Finałowy dzień wypełniła muzyka Garifunów zamieszkujących Amerykę Środkową. Za pomocą Aurelio Martineza i The Garifuna Collective słuchacze przenieśli się na słoneczne wyspy pełne tańca i radosnego grania. Ostatnią relację chciałbym jednak poświęcić samej idei festiwalu i moim oczekiwaniom co do kolejnych lat Skrzyżowania Kultur. Najważniejsze pytanie jakie się pojawia to: Jak będzie za rok, przecież to jubileuszowa – 10. edycja?
Przyznam, że w podczas dwóch ostatnich edycji mojego ulubionego festiwalu w Warszawie, miałem poważne wątpliwości, co do kierunku, który objęli organizatorzy. Coraz częściej pojawiały się zespoły przypadkowe, które swoją muzyką po prostu męczyły pokazując, że kultura innych regionów może i ciekawa nie potrafi w pełni wciągnąć słuchacza. Ze względu na potrzeby inwestycyjne miasto przeznaczało coraz mniejszy budżet na organizację festiwalu i dało się to odczuć w spadku jakości muzyki prezentowanej w festiwalowym namiocie. Szkoda, również dlatego, że festiwal pełni wspaniałą rolę edukacyjną. Podczas kontaktu z artystami z przeróżnych zakątków świata, widzowie mają okazję zapoznać się z problemami wielu nacji, narodów, malutkich grup etnicznych. Dzięki temu „skrzyżowanie kultur” ma wymiar nie tylko muzyczny, ale przede wszystkim społeczny. A w rozwój społeczny obywateli powinno się inwestować.
Wracając do samego festiwalu. Na początku nie byłem przekonany do idei skrócenia go do czterech dni. Okazało się jednak, że był to strzał w dziesiątkę. Po pierwsze, udało się skupić bardziej na jakości, niż ilości prezentowanych wykonawców. Po drugie, stworzono ciekawy i spójny koncept muzycznej wędrówki po wyspach świata. Największym sukcesem tegorocznej edycji był jednak w moim odczuciu dzień, który się do oficjalnej części nie zaliczał, czyli "Sounds Like Polnad". Powtórzę to po raz kolejny - oglądając występy naszych rodzimych muzyków rozpierała mnie duma. Genialne brzmienie i niesamowita kompozytorska wizja sprawiła, że byłem wręcz poruszony tym, jak wiele mamy do zaoferowania w dziedzinie muzyki etno. Od wielu lat miałem przyjemność uczestniczyć w licznych koncertach zespołów grających tą właśnie muzykę, ale dopiero gdy ujrzałem ich kilka, na jednej scenie, występujących po sobie, zobaczyłem jak szeroki jest nasz muzyczny wachlarz.
W przyszłym roku oczekiwałbym powtórki lub może nawet poszerzenia idei "Sounds Like Poland". Może warto zachęcić artystów do jakichś ciekawych kooperacji? Przydałaby się też chociaż jedna gwiazda światowego formatu, która sprawi, że o festiwalu będzie jeszcze głośniej, a okrągła edycja zostanie zapamiętana na wiele lat. Ten festiwal na to w pełni zasługuje.