ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

06.12.2012

GARY NUMAN - HMV Picturehouse, Edynburg, 04/12/2012

GARY NUMAN - HMV Picturehouse, Edynburg, 04/12/2012

Uczucia miałem więcej niż mieszane po wczorajszym występie Gary’ego Numana. Z jednej strony gdybym nie zdecydował się pójść na występ ‘ojca chrzestnego electropopu’ to zapewne był żałował, że przegapiłem taką okazję. Z drugiej jednak, jeśli ktoś oczekiwałby fajnych, wyważonych syntezatorowych utworów rodem z „The Pleasure Principle”, czy „Telekon” wyszedłby z edynburskiego Picturehouse’u bardziej niż dziwiony. Oczywiście po uprzednim zwalczeniu piszczenia w uszach od tej ilości decybeli...

Nie powiem, że nie spodziewałem się takiego, a nie innego obrotu spraw. Jestem w miarę zaznajomiony z ostatnimi poczynaniami londyńczyka, jednak nie trudno było zauważyć zasadniczą różnicę pomiędzy brzmieniem studyjnym, a koncertowym. O ile jeszcze na (znakomitych zresztą) płytach pokroju „Pure”, „Jagged” czy najmłodszej „Dead Son Rising” zachowano pewne proporcje (głos Numana zdawał się być motywem przewodnim tychże wydawnictw, natomiast przycieżkie brzmienia były nieco ‘schowane’) o tyle na żywo już nie było ‘zmiłuj’. Ciężko, głośno - by nie rzec, że momentami - topornie.  Przygniatające industrialne klawiszowe efekty, potężne gitarowe riffy i śpiew Numana próbujący się gdzieś przebić przez tę kakofonię dźwięków. Wprawdzie nie drażniło to tak w klasycznych utowrach pokroju „Films”, czy „Metal”, gdzie mimo wszystko udało się zachować urok oryginałów jednak nieco gorzej wyglądało to w nowszych produkcjach, z których broniły się jedynie te, które skompnowane były z nastawieniem na ciekawe melodie („Dead Sun Rising”, „Haunted”, When The Sky Bleeds He Will Come”, „Pure”), a nie ciężkość brzmienia. Poza tym premierowe utowry („We’re The Unforgiven”, „I am Dust” mające znaleźć się na planowanym na 2013 albumie „Splinter”) niestety również nie zachwycały, nie wyrózniając się niczym specjalnym w przekroju całej setlisty.

Jednak pomimo tego stwierdzić muszę, że cierpliwość została wynagrodzona. Końcówka koncertu i bisy były po prostu majstersztykami. „Are Friends Electric?” zabrzmiał niesamowicie nie tylko dzięki samej mocy utworu, ale również dzięki lekkim kombinacjom. Przewodni syntezatorowy motyw kompozycji zastąpiony został spowolnioną – niemal kameralną - fortepianiową wstawką, a sam utwór zdawał się ekspolodować z siłą bomy wodorowej dopiero po kilku minutach wraz z wejściem perkusji i syntezatorów.

Bisy natomiast odegrane zostały w wersjach dość zbliżonych do swoich studyjnych pierowzorów. Wszystkie z nich zresztą były znakomite same w sobie; „Down In The Park” ze swoją quasi-balladową mrocznością, „Cars” z wgniatającym w ziemię niesamowitym synetzatorowym motywem, no i „I Die: You Die” z płyty „Telekon” z 1980 roku. Jeden z największych hitów Numana i osobiście jeden z moich naukochańszych kawałków z jego twórczości. Świetna synrezatorowa partia, rewelacyjne tempo i ten sam – nie dający się zapomnieć – śpiew. Co by nie mówić, ostatnie pół godziny występu wynagrodziły z nawiązką wszelkie niedostatki środkowej jego części...

A Numan? Na pewno showman, aczkolwiek stroniący od przesadnych kontaktów z publicznością. Zresztą fakt, że muzyk cierpi na zespół Aspergera nie jest tajemnicą. Stąd zapewne wrażenie, że Numan pomimo niepodważalnej niesamowitej ekspresji podczas wykonywania utworów, wciąż zdawał się pozostawać we własnym świecie i bardziej przeżywał muzykę ‘wewnątrz’, aniżeli dawał upust emocjom w interkacji z widownią. Zarzut? Absolutnie nie. Jednak reakcje podtatusiałych ‘numanoidów’ (tak nazywano fanatycznych fanów Gary’ego Numana) - przeżywających czasy świetności w okolicach roku urodzin autora tekstu - zdawały się wyrównywać proporcję energii wypełniającą Picturehouse.

Zdecydowanie było warto. Klasa Numana jako wokalisty i kompozytora jest absolutnie niepodważalna. Zresztą jego muzyka wciąż znajduje swój poklask pośród przedstawicieli młodszej generacji. Obok siwogłowych wyznawców pośród widowni nie trudno było dojrzeć świeże pokolenie ‘gothów’, dostrzegających w muzyce faceta w wieku mojego ojca powiew czegoś niesamowitego i wartego uwagi. To cieszy i wróży dobrze na przyszłość...

 

Setlista: Films; Pure; When The Sky Bleeds He Will Come; Haunted; I am Dust; Metal; Everything Comes Down To This; A Prayer For The Unborn; The Fall; For You; Petals; We’re The Unforgiven; Dead Sun Rising; Halo; Are Friends Electric?

Bisy: Down In The Park; Cars; I Die: You Die

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.