Cieszę się, że nareszcie udało mi się dotrzeć na koncert The White Kites! Miałem ogromną przyjemność recenzowania niezwykłego albumu Missing i od tego czasu zżerała mnie wręcz ciekawość jak chłopaki wypadną na żywo. Udało mi się ją zaspokoić w sobotni wieczór w Progresja Cafe.
Na początku chciałbym podkreślić, że dopiero pierwszy raz miałem przyjemność udać się do „nowej” Progresji niedaleko Fortu Wola w Warszawie. O ile sama kawiarnia na wejściu jest świetnym miejscem, z klimatem i szerokim wyborem rodzajów złocistego trunku, o tyle sala szumnie nazywana „Progresja Cafe” przypomina raczej szkolny korytarz, a nie profesjonalne, przyjemne miejsce koncertowe. Pewnie w przyszłości będzie lepiej, ale na razie warunki są trudne, scena malutka, a nagłośnienie ledwo pika. Mimo tego akustycy i 7-o osobowy zespół pokazali, że nawet w tak trudnych warunkach można zagrać świetnie brzmiący koncert. Cudów nie było, ale efekt był i tak najlepszy z możliwych. Nie byłem jeszcze w innych salach Progresji (Main i Noise Stage), ale sama koncepcja przeniesienia się na Wolę jest moim zdaniem strzałem w dziesiątkę i trzymam kciuki, żeby ten pomysł wypalił.
Koncert rozpoczął się punktualnie o 20:00. Panowie wkroczyli na scenę w pasiastych, „marynarskich” koszulkach pod przewodnictwem wokalisty Seana Palmera, który dla odmiany ubrał się w strój kościotrupa, a na głowę włożył koronę. Całość dopełniał niezwykły makijaż. Nie wiem, czy pomysł na image pochodził od Seana, który ma liczne doświadczenia związane z teatrem, czy od kogoś innego, ale efekt był wspaniały. Dodatkowym elementem wystroju, który świetnie wpisał się w muzykę były wizualizacje rzucane na ścianę za zespół.
W kwestii najważniejszej, czyli "dźwiękowej" najlepszą recenzją występu mogą być słowa „Było jeszcze lepiej niż na płycie”. Kolejne utwory z Missing brzmiały przestrzennie, były perfekcyjnie zagrane, a co więcej zostały wzbogacone o koncertowe suplementy, które jeszcze lepiej podkreśliły psychodeliczno-rozrywkowy charakter muzyki The White Kites. Szczególnie fajnie wypadły utwory „Stowaway Sylvie”, „Turtle’s Back” oraz zagrany na bis „Love Doctor” z EPki Love Songs.
Podsumowując, było po prostu świetnie. Sala nie była łatwa, nie pozwalała pokazać pełni możliwości, a The White Kites zagrali pełny set, z pełnym zaangażowaniem scenicznym oraz muzycznym. Ogromne brawa! Czekamy na więcej!
Kolejna okazja, żeby zobaczyć The White Kites na żywo to Warsaw Prog Days. Zespół na tyle dobrze wypadł podczas sobotniego koncertu w Progresja Cafe, że otrzymał propozycję supportowania RPWL, którzy zagrają pierwszego dnia festiwalu!