Hasło "Szukaj, Burz, Buduj" w przypadku tej pochodzącej z Siemianowic Śląskich rockowej ikony jest w dalszym ciągu aktualne...
Ci, którzy przybyli w sobotę do gomunickiego Bogarta mieli możliwość obcowania z prawdziwą legendą. Do tego w tym najwspanialszym, oryginalnym składzie. Zespół powrócił w nim w ubiegłym roku, a w Bogracie zakończył niedługą tegoroczną trasę. Trudno coś wnoszącego do ich wizerunku napisać, wszak słów o nich i ich muzyce skreślono wiele. Pozostaje tylko potwierdzić, że w dalszym ciągu są wyjątkowi, a muzyka, którą stworzyli kilka dekad temu do dziś intryguje, wciąga, hipnotyzuje…
Ale czyż może być inaczej? Wszak na scenie prezentowały ją trzy absolutne osobowości: Józef Skrzek, Apostolis Anthimos i Jerzy Piotrowski. Wyszli punktualnie o 21 witani bardzo gorąco przez wypełniającą szczelnie klub publiczność. Początek jednak wcale nie wskazywał na tak wyjątkowy występ. Skrzek lekko zdenerwowany niewłaściwym ustawieniem mikrofonu zdawał się nie przejmować entuzjazmem zebranych. Jednak z każdą minutą otwierał się na ciepło publiczności coraz bardziej i w drugiej części koncertu często na jego twarzy gościł uśmiech. Prawdziwy pokaz wirtuozerii zaprezentował Piotrowski, który w czarnych skórzanych rękawiczkach bębnił z ogromnym wyczuciem i zaangażowaniem. Mnóstwo potu na twarzy i niemalże cała mokra koszulka tylko to potwierdzały. I wreszcie trzeci z nich, stojący trochę z tyłu, na początku w kurtce, Anthimos, w skupieniu czarował dźwiękami gitary.
Dobre nagłośnienie i solidne światła pozwalały zebranym uczestniczyć w prawdziwym rockowym wydarzeniu. Wpływ na to miał oczywiście repertuar, na który złożyły się ich największe utwory, takie jak Odlot, Walkin' Around The Stormy Bay, czy zagrane na koniec Z których krwi krew moja i Memento z banalnym tryptykiem w naprawdę pięknej wersji. A na bis zebrani dostali perkusyjną bitwę między Piotrowskim i Anthimosem oraz nastrojową i delikatną kompozycję Dla Janka skomponowaną specjalnie przez Skrzeka dla zmarłego niedawno brata. Artysta zadedykował zresztą jemu cały ten koncert w jedynych słowach wypowiedzianych podczas występu do publiczności. Ta pożegnała muzyków dokładnie po dziewięćdziesięciu minutach, by za chwilę mieć ich tylko dla siebie. Dla wspólnych rozmów, podpisów, nierzadko na mocno wiekowych winylach…