Tak było w piątkowy - i przy okazji andrzejkowy - wieczór w łódzkiej Luce. Tuż po koncercie miałem okazję usłyszeć fragment rozmowy jednej z fanek, która zwracając się do basisty formacji, Przemka Węgłowskiego, powiedziała, że za każdym razem, gdy słucha ich na żywo, ma łzy w oczach… I naprawdę coś w tym jest. Nie da się ukryć, że z każdym występem, z każdą trasą „Tajdsi” są o półkę wyżej. Widać to było w Luce. Stolik z merchem pełen różnorodnych koszulek, a scena przybrana w wielką wiszącą płachtę nawiązującą do okładki ostatniego krążka i z logo formacji. W pewnym momencie gitarzysta grupy, Maciej Karbowski, dziękując zebranym za przybycie przypomniał, że gdy byli w Luce kilka lat temu, grali dla 20 osób, a dziś ogląda ich dziesięć razy więcej osób. I nie wiem, czy nie był zbyt skromny w swoich obliczeniach.
Faktycznie Luka wypełniona była tego wieczoru niemalże po brzegi i artyści odwzajemnili się przybyłym kolejnym zaangażowanym koncertem. Bez wielkiego gadulstwa, za to z właściwym sobie skakaniem po nastrojach - od agresji i zgiełku, po melancholię i dźwiękową delikatność. Bazą były oczywiście kompozycje z dwóch dotychczasowych albumów grupy – Aura i Eartshine. Nie mogło jednak zabraknąć, nagranego specjalnie na tę trasę i zapowiadającego nowy album, singla Hollow Lights, szczególnie w pierwszej części bardziej optymistycznego i luźniejszego. Z jednego powodu ten koncert był dość wyjątkowy. Otóż zespół wystąpił na scenie Luki jako… trio. W składzie zabrakło Adama Waleszyńskiego, którego – jak się później dowiedziałem – zabrakło z powodu problemów zdrowotnych. Muzyk przed polską częścią trasy zarejestrował jednak swoje partie na potrzeby tournée, dzięki czemu kapela wcale nie wypadła skromniej.
Przed Tides From Nebula pojawiły się grupy Spontane i Forma. Tej pierwszej, ponoć z nieco innej muzycznej bajki, niestety nie dane było mi zobaczyć. Warszawska Forma zagrała zaś interesujący set z kompozycjami nawiązującymi do Tool (połamana rytmika), King Crimson (gitarowe formy) i postrockowych patentów. Nie zabrakło też w nim ciekawych harmonii wokalnych, które czyniły ich dosyć trudną pod względem strukturalnym muzykę, bardziej przyjemną dla ucha.