ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

28.11.2012

JORN, TEODOR TUFF, HELLECTRICITY, Warszawa, Progresja, 26.11.2012

JORN, TEODOR TUFF, HELLECTRICITY, Warszawa, Progresja, 26.11.2012

Fani boskiego Jorna Lande wreszcie doczekali się go na klubowym koncercie w Polsce. I nie zawiedli się…

To już druga wizyta Norwega i jego kapeli w naszym kraju. W 2007 roku artysta pojawił się w katowickim Spodku, w ramach XXI edycji Metalmanii. Wczesna pora, niezbyt liczna publika w ogromnej hali oraz bardzo krótki set pozostawiły – myślę że nie tylko we mnie – spory niedosyt. Ponad pięć lat trzeba było czekać, aby przekonać się, jak wokalista i jego zespół prezentują się w pełnym gigu. I choć tym razem frekwencyjnie Progresja nie powaliła, trzeba powiedzieć otwarcie – było warto.

Lande ze swoim lekko zmodyfikowanym składem (ostatnio do Jorna dołączyli gitarzysta Trond Holter i basista Bernt Jansen) pojawił się na scenie o 22, gorąco powitany przez warszawską publiczność. Muzycy zaraz odpalili  Road Of The Cross ze Spirit Black i już było jasne, że będzie dobrze. Lande już na samym początku sprawił ogromną przyjemność fotoreporterom miotającym się w przyscenicznej fosie przyjmując, jakby specjalnie dla nich, charakterystyczne „hardrockowe” pozy. A ustawiał się długo i wytrwale, z nieodłącznym mikrofonowym statywem. W tym też czasie zdążył już wszystkich przekonać o swoim niezwykłym wokalnym talencie. Zatem żadnego odpuszczania górek, czy modyfikacji melodycznych linii nie było. Pojawiły się za to totalna ekspresja, chęć sprawienia prawdziwej frajdy fanom, którzy tak długo na niego czekali i obowiązkowe… ooo….yeeeaaah!.

Muzycy oparli setlistę głównie o trzy ostatnie studyjne albumy Jorna. Ze Spirit Black były zatem jeszcze Below i World Gone Mad a z Lonely Are The Brave numer tytułowy oraz Shadow People, Man Of The Dark, The Inner Road i War Of The World. Ostatnie wydawnictwo reprezentowały Bring Heavy Rock To The Land, A Thousand Cuts, I Came To Rock i cover Masterplanu Time To Be King. Były jednak i dwie rzeczy z Duke (Blacksong i We Brought The Angels Down) oraz najstarszy tego wieczoru, pochodzący już z klasycznego WorldchangerTangur Knivur. Wszyscy, którzy znają te kompozycje wiedzą, że tym razem Jorn jeńców nie brał i nie bawił się w jakieś tam balladowanie. Było mocno, ostro i do przodu. Jednym słowem – prawdziwe hard’n’heavy. Pewnie że trochę szkoda. Artysta z takim bagażem płyt i udziałem w niezliczonych projektach zawsze będzie wywoływał niedosyt u fana spragnionego jakiegoś wymarzonego numeru. Sam posłuchałbym w koncertowej wersji niezwykłego Crying nagranego swego czasu przez artystę z Beyond Twilight, czy czegoś z albumów niezapomnianego Ark. Cóż, to Jornowa piaskownica i jego zabawki. Szkoda jednak, że nie wybrzmiała choćby jedna z dwóch świetnych ballad pomieszczonych na ostatnim krążku (The World I See i Black Morning), tym bardziej, że to trasa promująca ów album. Ale i tak było magicznie. Zebrani bawili się równie dobrze, jak muzycy, z których twarzy nie znikał uśmiech. Kapitalnego występu dopełniły obowiązkowe solowe popisy (schowanego za perkusją Willy’ego Bendiksena oraz gitarzysty Tronda Holtera) oraz świetne zwieńczenie w postaci zagranego na drugi bis War Of The World, w którym publika tradycyjnie już robiła wokalne tło dla wyśpiewującego kolejne wersy Lande. Bez żadnych ustawek i kłaniania się na środku sceny zeszli z niej po 90 minutach. Jakaś olewka? Ależ skąd! Po paru chwilach sam Jorn był już wśrod fanów do bólu podpisując płyty i ustawiając się do fotek.

Przed Jornem czas zagospodarowała nasza rodzima – niedawno zrodzona – supergrupa Hellectricity z muzykami Corruption, Lostbone, Hedfirst i Carnal na pokładzie. Zagrali muzę z nieco innej bajki, z dużym jajem i wykopem, jednak - należnej tym dźwiękom i zaangażowaniu muzyków - szaleńczej interakcji nie było. Trochę cieplej przyjęci zostali ziomkowie Jorna z Norwegii -  Teodor Tuff. Ich dźwięki bliższe stylistycznie gwieździe wieczoru podobały się zebranym, choć frontman Terje Harøy nie miał najlepszego dnia (a może tylko na tle Jorna oceniam go zbyt krytycznie). Muzycy zdominowali swój set numerami z drugiego krążka Soliloquy zaczynając Godagar i gdzieś pod koniec grając promujący to wydawnictwo Tower Of Power.

 

Zdjęcia:

Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Jorn, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Hellectricity, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Hellectricity, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Hellectricity, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Teodor Tuff, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Teodor Tuff, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Teodor Tuff, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Teodor Tuff, Warszawa, Progresja, 26.11.2012 Teodor Tuff, Warszawa, Progresja, 26.11.2012
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.