Mano to czteroosobowy zespół, na którego – chyba mogę tak napisać – czele stoi Magdalena Piwowarczyk, śpiewająca niegdyś w zespole Siedem. Pozostała reszta muzyków to panowie: gitarzysta Maciej Salus, zasiadający za perkusją Bartek Rojek oraz grający na gitarach basowych i wiolonczeli Jacek Bielecki. Cała ta trójka to muzycy, którzy odebrali porządne wykształcenie kierunkowe. Jednakże album powstał w nieco poszerzonym składzie: jest jeszcze Sylwester Malinowski, który zagrał tutaj na instrumentach perkusyjnych, oraz Marcin Lorek jako drugi basista. Przejdźmy do muzyki oraz do pasji tworzenia. Bo ta ostatnia jest tutaj bez wątpienia bardzo ważna.
Choć Mano istnieje od 2006 roku, to dopiero w 2012 roku światło dzienne ujrzał ich debiutancki krążek. Na swoich Kamieniach zespół proponuje słuchaczom dziewięć utworów, w tym osiem spośród nich to kompozycje autorskie. Ostatnia piosenka jest coverem, ale nie byle kogo, lecz o tym na koniec. Większość utworów śpiewana jest po polsku, a dwa z nich po angielsku. I trochę szkoda, bo choć angielski to język popularny, a wymowa wokalistki jest nienaganna, to ja jednak nadal lubię, gdy takie nieco poetyckie piosenki śpiewane są w ojczystym języku.
Krążek rozpoczynają „Suche rzeki” z gitarową melodią głęboko zapadającą w pamięć oraz nutką wiolonczeli od czasu do czasu pojawiającą się w tle. Utwór aranżacyjnie bardzo ładnie się rozwija, na szczególną uwagę zasługuje sekcja rytmiczna. Potem mamy „Big Escape”, pierwszy utwór anglojęzyczny, i jazzującą „Niepamięć”, której trzonem jest ciekawy dialog na gitarę akustyczną i delikatny śpiew, trochę przypominający scat. Urzekająca prostotą jest „Kołysanka dla małego Salusika”. Jednym z ciekawszych utworów na Kamieniach jest „Mano” – spokojnie płynąca ballada, odważnie idąca w kierunku „gorącej muzyki świata”. Lirycznie składa się właściwie z refrenu oraz melodyjnie brzmiących słów: „tene mana eija ten mi ma mano”. Druga i ostatnia piosenka śpiewana po angielsku to „Silence”. Utwór tekstowo bardzo rozbudowany, ale muzycznie też dość interesujący. Szczerze powiedziawszy, nie jeden rockowy zespół może Mano pozazdrościć takiego numeru w swoim repertuarze. Trochę skojarzyło mi się to ze starym Quidam, z czasów, gdy śpiewała w nim Emilia Derkowska. Wszystkie utwory dobrze ze sobą korespondują, zarówno w kwestii muzycznej, jak i lirycznej. Autorska część Kamieni kończy się piosenką „Tęsknię za Tobą”. Jeśli chodzi o mnie, to jest to mój ulubiony moment na tym wydawnictwie. Wzruszający tekst, świetna wokaliza, piękne, aczkolwiek długo nietrwające perkusyjne przejścia, a całość dopełniona subtelną akustyczną gitarą. Wszystko, czego do tej pory wysłuchaliśmy na tym albumie, jest zawarte w tym utworze.
Jeśli chodzi o brzmienie, Kamienie to ładna i dobra płyta, której nie dość, że przyjemne się słucha, to chce się do niej wracać. Jej, a dokładniej całego Mano siłą są niewątpliwie teksty autorstwa Magdaleny Piwowarskiej. Grupa ma u mnie dużego plusa za wspomniany wcześniej utwór, który kończy ich debiutancki album – „A Case of You”. Jest to piosenka z repertuaru jednej z moich ulubionych śpiewających kobiet, Joni Mitchell. Kompozycja oryginalnie znalazła się na albumie Blue z 1971 roku i została zagrana na gitarę oraz cymbały appallaskie. Interpretacja Mano, a dokładniej rzecz ujmując Magdaleny Piwowarczyk, ogranicza się jedynie do śpiewu i gitary tej wokalistki, która to z kolei swoją barwą głosu próbuje zbliżyć się do charakterystycznego wokalu Mitchell. Wyszło to interesująco i w dwójnasób jest miłym zwieńczeniem tych niespełna trzech kwadransów spędzonych z muzyką Mano. Raz, że jest to miły akcent i zarazem hołd dla legendarnej i, co tu dużo pisać – wybitnej „songwriterki” (po prostu: muzycznej poetki), a dwa – to dość odważne podejście samej Piwowarskiej, wszak niewiele osób (a zwłaszcza w Polsce) bierze się za utwory Joni Mitchell.
Warto sięgnąć po Kamienie, szczególnie jeśli ktoś lubi łagodne i delikatne brzmienie oraz inteligentne teksty. Miłośnicy Joni Mitchell, Kate Bush, Anny Marii Jopek, Boba Dylana czy nawet Petera Gabriela nie powinni być zawiedzeni. Mano nie próbuje odkrywać nowych brzmień, eksplorować piętnastu gatunków jednocześnie. Co prawda są tu odniesienia do jazzu, czy nawet world music (niektóre partie instrumentów perkusyjnych), ale tak naprawdę muzycy z pasją i sercem grają po prostu to, co im w duszy gra i przede wszystkim jest w tym jedno – nieskazitelna, prawdziwa szczerość.