Proxima w ostatnim czasie stała się bardzo istotnym miejscem na muzycznej mapie Warszawy. Coraz więcej fajnych i ciekawych koncertów, świetne brzmienie i przyjazna atmosfera powodują, że do klubu chętnie się wraca.
Jako support na scenie około godziny 19:30 pojawiło się warszawskie trio - Magnificent Muttley. Wspólne granie wyraźnie weszło im w krew, ponieważ utwory z pogranicza rocka i funku zabrzmiały naprawdę dobrze. Czasami muzycznie zespół ocierał się też o muzykę progresywną z rozbudowanym wspólnym jamowaniem wszystkich trzech instrumentów. Warto podkreślić, że brak klasyfikacji gatunkowej z jednej strony jest dla nich dużym atutem, ale z drugiej jest to spore zagrożenie - zespół mimo tego, że wydał w zeszłym roku swój pierwszy album, wciąż pozostaje nierozpoznawalny. Sceniczna energia udzieliła się jednak już dość licznie zgromadzonej publiczności, więc koncert na pewno można uznać za udany i warto pamiętać o tym zespole. Kiedyś będzie o nich głośno.
Po naprawdę krótkiej przerwie na scenę weszło kolejne trio - tym razem to, na które wszyscy czekali - bracia Waglewscy w towarzystwie Michała Sobolewskiego, występujący pod szyldem Kim Nowak. Koncert ten naprawdę trudno opisać. Po stronie plusów na pewno trzeba wskazać świetną współpracę muzyków, fenomenalne solówki Michała i niebanalne teksty. Dodatkowo muzyka, która sięga do brudnego, gitarowego grania lat 60. i 70. jest rzadkością na polskim rynku muzycznym (co dziwne, bo mimo wszystko i obecnie jest ona bardzo popularna). Niestety, kilka elementów nie do końca wypaliło. W pewnym momencie tempo koncertu wyraźnie siadło i zrobiło się dość monotonnie, a krótki jam session w wykonaniu muzyków nie było zbyt przekonujące. Największą wadą występu był jednak wokal Fisza. Przyczyny tego są trzy: zbyt dużo efektu rozproszenia na mikrofonie, niezbyt dobra praca dźwiękowca i ... fakt, że Fisz po prostu do czołówki polskich wokalistów rockowych nie należy.
Koncert, który trwał około 90 minut, trzeba zaliczyć jednak do udanych. Podczas występu Kim Nowak były momenty, kiedy ręce same składały się do braw. Najwyższy poziom muzyczny, dobra rytmika i miażdżące solówki są tym, co pozostanie w pamięci po sobotnim wieczorze w Proximie. Tylko ten wokal...