ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 20.11 - Wrocław
- 21.11 - Siemianowice Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 20.11 - Warszawa
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
 

koncerty

16.11.2014

Fink, Stodoła, Warszawa, 14.11.2014

Fink, Stodoła, Warszawa, 14.11.2014

Fink powrócił do naszego kraju promując wydany niedawno album Hard Believer. Muzycznie jest to dzieło mroczniejsze, bardziej elektronicznie, ale wciąż artysta ten tworzy przede wszystkim niezwykle emocjonalne kompozycje. Wiele przeżyć wewnętrznych zapewnił też piątkowy, listopadowy wieczór fanom, którzy przybyli na koncert Brytyjczyka do warszawskiego Klubu Stodoła.

Zanim o gwieździe wieczoru słów kilka, nie można zapomnieć o wyśmienitym supporcie. Półgodzinny set zaprezentował londyński artysta kryjący się pod pseudonimem Douglas Dare. Młody muzyk grał na elektrycznym pianinie (prawie bez efektów), a do tego czarował aksamitnym głosem. Gdy połączymy to z niezwykłymi umiejętnościami perkusisty (feeling i świetne budowanie rytmów) to otrzymamy kawał porządnej muzyki granej w duecie. W zakresie kompozycyjnym usłyszeliśmy typowo angielskie klimaty elektroniczne – dużo trip hopu, ciekawych melodii i alt-rockowego ducha. Naprawdę porządne granie zwiastujące barwną postać na muzycznym kalejdoskopie najbliższych lat.

W międzyczasie klub wypełnił się do ostatniego miejsca (stojącego!), a po chwili zapaliły się lekko schowane za muzykami cztery słupy jasnego światła i na scenę wkroczyli kolejni członkowie zespołu Finka. Jako ostatni na scenie pojawił bohater wieczoru i zaintonował pierwsze dźwięki „Pilgrim”. Publiczność została subtelnie wprowadzona w niezwykłe, trochę niepokojące brzmienie muzyki. Szybka gitara, rozwijający się motyw przewodni i umiejętne korzystanie z oświetlenia zaczęły budować ujmujący klimat, który porwał większość z licznie zgromadzonych fanów. Szkoda, że jako drugi na setlistę trafił „Warm Shadow”, który był zdecydowanie zbyt długi i monotonny, przez co na chwilę zagłuszył emocje, który udało się już stworzyć. Na szczęście po chwili pojawiły się  trzy świetne numery z najlepszych albumów Finka. Lekko przearanżowany „Sort Of Revolution” rozbujał całą Stodołę, podczas „Yesterday Was Hard On All Of Us” część osób włączyła się do wspólnego śpiewania, a „Hard Believer” swoim bluesowym brzmieniem zamienił klub w wyludnioną knajpę amerykańskich bezdroży. Fink po chwili usiadł, perkusista sięgnął po cajon i usłyszeliśmy w pełni akustyczną wersję „Wheels”. Kolejne kompozycje utrzymane były w mniej więcej zbieżnej, surowej stylistyce, nie zabrakło hitów, a Fink ograniczał się do sporadycznych „Thank you” i w między czasie podziękował Douglasowi za otwierający set. Do budowanego klimatu pasowało też oświetlenie – przez cały występ z prezentowanym brzmieniem doskonale współgrały wspomniane cztery słupy z jasnożółtymi lampami.

Trudno coś Finkowi i muzykom zarzucić, ale w trakcie oglądania koncertu pojawiło się w mojej głowie kilka refleksji ukazujących szanse na dodatkowe wzbogacenie brzmienia zespołu. Większość kompozycji została zaaranżowana jeszcze dłużej niż na płycie przez co trwały one po średnio siedem minut. Oczywiście, co do zasady nie jest to w żaden sposób wada, ale prawie zawsze rozbudowanie utworów ograniczało się do dłuższego trzymania jednego motywu, co i tak jest w muzyce Finka powszechne. W efekcie przez wiele minut koncertu pojawiały sie zwykłe dłużyzny, a muzycy towarzyszący niechętnie próbowali prowadzić narrację. Instrumentalne wstawki były bardzo sporadyczne, przez co zabrakło mi większej improwizacji i nutki szaleństwa, co w przypadku występów na żywo jest niezbędne.

Fink ukazał się nam jako artysta, który buduje klimat w sposób mistrzowski. Szkoda, że nie poszły za tym bardziej rozbudowane kompozycje oraz większa swoboda pozostałych instrumentalistów. Obserwując jednak dotychczasową karierę solową artysty można usłyszeć ciągły rozwój i poszukiwanie muzycznych ścieżek. Na Hard Believer pojawiło się więcej miejsca na eksperymenty i jest to naprawdę dobry, inspirujący kierunek twórczości Finka. Oby tak dalej, a i koncerty poza wyśmienitym, wciągającym klimatem staną się także głębszym przeżyciem czysto muzycznym.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.