Na pierwszy ogień poszedł klon Marylina Mansona - zespół Splendor. Oprócz interesującego image'u scenicznego i uroczej perkusistki nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia. Nawet nie ratuje ich to że zagrali cover mojego ukochanego utworu Sisters Of Mercy - Lucretia My Reflection.
Po nich na scenę wkroczyli Victorians - rockowe instrumenty i operowy śpiew. Jakbym to już gdzieś słyszał. Zespół szalał na scenie, publiczność szalała pod sceną. Występ należał do udanych.
Następny zespół - Batalion D'Amour. Podczas występu zagrali stare sprawdzone numery, ale usłyszeliśmy także kilka nowych utworów - jak się dowiedziałem zespół ma już sporo materiału na nową płytę. Na zakończenie zespół zagrał jeden z większych przebojów, W Połowie Drogi Donikąd, i tu najbardziej zabrakło mi dobrego akustyka - w ścianie dźwięku całkowicie zaginęła gitara Roberta Koluda, która pod koniec utworu nadaje jemu niepowtarzalnego smaku. O dziwo tym razem zespół nie zagrał żadnego utworu Depeche Mode.
Das Moon. Sporo elektroniki, mocne rytmy, miotająca się po scenie wokalistka. Przed festiwalem trochę ich posłuchałem i bardzo kojarzyli mi się z Depeche Mode. Chyba słuchałem innego Das Moon.
Dzień, a raczej noc zamknął klasyk polskiej elektroniki - Agressiva 69. Zagrali bardzo energetycznie a w występ włączyli kilka utworów Republiki - rozpoczęli od Porannej Wiadomości, usłyszeliśmy także ich wersje Kombinatu oraz Ciała.
Po koncertach można było bawić się do rana przy setach dj-ów.
W piątek już na całego rozpoczyna się festiwal koncertami na dziedzińcu zamkowym - wystąpią pierwsze gwiazdy - XII Stoleti, Roman Kostrzewski z zespołem oraz Lacrimosa.