1. the weird wood shed [0:59] 2. mud puppies [2:00] 3. inner child abuse [2:51] 4. the smoking man returns [2:26] 5. at the kit kat klub [0:39] 6. rock weird (weird rock) [2:34] 7. mashed [2:24] 8. i got a brand new egg layin` machine [2:59] 9. no umbrellas [3:30] 10. apartment 31 [4:43]
Całkowity czas: 25:05
skład:
Jeordie White –guitars, bass, vocals;
Chris Goss – guitars, vocals;
Zach Hill – drums.
Za każdym razem, kiedy sięgam po Goon Moon mam wrażenie obcowania z jakimś żartem, zupełnie jakby ktoś przymrużył do mnie jedno oko i dawał do zrozumienia, że to wszystko nie jest na poważnie.
Nie należy tutaj sugerować się nazwiskami twórców, ich poprzednimi dokonaniami, mimo pierwszej kompozycji (nad wyraz krótkiej) prostego riffu mającego w sobie coś sabbathowego lub stonerowego. Zaraz potem jeszcze prostszy motyw na gitarze i podejrzany chórek, właściwie dość intensywnie fałszujący. Jest to coś, czego nie mogli zrealizować w swoich poprzednich zespołach. Czemu nie mogli? Bo było to zbyt dziwaczne? Śmieszne? Nie trzymały się przysłowiowej kupy? Właściwie niewiadomo co to jest?
Panowie artyści zaoferowali nam wszystkiego po trochu. Mamy tutaj klasycznego rocka, pamiętającego pewnie czasy ich pięknej młodości, również trochę jazzowych brzmień, odrobinę gotyckich klimatów, jakiś skrzywiony afrobeat lub też afrofunk, country czy folk, parę transowych pomysłów, odrobina elektroniki, coś bardziej latynoskiego albo w końcu podejrzana prawie-ballada zamykająca album. Trudno nawet nazwać czym się inspirowali muzycy, nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że odbija się to wszystko w krzywym zwierciadle.
Nie traktuję tej płyty całkiem poważnie, mogę też podejrzewać, że White i Goss na pewno nie chcieli stworzyć arcydzieła. Mimo to uważam, że słucha się tego przyjemnie i warto zapoznać się z tym, co gra w duszach tych panów, kiedy nikt nie patrzy.