Z reguły nie piszę o splitach, bo to wydawnictwa po pierwsze dość ciężkie do zdobycia (oczywiście, mówię tu o płytowych edycjach, nie o krążących po sieci plikach), zwłaszcza jeśli wykonawca nie pochodzi z naszego podwórka. Po drugie, są to dość specyficzne przedsięwzięcia, często dość eksperymentalne, pokazujące nietypowe dla danej grupy oblicze, czasem też zrealizowane trochę „na odwal”, aczkolwiek nierzadko wcale wartościowe. I właśnie tak jest ze wspólną płytą We All Inherit The Moon i The Ascent Of Everest.
Zeszłoroczny split obu tych kapel jest o tyle ciekawy, że ukazuje odmienne spojrzenie na podobną muzykę. O ile We All Inherit The Moon prezentuje krótkie i raczej proste kompozycje, o tyle The Ascent Of Everest, jakby na przekór, poszło w stronę grania bardziej wymagającego, oferując dwie długie i zróżnicowane formy. Nie mogę krótkim kawałkom We All Inherit The Moon odmówić uroku, bo owszem, te minimalistyczne utwory mają pewien subtelny klimat, niemniej to otwierające kompozycje The Ascent Of Everest są zdecydowanie bardziej interesujące. Momentami, jak na przykład w drugiej części „The Journey Forever Long” brzmi to nawet trochę abstrakcyjnie, jednak generalnie Amerykanie stawiają na wciągający, dość mroczny klimat. Bardzo umiejętnie wplatają w gitarowe granie instrumenty smyczkowe, co ciekawe – również grające dość mocno czy wręcz agresywnie. W twórczości tego zespołu to nic nowego, zresztą w ich stałym składzie figuruje wiolonczelista. Smyczki pojawiają się też w części We All Inherit The Moon, ale są one znacznie bardziej delikatne i wyciszone, nie stanowiące o sile tej muzyki, będące raczej tłem czy pewnym urozmaiceniem. Ogólnie, druga część splitu wypełniona jest przez niezbyt odkrywczy ambient zmieszany z post-rockiem, bardzo leniwy, żeby nie powiedzieć: smętny. Zatem dużo, dużo atrakcyjniej wygląda część The Ascent Of Everest – raczej dynamiczna, mocniejsza, zróżnicowana.
Krótkie to wydawnictwo, więc i recenzja nie będzie zbyt długa. The Ascent Of Everent jest z Nashville, ale nie ma w sobie ani trochę biesiady. To muzyka mroczna i nasiąknięta emocjami, a przede wszystkim to muzyka z pomysłem. Pomysłem, którego brakuje We All Inherit The Moon, ale którego brakuje też wielu zespołom post-rockowym. Gdybym pisał tylko o kompozycjach Amerykanów, dałbym pewnie z ósmeczkę. We All Inherit The Moon zasługuje na piątkę i to w porywach, co daje średnią sześć i pół. Będzie jednak siedem – ale to tylko ze względu na dobrą formę The Ascent Of Everest. Udowodnili to w tym roku, nagrywając udany drugi długogrający album, ale o tym kiedy indziej.