ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

04.03.2014

Frank Turner & The Sleeping Souls, 02.03.2014, Proxima, Warszawa

Frank Turner & The Sleeping Souls, 02.03.2014, Proxima, Warszawa

Przyznam, że dawno nie było koncertu na który czekałbym tak bardzo jak na ten, który odbył się w przyjemny niedzielny wieczór w warszawskiej Proximie. Franka Turnera poznałem bliżej przy okazji koncertu w Powiększeniu trzy lata temu i od tego czasu darzę go sporą dawką muzycznej miłości. W efekcie informacja o jego powrocie do Warszawy na tyle mnie zelektryzowała, że nie zastanawiając się długo kupiłem bilet i niecierpliwie czekałem do początku marca.

Frank Turner & The Sleeping Souls grają muzykę, która mieści się w granicach folk-rocka. Czasem jest bardziej dynamicznie, czasem nieco lirycznie, a całość jest ujęta w ramy radosnej zabawy ze słuchaczami. Niedzielny wieczór rozpoczął się dla mnie już około 19:30, ponieważ chciałem zobaczyć ciekawie zapowiadające się supporty. Niestety zarówno Ducking Punches, jak i nieco lepszy Andrew Jackson Jihad nie zachwycili, a ich występ był niczym więcej niż preludium do gwiazdy wieczoru. Dodatkowym aspektem, który negatywnie wpłynął na odbiór tych koncertów była fatalna frekwencja, która co ciekawe jedynie nieznacznie poprawiła się przed koncertem Franka Turnera. Na występie osoby, która potrafi wypełnić prawie całą Wembley Arena bawiło się w naszym kraju może niecałe 200 osób, co w Proximie prezentowało się nieco żenująco. Było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ponieważ wspomniane trzy lata temu Powiększenie było wyprzedane, a od tego czasu Frank pojawił się na Jarocinie (świetne recenzje występu) i doczekał się polskiej dystrybucji swojego ostatniego albumu Tape Deck Heart. Niska frekwencja odbiła się niestety na klimacie całego wieczoru – było mniej dynamicznie i mniej szaleńczo niż poprzednio.

Na szczęście był to jedyny negatywny aspekt wieczoru. Początkowo Frank z zespołem nie za bardzo „wszedł” w koncert (szkoda zachowawczego "Photosynthesis")  i nawet żartował, że widocznie Warszawa w niedziele pustoszeje. Lody się przełamały, gdy artyści zobaczyli, że jakościowo publiczność stoi na najwyższym poziomie i wyśpiewuje wersy najpopularniejszych kawałków zespołu. Z każdym kolejnym utworem było coraz lepiej, a pomogła też konstrukcja setlisty, która ku mojej radości nie opierała się na nowej płycie, a raczej na przekrojowym materiale wypełnionym tym, co w ofercie Franka Turnera najlepsze ( zabrakło mi tylko „The Real Damage”). Po piętnastu minutach od rozpoczęcia koncertu już byliśmy w brytyjskim pubie, a między zespołem i widzami nawiązała się bardzo intymna nić porozumienia. Świetnie wypadły takie utwory jak „Peggy sang the blues”, „I knew Prufrock Before He Got Famous” czy „Wessex boy”. Podczas niespełna dwugodzinnego występu nie zabrakło też elementów komicznych. Poza zabawnymi dialogami wewnątrz zespołu (lekko „oberwał” Tom Odell, który nomen omen wyprzedał Palladium, w którym wystąpił wczoraj), warto przytoczyć moment, gdy chłopaki dostali na scenę po shocie wiśniówki, którą ochoczo wypili, a dyskusje po zakończyli … zamianą instrumentów i tak dostaliśmy krótki fragment „Try This At Home” z Frankiem na perkusji i Nigelem przy mikrofonie. Jeszcze ciekawiej zrobiło się, gdy Frank odśpiewał „Eulogy” … po polsku! Tekst przetłumaczył niejaki Maciek obecny na koncercie (brawa za podmianę Freddyego Mercurego na Zbyszka Wodeckiego :) ). Mniej więcej w połowie koncertu fani usłyszeli też część akustyczno-liryczną, a wśród zaprezentowanych utworów nie zabrakło coveru Counting Crows. Doskonały występ zakończyły świetnie wykonane na bis „I still believe” oraz „Four Simple Words” (czy raczej I want to dance).

Po raz kolejny potwierdziło się, że Proxima ma świetne warunki nagłośnieniowe. Wszystko zabrzmiało perfekcyjnie (szczególne brawa za dopasowanie wspierających wokali!), nie było ani zbyt głośno, ani zbyt cicho. Warto też podkreślić wspaniałą postawę zespołu, który mimo niskiej frekwencji i czekającej ich długiej, nocnej podróży do Leipzig, dał z siebie wszystko. Frankowi z zespołem należy się za to ogromny szacunek. Oby więcej takich szczerych i profesjonalnych artystów, którzy zachowując wysoki poziom występu potrafią jednocześnie umiejętnie bawić publiczność i sprawiać, że przez klika kolejnych dnia uśmiech z twarzy nie schodzi. Brawo!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.