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS ArtRock.pl na Facebook.com
© Copyright 1997 - 2025 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.