Niedzielny dzień koncertowy dzięki pewnym osobom ( ;-)) zacząłem trochę później bo dopiero od drugiego zespołu - Controlled Collapse. Mam nadzieję (parafrazując Marka Twaina) że pogłoski o zakończeniu działalności zespołu są przesadzone.
Ten i następny zespół od początku obrały połączenie dwóch metod walki z żarem: aktywnej z pasywną. Walka aktywna polegała na miotaniu się na scenie, chyba w celu uniknięcia uderzenia promieniami słońca. Niestety z góry skazana na niepowodzenie. Metoda pasywna polegała na dobraniu odpowiedniego ubioru. Wojtek Król był szczelnie osłonięty grubą warstwą materiału podczas gdy biała stylizacja Wielebnej odbijała maksymalną ilość światła.
Obydwa zespoły widziałem po raz drugi i ponownie byłem pod wrażeniem, ze wskazaniem na Obscure Sphinx - połączenie muzyki z wokalem Wielebnej to mieszanka doprawdy wybuchowa.
Po tych występach zrobiłem sobie przerwę regeneracyjną przed muzycznym powrotem do lat 80-tych.
Najpierw wystąpił zespół który na wydanie swojej pierwszej płyty czekał 10 lat. Super Girl & Romantic Boys. Pod sceną grupka fanów. Plastikowe brzmienia syntezatorów i gitara. I Super Dziewczyna na wokalu. Jak zawsze zabawnie.
Czas na gwiazdę polskiej muzyki lat 80-tych. Fanów jest więcej, na ich głowach charakterystyczne czarne berety. Nie mogąc doczekać się pojawienia gwiazdy zaczęli skandować “Gdzie jest Nemo!”
Pojawił się. Mam wrażenie że był zaskoczony przyjęciem. Utwory zostały przearanżowane na bardziej rockowe - i tu moim zdaniem niepotrzebnie. Na bis usłyszeliśmy jeszcze raz Twoją Lorelei. Wiec się utwierdziłem w przekonaniu że artysta nie spodziewał się aż takiego przyjęcia.
Koncert zakończył się odśpiewaniem przez publiczność klasycznego kawałka “100 lat”.
Ostatni zespół festiwalu - i znowu zostajemy w klimatach lat 80-tych. And One. Można powiedzieć klon Depeche Mode, nawet Steve Naghavi podobnie porusza się na scenie jak Dave Gahan. Ale nie można powiedzieć by było to coś złego. Zaserwowali nam porządną dawkę synthpopu która rozkołysała cały zamek. Było też widać że wiele osób przyszło w niedzielę głównie na ich występ.
Występ zakończyła bardzo spokojna, zagrana tylko na “fortepianie” wersja Enjoy the Silence, zapowiedziana jako utwór bez którego zespół And One nie byłby taki jaki jest. Ale jeszcze był bonus. Utwór bez którego niemiecka muzyka byłaby niczym. Die Biene Maja. Spore zaskoczenie ale też widoczne duże poczucie humoru muzyków. Nie pozostaje nic innego jak na następną edycję festiwalu zaprosić Zbigniewa Wodeckiego czy może nawet lepiej Karela Gotha, o przepraszam, Gotta.
Więcej fotek na stronie autora:
virek.pl