ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Henry Fool ─ Men Singing  w serwisie ArtRock.pl

Henry Fool — Men Singing

 
wydawnictwo: Kscope 2013
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. Everyone In Sweden (13:53)
2. Man Singing (6:44)
3. My Favourite Zombie Dream (6:25)
4. Chic Hippo (13:24)
 
Całkowity czas: 40:31
skład:
Tim Bowness - gitary
Stephen Bennett - klawisze
Michael Bearpark - gitary
Andrew Booker - perkusja
Peter Chilvers - gitara basowa
Myke Clifford - saksofon, flet
Jarrod Gosling - klawisze, dzwonki
gościnnie
Phil Manzanera - gitara (utwór 1 i 2)
Steve Bingham - skrzypce (utwór 4)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,4
Arcydzieło.
,1

Łącznie 6, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
16.05.2013
(Recenzent)

Henry Fool — Men Singing

Jak ten czas szybko leci! Dwanaście lat minęło od pierwszej i do tej pory jedynej płyty tego zespołu. Zapewne stali słuchacze Nocy Muzycznych Pejzaży pamiętają ten efemeryczny projekt Tima Bownessa oraz kilku innych muzyków, skojarzonych wokół – dziś już chyba można powiedzieć – kultowej wytwórni Burning Shed. Jednak tegoroczny album Men Singing to nieco inna muzyka niż ta na Henry Fool, poprzedniku z 2001 roku. Niestety, kto dawno temu nie zaopatrzył się w ów pierwszy album tejże formacji, wydany przez Cyclops, ten nie będzie miał porównania. Płyta gdzieś od 8 lat jest kompletnie niedostępna, nie licząc okazjonalnych aukcji w serwisie eBay, ale jest to propozycja dla osób bardziej cierpliwych i o zasobnych portfelach. Chociaż Tim Bowness przed ubiegłorocznym krakowskim koncertem No-Man w rozmowie obiecał, że w tym roku ukaże się wreszcie reedycja pierwszej płyty. Trzymamy za słowo!

Nowe wydawnictwo nagrano w tradycyjnym składzie: Michael Bearpark – gitara, Stephen Bennett – klawisze, Peter Chilvers – gitara basowa, Myke Clifford – dęciaki: flety oraz saksofony. Za to za perkusją zamiast Fudge’a Smitha zasiadł Andrew Booker. Mamy tu też drugiego klawiszowca, Jarroda Goslinga, który w kilku momentach sięga także po tzw. dzwonki orkiestrowe. No i jest oczywiście wspomniany Tim Bowness, ale tym razem tylko w roli gitarzysty i współkompozytora. Zapewne wielbiciele głosu śpiewającej połowy No-Man będą niepocieszeni, bo na Men Singing zrezygnowano całkowicie z wokali. Postawiono też na formę kompozycji – czterdziestominutowy album otwierają i zamykają ponad trzynastominutowe kompozycje. Pomiędzy nimi znajdują się dwa urocze, sześciominutowe drobiażdżki. Są też i goście specjalni, którzy następcy Henry Fool dodają może nie charakteru, bo ten posiada i bez nich, ale z całą pewnością kolorytu, a tym samym wnoszą jakąś cząstkę siebie do tego projektu. W dwóch utworach, rozpoczynającym album „Everyone In Sweden” oraz tytułowym, następującym zaraz po nim – „Man Singing”, gościnie zagrał sam Phil Manzanera, znakomity gitarzysta Roxy Music. Zaś w zamykającej wydawnictwo kompozycji „Chic Hippo” na skrzypcach zagrał Steve Bingham, który to w ostatnim czasie występuje głównie z No-Man.

Przyznam się szczerze i bez bicia, że nie od razu zachwyciła mnie ta nowa płyta, jednak z każdym kolejnym przesłuchaniem odkrywałem nowe smaczki i jazzujące przestrzenie tych czterech kompozycji. A w ciągu tych czterdziestu minut jest tu do odkrycia wcale nie mało. Nie wiem, czy jest to rock progresywny, bo bliżej temu zdecydowanie do jazzu i to nie byle jakiego. I bardzo dobrze, bo chyba nie zniósłbym kolejnego, odsmażanego na progresywnym przepalonym oleju progresywnego przypalonego kotleta. Prawdą jest – niestety, że olbrzymia większość albumów okołorockowych, a już nie daj Boże tych z etykietką „rock progresywny”, jakie miałem – wątpliwą – przyjemność przesłuchać w ostatnim czasie, to odgrzewanie starych rzeczy, quasi-wierne ich powielanie, często niestety w sposób niezgrabny, wręcz nieudolny i po prostu niesmaczny. Przy nowym Henry Fool jest zupełnie inaczej. Gdy wreszcie wgryzłem się w ten album na dobre, zachwycił mnie on wszystkim, całym dobrodziejstwem swego inwentarza: począwszy od pięknej okładki, przez kompozycje i ich aranżacje, przestrzenne, lekkie, frywolne, świeże brzmienie, a na produkcji i miksie kończąc.

Men Singin to album pozornie wypełniony swobodnymi improwizacjami, ale tak naprawdę jest to rzecz maksymalnie przemyślana i – wysmakowana, skierowana do świadomego słuchacza. Obawiam się niestety, że nowy album nie przysporzy Timowi oraz spółce nowych. Entuzjaści starego Gonga, miłośnicy brzmienia Soft Machine (szczególnie po trzeciej i czwartej płycie) czy Mahavishnu Orchestra, a nawet, jakby nie patrzeć, „skarpetkowego” Henry Cow będą więcej niż zachwyceni. Zaś ojcowie Sceny Kanterberyjskiej mogą być dumni ze swoich następców.

Ponieważ nie ma tutaj (zbędnych) słów, nie jest to muzyka stricte sugestywna, każdy z nas może sobie do każdego z czterech utworów dorobić własną historię i za każdym razem inną. Men Singing to rzecz na swój sposób wybitna, lecz na dziś dzień jeszcze nie arcydzieło. Chociaż ma wszelkie predyspozycje do tego, aby nim się stać. Czas pokaże, a jeśli już o czasie mówimy, to żywię głęboką nadzieję, że panowie nie każą czekać na następny album kolejnych dwanaście lat.

Parafrazując – jazz-rock’s not dead!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.