ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

30.06.2014

BLACK LABEL SOCIETY, Warszawa, Stodoła, 26.06.2014

BLACK LABEL SOCIETY, Warszawa, Stodoła, 26.06.2014 W to gorące czwartkowe popołudnie fani southern metalu zebrali się licznie w Stodole, aby równie gorąco oklaskiwać czołowego reprezentanta tego gatunku - Black Label Society.
BLS to zespół Zykka Wylde'a, byłego gitarzysty m.in. Ozzy'ego Osbourna. Wielki jak tur, długowłosy blondyn to prawdziwy lider i ikona stylu, który przez lata wypracowywał z kolejnymi muzykami pod szyldem BLS. Wydali niedawno swoją dziesiątą płytę - "Catacombs of the Black Vatican". To właśnie z niej pochodziło najwięcej utworów na czwartkowym występie. Trzeba przyznać, że do Black Label pasuje idealnie powiedzenie "każdy album nieco inny, ale poniżej dobrego poziomu nie schodzą". W ich muzyce spotkać można zawsze świetne riffy, głęboki i emocjonalny wokal Zakka, kalifornijski klimat southern rocka i groove metalu. Taka jest najnowsza płyta, taki był też koncert. 
 
Sala wypełniona była niemal w całości, przekrój wiekowy - od gimbazy po 40-50latków, ze średnią wieku ok. 30 lat. Pod barierkami tradycyjnie utrasi w koszulkach i z flagami, z tyłu kiwający głowami koneserzy. Przed BLS wystąpił support w postaci zespołu ONE, niestety w tym czasie miałem spotkanie z organizatorami koncertu, więc nie dane było mi ich zobaczyć. 
 
BLS zagrali dosyć przekrojowo - utwory z 6 płyt plus prawie 10-minutowe improwizowane solo gitarowe Zakka (szczerze mówiąc nic specjalnego, onanistyczne znęcanie się nad gitarą w stylu Malmsteena, tylko bez jego technicznych umiejętności - zamiast tego chętnie usłyszałbym kolejne 2 utwory). Początek był mocny - usłyszeliśmy szybkie hity z najlepszych płyt: najnowszej "Watykańskiej", Order of the Black, "The Blessed Hellride" i debiutu. W połowie koncertu zrobiło się nastrojowo. Les Paula zastąpiło pianino/klawisze, a soczyste riffy przeszły w akustyczne akordy. Ściankę stworzoną ze wzmacniaczy Marshalla przykryto flagami ze zdjęciami zmarłego tragicznie 10 lat temu Dimebaga Darrella (Pantera). Końcówka znów była mocna - poleciały największe klasyki BLS, czyli "The Blessed Hellride", "Stillborn" czy "Suicide Messiah". I tyle.
 
Minusem koncertu była przede wszystkim jego długość - półtorej godzinki bez bisów i z kilkoma przerwami (m.in. wspomniane solo czy gadki z publicznością). Spodziewałem się trochę więcej. Drugim przykrym aspektem, już nieco bardziej subiektywnym, to brak moim ulubionych utworów - choćby "Fields of Unforgiveness", "Scars" z najnowszej płyty, "Crazy Horse", "Darkest Days", "Time Waits For No One" z "Order Of the Black" czy większego szaleństwa z debiutu. No ale nie można mieć wszystkiego. 
 
Wszystko inne zagrało wyśmienicie. Brzmienie, klimat, kontakt z publicznością, energia ze sceny (zwłaszcza Zakka!) - czysty rock'n'roll wzmocniony "brudem z południa". 
 
 
 
Setlista:
My Dying Time 
Godspeed Hell Bound 
Destruction Overdrive 
The Rose Petalled Garden 
Heart of Darkness 
Overlord 
Damn the Flood 
Guitar Solo 
Parade of the Dead 
Angel of Mercy 
In This River 
The Blessed Hellride 
Suicide Messiah 
Concrete Jungle 
Stillborn 
 
 
 
 

Zdjęcia:

BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS BLS
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.