ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 15.11 - Gniezno
- 16.11 - Kłodawa Gorzowska
- 17.11 - Zielona Góra
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 15.11 - Szczecin
- 16.11 - Grudziądz
- 17.11 - Łódź
- 20.11 - Wrocław
- 21.11 - Siemianowice Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 16.11 - Piekary Śląskie
- 16.11 - Bydgoszcz
- 17.11 - Kraków
- 19.11 - Kraków
- 20.11 - Warszawa
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
 

koncerty

18.11.2012

KATATONIA, ALCEST, JUNIUS, Warszawa, Progresja, 17.11.2012

KATATONIA, ALCEST, JUNIUS, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Szwedzka Katatonia ma u nas już niemalże kultowy status. Obserwując podczas koncertu ich fanów miałem wrażenie, że wielu z nich to już prawdziwi wyznawcy Jonasa Renkse i spółki.

Nie dziwił mnie zatem, zupełnie zapchany samochodami parking, gdy lekko spóźniony (ach te korki!) zajeżdżałem pod klub. Mimo że w tym roku artyści już po raz drugi gościli w naszym kraju (podczas wakacji odwiedzili Seven Festival w Węgorzewie), Progresja wypełniona była niemal po brzegi. Tym razem przybyli promować swój tegoroczny album Dead End Kings i od niego rozpoczęli punktualnie pół godziny przed 22. 

Otwierający album The Parting okazał się świetnym openerem. Jego struktura (najpierw pojawia się wokal, dopiero później mocarna ściana gitar) wytworzyła dosyć niecodzienną dramaturgię koncertu. Najpierw bowiem na scenie pojawił się ten, który przy aplauzie publiczności powinien pojawić się na niej jako ostatni. Zatem wraz z wejściem Renkse mieliśmy ekstatyczny wrzask już na samy starcie. Gdy odpaliły gitary Nystroma i Erikssona oraz mocarna sekcja rytmiczna Sandin – Liljekvist (wywracająca żołądki zebranych do góry nogami), wiadomo było, że tego wieczoru kapela jeńców brać nie będzie.

Kolejny, zagrany również z zębem Buildings, zaczął siać w mojej głowie myśli o tym, iż być może moja ocena najnowszego dokonania Szwedów („tylko” dobry album) była… zbyt krytyczna. Z niego muzycy odegrali jeszcze tego wieczoru The Racing Heart,  Lethean i Dead Letters, który wybrzmiał jako pierwszy bis. Wróćmy jednak do samego początku. Bo już po paru kawałkach, niezbyt wylewny i jak zwykle skrywający twarz w gąszczu długich włosów, Renkse rzucił, że choć są już w trasie dwa tygodnie, tak znakomitej publiki jeszcze nie mieli. Ta szalała, a oni… pędzili dalej, nie robiąc zbędnych przerw i strzelając kolejnymi kompozycjami z szybkością karabinu maszynowego. Teargas, Strained, The Longest Year, Soil's Song, Omerta, Sweet Nurse, czy Deadhouse wynikały niemalże jedna z drugiej (no… przed Omertą znalazła się zabawna zapowiedź gitarzysty z pytaniem o to, czy lubimy szwedzki balet?). Chwila wytchnienia pojawiła się przed Ghost Of The Sun poprzedzonym klimatycznym intro. Zaraz po nim wybrzmiał obowiązkowy July oraz potężnie zainaugurowany Day And Then The Shade ze znakomitego Night Is The New Day (z niego usłyszeliśmy jeszcze wspomniany The Longest Year i Forsaker zagrany na drugi bis). Podstawowy set, w którym nie zabrakło – a jakże – wykrzyczanego przez fanów My Twin, zakończyli ledwie po godzinie i piętnastu minutach. Skandowaniu nazwy i rytmicznemu klaskaniu nie było końca. Po chwili zatem muzycy wyszli a Nystrom zapytał tylko, czy chcemy więcej muzyki Katatonii? Chcieliśmy. Dołożyli zatem jej jeszcze kwadrans kończąc Leaders i pozostawiając niektórych w lekkim szoku. Znakomity gig, po którym trudno w zasadzie coś dodać. No bo to że są królami pięknego i przy okazji potężnego metalu, to już wszyscy wiedzą.

Przed gwiazdą wieczoru pojawili się amerykański Junius i francuski Alcest. Występ pierwszego obejrzałem tylko w połowie, lekko podminowany wspomnieniem irytujących warszawskich korków. A szkoda, bo ich niewolne od postrockowych patentów dźwięki wypadły na koncercie przekonująco i docenione zostały przez warszawską publiczność. Jeszcze cieplej nagrodziła ona występ  Neige i jego Alcest. Ich atmosferyczno – nostalgiczne kompozycje, lekko okraszone postrockowymi, gotyckimi i blackmetalowymi naleciałościami chwytały za serducho. Zebranych nakręcił szczególnie zagrany jako przedostatni, mający w sobie sporo przebojowości, Percées de lumière. To dzięki niemu trudno było muzykom zejść ze sceny i gdyby nie fakt, że występowali w sobotę w roli supportu, pewnie zagraliby bis.

 

Zdjęcia:

Katatonia, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Katatonia, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Katatonia, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Katatonia, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Katatonia, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Katatonia, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Junius, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Junius, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Alcest, Warszawa, Progresja, 17.11.2012 Alcest, Warszawa, Progresja, 17.11.2012
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.