Zdradliwa wena, raz jest raz jej nie ma. Ja ją prowokuje, bo to moja domena.
Dla mnie jest hip-hop i dla mnie jest scena. A co dla Ciebie? Zapytaj siebie..
Kilka wniosków z pierwszego po 13 latach klubowego koncertu reaktywowanej legendy polskiego hip-hopu, składu Kaliber 44:
Hip-hop nadal ma się w Polsce świetnie. Od ulicznego stylu po jazzowe eksperymenty, ma swoich fanów na koncertach jak i w sklepach muzycznych (świetne wyniki sprzedaży płyt)
Przewaga uczestników z grupy wiekowej 25-40, nieznaczna ilość gimbazy znanej choćby z koncertów Pezeta i pokrewnych
Koncertowo wykon K44 z żywym zespołem (perka, gitary, bas, klawisze) ma swoje plusy i minusy, z przewagą tych pierwszych
Nadspodziewanie dobra forma chłopaków, zwłaszcza Joki, który ostatnie lata spędził z dala od muzykowania
Trochę jeszcze niedopracowane wizualizacje (zapętlony X razy filmik puszczany z Windows Media Playera) i momentami czerstwy kontakt z publiką dobitnie pokazały, że to pierwszy koncert składu po dłuuugiej przerwie. Będzie lepiej. Koniecznie.
Zabrakło improwizacji i solóweczek DJ Feel-X'a
Ładne laski. Bardzo.
15 lat temu, hip-hop w Polsce to było zjawisko. Krótkie, intensywne, prawdziwe i niepowtarzalne. Po kilku latach bogactwa w podziemiu (lata '90) i po boomie medialnym na początku XXI wieku, wszystko nieco przycichło. Sprzedaż płyt nie spadła (a wręcz wzrosła!), ale poziom artystyczny, klimat, oryginalność i wartość tej muzyki zmalała drastycznie. Młodzi adepci osiedlowej zajawki wydorośleli, założyli rodziny, znaleźli prace na etacie. Ich następcy niestety dorastali już w nieco innym środowisku, mieli inne podeście do tego wszystkiego. A nawet jeśli mieli dobre podejście, to brakło talentu. Zaczęły powstawać nagrania takich "gwiazd" jak Pikej i setki innych, równie zdolnych. Stare składy jeśli dalej nagrywają, to ich płyty nie są nawet w połowie tak ciekawe jak pierwsze. A gdzie w tym wszystkim jest Kaliber 44? Jeden z najstarszych polskich składów, jedna z pierwszych oficjalnie wydanych płyt ("Tajemnicza Ksiega. Prolog" z 1996), w końcu jedni z najzdolniejszych i najbardziej rozpoznawalnych raperów (Magik, Joka, AbraDab). W momencie największej popularności zawiesili działalność na prawie 13 lat. Dzisiaj nie ma już jednego z nich (niesłusznie kojarzonego głównie z Paktofoniką), ale Panowie postanowi zebrać się do kupy i nagrać nową płytę, poprzedzoną kilkoma koncertami. Ten pierwszy odbył się na tegorocznym Openerze, prawdziwą próbą był zaś klubowy koncert w Stodole.
Tyle tytułem wstępu. Występ był bardzo udany. Miło było usłyszeć znane nuty sprzed lat, zwłaszcza utwory z debiutu. Sala nabita była dość szczelnie, największy aplauz wśród publiki wzbudziły oczywiście takie numery jak "Wena", "Film", "Gruby Czarny Kot", "Konfrontacje", Normalnie o Tej Porze", "Nasze Mózgi...". Nie można mieć większych zastrzeżeń co do setlisty, no może zabolał brak Zakonu Marii ("Do boju!" by nieźle brzmiało live), "Mojej Obawy" czy "Plus i Minus" puszczonego choćby na koniec z taśmy. Reszta płyt została "obsłużona" wspaniale. Cieszyć mogło dobre nagłośnienie, forma wokalna Daba (doskonała) i Joki (niezła, zważywszy jego ostatnie problemy). Gościnnie wystąpili WSZ i CNE, czyli dopełnienie Baku Baku Skład. To malutki projekt, który K44 rozkręcił koncertowo z WSZ i CNE podczas swojej nieobecności na scenie. Pojawiły się także utwory z solowej twórczości Abradaba. Warto także wspomnieć, że panowie wystąpili z żywym zespołem, czyli z perkusją, basem, gitarą i klawiszami. Uczynili to, co wiele ekip przed nimi, aby nadać więcej dynamiki występowi na żywo. Są przeciwnicy i zwolennicy takich rozwiązań, moim zdaniem wypadło to bardzo dobrze (momentami zespół zagłuszał nieco słowa raperów), ale nie pogardziłbym większym udziałem DJ Feel-X - czekałem na fajne solo, improwizację, krótki miks starych nagrań, sampli, skretchy... W końcu na scenę po 13 latach wraca się tylko raz.
Czekamy na nową płytę Kaliber 44. Do studia wchodzą na początku nowego roku, więc może na wakacje coś już usłyszymy.