Płytowe nowości spod szyldu Wrotycz Records są często nieprzewidywalne jak tegoroczna wiosna. Nie inaczej sprawa ma się tym razem. Kilka tygodni temu światło dzienne ujrzał krążek zatytułowany Reflection of a Higher Realm, sygnowany enigmatyczną nazwą Ēirikura. Trzon tego projektu tworzą muzycy znani m.in. z Sunset Wings, Romowe Rikoito czy Āustras Lāiwan. Natomiast większość tekstów na albumie wyszła spod pióra Johanny Doyle – irlandzkiej poetki, która udziela się tutaj także w roli wokalistki. Duży plus dla wydawcy za dołączenie do przepięknego digipaku książeczki ze wszystkimi tekstami. Jakby tego było mało, od strony konceptualnej wydawnictwo inspirowane jest właśnie nadejściem okresu wiosennego, czyli prawdziwego przebudzenia, wszak to właśnie wiosną wszystkie organizmy fauny i flory zwiększają swoją aktywność po zimowym uśpieniu.
Od strony muzycznej to, co otrzymujemy na debiucie tej tajemniczej Ēirikury to przede wszystkim okolice wiązane z szeroko rozumianym neo-folkiem, przyprawionym subtelną elektroniką tudzież ambientem. Nieco ponad pięćdziesięciominutową podróż rozpoczyna tytułowa kompozycja – „Reflection of a Higher Realm“. Minimalistyczny ambientowy podkład z subtelną melorecytacją stopniowo przechodzi w kompozycję bardziej rozbudowaną, dochodzą smyczki, dzwoneczki – cała feeria dźwięków. Taki początek z mnogością smaczków z pewnością zachęca słuchacza do głębszego zatopienia się w tych dźwiękach. Z kolei „Wassara” rozpoczyna gitarowy motyw, który szybko ustępuje miejsca wokalizom, damskiej i męskiej śpiewanej wespół. Zadziwia lekkość i delikatność tej kompozycji. Dużą rolę odgrywają ponownie dzwoneczki tudzież ludowe cymbały, które z jednej strony są niby ozdobnikiem, z drugiej zaś przyciągają ludzkie ucho niczym magnes metale. Chyba moja ulubiona kompozycja „Flowers” to przede wszystkim duet fortepianu i smyczków, w pewnym momencie przełamanych żeńskim chórem i głęboką męską wokalizą. Jakkolwiek może dziwnie to zabrzmi, stwierdzam, że choć melodia oscyluje gdzieś w klimatach folkowych, to spokojnie nosi znamiona przebojowości. Nie lada wyzwaniem jest połączyć dwa takie, często odlegle elementy.
Kolejne etapy podróży zwanej Reflection of a Higher Realm to powiew lekkiego wiatru w „Ēirikura”, przeplatanego trąbką oraz ponownie smykami i wyrazistą perkusją. Brzmi to trochę jak wystrzałowe połączenie talentu nieodżałowanego Iana Carra z rockowo-balladowym zacięciem spod znaku The Waterboys. Zaś polifoniczne wokale w „Annabelle Blue” brzmią trochę jak dialog, sprzeczka dwóch sił natury, po której przychodzi ukojenie w postaci miniatury „Oh, Roses for the Flush of Youth”. Kolejnym przebojem (sic!) z całą pewnością jest „Today's Eulogy“. Ciepły, miękki męski wokal w połączeniu z trąbką i delikatnymi jak płatki róż instrumentami perkusyjnymi wywołuje u słuchacza niezwykłe uczucie błogości i sytości dźwięków. Summa summarum – lepiej nie dało się tego połączyć i zagrać. Pozorna prostota „Dance into Images“ przynosi początkowo chwilę wytchnienia, głębokiego oddechu, by gdzieś w połowie poprzez chór zakwitnąć i wystrzelić niczym pola rzepaku żółtym kolorem. Przesterowane wokale w „Like an Out-Dated Pre-Raphaelite“ niosą w sobie dawkę nowoczesności, ale dla równowagi lada moment otrzymujemy brzmiącą jak prastara celtycka ballada kompozycję „Gērds“. Na deser, tuż przed finałem dostajemy jeszcze nastrojowy, akustyczny RRĒmix „Rāmawas Wartā”. Krążek na zasadzie z góry założonej cykliczności kończy spokojniejsze, nieco zmienione powtórzenie głównego motywu „Reflection of a Higher Realm”.
Warto jeszcze nadmienić, iż w utworach opisywanego tutaj projektu przeplatają się języki: angielski, pruski, gaelicki, irlandzki, co nadaje kompozycjom tajemniczej i ponadczasowej aury. Muzyczna strona krążka opiera się z jednej strony na współczesnych i dobrze nam znanych instrumentach, bo wykorzystano tutaj: gitary, skrzypce, altówkę, wiolonczelę, fortepian, flet, obój, trąbkę, perkusję, ale także mniej konwencjonalne instrumentarium, jak bandura, cyra, psałterion czy ludowa piła.
Reflection of a Higher Realm z pewnością można odczytać jako zachwyt nad siłami natury, kiełkowaniem istnienia, radością niewinnej młodości i wiecznej miłości, aż po coś, co nazwalibyśmy przemijaniem, które w swej tajemnicy niesie ze sobą solenną obietnicę odrodzenia w niekończącym się cyklu zwanym naturą. Jest to podróż z wyraźnym końcem, ale i początkiem; początkiem, który pomimo pewnego końca niesie w sobie jakąś radość. Można rzec śmiało, że jest to album idealny na okres wiosenno-letni. Dzięki folkowej załodze Ēirikura możemy wejść do pradawnej i zarazem jakby prawdziwszej, niespiesznej i bardziej naturalnej krainy od współczesnego świata. Po trudach codzienności jakże przyjemnie jest zatopić się w tych dźwiękach. A jeszcze lepiej wyjść z tą muzyką gdzieś w plener, wówczas oczaruje słuchacza jeszcze bardziej. Tak wygląda ta dźwiękowa ścieżka do starego, wyśnionego świata zwanego narodzeniem, przemijaniem, umieraniem, narodzeniem… naturą.