Wreszcie udało mi się ich zobaczyć! Domowe Melodie to zespół fenomen – piękne, amatorskie teledyski zawojowały „polski” Internet. Doskonała, pełna emocji muzyka podbiła serca słuchaczy i sprawiła, że zespół, który jest na scenie obecny dopiero od dwóch lat już uzyskał status kultowego. Do tej pory nie miałem jednak okazji zobaczyć ich na żywo, więc niezwykle ucieszyłem się, że powrócili do Warszawy.
Koncert odbył się w największym warszawskim klubie (Stodoła) i został wyprzedany już na około miesiąc przed wydarzeniem, co tylko podkreśla jak dużą popularnością cieszą się Domowe Melodie. Przed ich występem nie przewidziano supportów, więc w spokoju (i niemałym tłoku) można było czekać do 20:15, kiedy trio wkroczyło na scenę i zasiadło do instrumentów. Rozpoczęła się muzyczna uczta, która trwała niestety tylko niecałą godzinę. Podczas występu nie zabrakło „hitów” jak „Grażka”, czy „Zbyszek” (zagrany raz jeszcze na bis). Pojawiły się też wszystkie pozostałe utwory z debiutanckiego albumu oraz jeden nowy utwór i jeden cover. Większość utworów została trochę wydłużona przez zabiegi stylistyczne takie jak zmiany tempa, przerwy, subtelne solówki. Niezwykle emocjonującym momentem był na pewno utwór „Tato”, a najlepiej wypadły chyba „Las” i genialna wręcz „Buła (z masłem)”, w których najwyraźniej było widać jak doskonałymi muzykami są Justyna, Kuba i Staszek. Trzeba przyznać, że gdy na ogromnej scenie pojawia się trio, to żaden mankament muzyczny nie ujdzie uwadze. W przypadku Domowych Melodii nie było dźwięków przypadkowych, nietrafionych. Wszystko brzmiało tak, jak powinno. Techniczny majstersztyk.
Tym, co najbardziej przeszkodziło w odbiorze koncertu były chyba warunki w klubie – sala została podzielona na część siedzącą z przodu, przez co osoby, które stały dalej niewiele widziały oraz musiały znosić spory tłok. Zdecydowanie przeszkodziło to w pełnej percepcji akustycznej i subtelnej muzyki, którą raczyły nas Domowe Melodie. Zabrakło też nieco większego kontaktu z publicznością ze strony artystów. Poza „Warszawo! Dziękujemy!” nie usłyszeliśmy wiele więcej (no, warto odnotować subtelną uwagę o nadchodzącej płycie – może będzie).
Podsumowując, koncert Domowych Melodii nie było może tak dużym przeżyciem jak bym tego oczekiwał, ale na pewno pokazał, że w zespole drzemie ogromny potencjał. Umiejętnie łączą muzykę artystyczną, czy nawet poezję z tym co nowe, współczesne, alternatywne. Poza tym mają ujmujący image i światowej klasy umiejętności. Trzymam kciuki za kolejne sukcesy!