Gomunice i koncert rockowy?! A jednak. Okazuje się, że do niewielkich – bez urazy dla mieszkańców tej sympatycznej wsi – prowincjonalnych miejsc może zajechać profesjonalny, rockowy cyrk.
Mieszczący się w Gomunicach Bogart nie jest zresztą taki całkiem anonimowy na mapie polskich klubów, bowiem gościło już w nim mnóstwo zacnych kapel z Closterkellerem, Lao Che, czy Krzakiem na czele. Tym razem zajechał do Gomunic śląski Kruk. W piątkowy wieczór niewielki i klimatyczny klubik zapełnił się naprawdę całkiem szczelnie kilkudziesięcioma miłośnikami hard rocka.
Muzycy wyszli na scenę punktualnie o 21 i pozostali na niej przez kolejną godzinę i trzy kwadranse. Zagrali materiał ze wszystkich dotychczasowych krążków, poczynając od coverowego Memories, a na Be3 kończąc. Z tego pierwszego były Purplowskie klasyki w postaci Child in Time i Burn zagrane na drugi bis. Z purpurowych rzeczy pojawił się jeszcze Stormbringer w ciekawej wersji. Z autorskich numerów fajnie wypadły choćby No When You Cry, czy It Will Not Come Back. Co ciekawe, choć swoje albumy grupa nagrywa w języku angielskim (tylko debiut miał polską wersję), lwia część materiału wybrzmiała właśnie w naszym ojczystym języku. Były zatem np. Rzeczywistość, Cień, czy polska wersja kompozycji In Reverie (tutaj W zamyśleniu).
Szaleństwa na scenie, mimo kilku naprawdę mocnych kawałków, nie było, bo być nie mogło. Mikroskopijnych rozmiarów scena na to nie pozwalała, co sam Piotr Brzychcy żartobliwie skomentował, że jeszcze nigdy jako zespół nie byli ze sobą tak blisko. Grupa występuje ostatnio bez stałego - powiedzmy oficjalnego - wokalisty. Obecnie zespołowi towarzyszy gościnnie młody frontman Roman Kańtoch i… jest on niestety najsłabszym ogniwem formacji. Niewątpliwie kawał mocnego głosu ma, jednak sporymi fragmentami jeszcze nad nim nie panuje. Poza tym, męczyły już po pewnym czasie klasycznie hardrockowe zaśpiewy w wysokich rejestrach, których najzwyczajniej było nieco za dużo. Imponował natomiast na swojej gitarze sam Brzychcy popisując się ciekawą techniką i z pietyzmem odgrywając gitarowe sola. Wszystkich otumanił nieco pan akustyk, który suwaki ustawił trochę zbyt głośno. Nie przeszkadza to jednak w tym, by ten pełen energii i wigoru koncert zaliczyć do bardzo udanych.