Piątek z Agronomem – odcinek XX.
Trasa promująca „Under Wraps” okazała się dla Iana i całego zespołu trudną. Fani przyjęli bardzo nowoczesną, elektroniczną płytę Jethro chłodno, a najwięcej gorzkich uwag zebrał Peter John Vettese, który po zakończeniu trasy postanowił pożegnać się z zespołem i poświęcić pracy muzyka sesyjnego. Do tego gardło Iana Andersona nie wytrzymało i szef Tull musiał się poddać operacji. Stąd rok 1985 był rokiem bardzo ograniczonej działalności Iana i zespołu. Anderson pojawił się na uroczystości upamiętniającej 300. rocznicę urodzin twórcy „Bouree” 21 marca 1985, w listopadzie na rynku pojawiła się składanka „Original Masters” [same zespołowe klasyki, bez premierowych utworów – stąd w tym cyklu recenzji została pominięta], a wcześniej 15 lutego 1985 ukazał się dość niezwykły album, nagrany zresztą z udziałem prawie całego (bez perkusisty) ówczesnego składu Jethro (a więc jeszcze z Vettese’em). No i z jednym byłym już członkiem zespołu - aranżacjami zajął się bowiem nie kto inny jak David Palmer.
Koncepcja pt. „orkiestra wykonuje kompozycje zespołu rockowego” to rzecz tyleż interesująca, co śliska – wszak rock i muzyka symfoniczna rządzą się bardzo różnymi zasadami (np. w muzyce rockowej jest sekcja rytmiczna, w symfonicznej rytm jest lekko zaznaczony przez cały aparat wykonawczy) i próba przeniesienia jednego na drugie jest co nieco ryzykowna. Bardzo ciekawie zrobił to Jaz Coleman na płycie „Us And Them”: z kompozycji Pink Floyd nawyjmował to, co najważniejsze, konkretne melodie, pasaże, fragmenty i od podstaw przearanżował całość, nierzadko odpływając w rejony dość dalekie od oryginału („Brick Part 2” – z którego ostała się głównie melodia zwrotki, a cała reszta to szalone wariacje melodyczne). I to wypadło znakomicie. Była jeszcze druga płyta, na której orkiestrze towarzyszył zespół rockowy, i ona wypadła niestety o kilka rzędów wielkości gorzej. „A Classic Case” przyrządzono (niestety) według tej drugiej zasady.
Zaczyna się to całkiem przyjemnie: w “Locomotive Breath” flet I ta rockowa część całego ansamblu fajnie przegryzają się z potężnymi orkiestrowymi partiami. Podobnie jest w skrócie z pierwszej części „Tępego jak cegła” – fajnie to zaaranżowano, partie orkiestry mają tu dużą dynamikę, gładko i logicznie przechodzą od momentów lekkich do potężnych. Wyjątkowo pięknie, kunsztownie wypada „Elegy” – może trochę straciło na subtelności, ale to nadal bardzo piękny, poruszający utwór.
Dalej niestety jest już gorzej. Trochę nieszczególnie mariaż rocka i orkiestry wypada w „Bouree”, gdzie mamy jak najbardziej barokową, kameralną wersję orkiestrową splecioną z rockową wersją tullową – i jedno z drugim się nie do końca przegryza. Podobnie jak orkiestrowe wstawki i pasaże w, zgodnie z oryginałem, przesyconym elektroniką „Fly By Night”. Chwilami jakby zabrakło pomysłu, co z danym utworem zrobić, i po prostu partie orkiestry dublują instrumentalne pasaże z oryginału („Aqualung”). A to, że kompozycje Iana Andersona można w niezwykle ciekawy sposób przełożyć na język orkiestry, znakomicie słychać w finałowym „War Child” – mocno przerobionym względem oryginału, rozwiniętym, zaopatrzonym w rozbudowany wstęp – jest to dość mocno zbliżone do pierwotnej wersji tego nagrania, jeszcze z okresu, gdy album „War Child” był planowany jako dzieło dwupłytowe połączone z filmem fabularnym.
„A Classic Case” w połączeniu z „Original Masters” co nieco zaspokoiły głód fanów Jethro, pragnących nowej muzyki swoich ulubieńców. Na tą przyszło jednak poczekać jeszcze dwa lata, do 1987 i „Herbu Łotra”. Za to potem, na 20-lecie działalności zespołu, Ian Anderson przygotował fanom niespodziankę co się zowie. Ale o tym za tydzień.