ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

16.11.2012

MONO, Warszawa, BASEN, 13.11.2012

W głowie wciąż drżą ściany dźwięków, w uszach dźwięczą kołysanki dla zwichrzonych umysłów, a na usta cisną się słowa: domo arigato Mono, domo arigato.

Koncerty zespołów z najdalszych krańców świata odbywające się na naszym, rodzimym podwórku, powoli przestają być rzadkością. Do kraju nad Wisłą coraz częściej przyjeżdżają rozmaite muzyczne twory z Australii (sleepmakeswaves), Nowej Zelandii (Jakob), Japonii (Mono), Izraela (Orphaned Land), z pospolitych już Stanów Zjednoczonych Ameryki, czy krajów europejskich, które w tej wyliczance geograficznych odległości należałoby zaliczyć do kategorii rzutu beretem z antenką. Częstotliwość wspomnianych wizyt wzrasta, nie znaczy to jednak, że tego typu wydarzenia powszednieją. Większość z nich nadal można, a może nawet trzeba, traktować jak podniosłą uroczystość. Tak jest w przypadku japońskiego Mono.

Twórczość kwartetu z Kraju Kwitnącej Wiśni bez wahania i to dość regularnie podpisuję mianem sztuki wyższej. Jest to muzyka pełna emocji, specyficznego klimatu, malowniczych, dźwiękowych pejzaży i ogromnych przestrzeni, przesiąknięta podniosłymi, często drżącymi nutami. Samych muzyków należy zaś traktować jako fenomenalnym instrumentalistów i świetnych bajarzy, którzy snują kołysankowe opowieści dla zwichrzonych umysłów.
 
W pamięci jeszcze nie przebrzmiały echa zeszłorocznego, krakowskiego koncertu tej formacji. Wtedy nie miałem wątpliwości, że na moich oczach dzieje się coś wyjątkowego, coś co trudno opisać, a jeszcze trudniej uchwycić. Był to koncert, który dla kolejnych, muzycznych wydarzeń stał się bardzo wysoko zawieszoną poprzeczką. W związku z tym kolejna płyta Mono i idąca z nią w parze trasa koncertowa rozbudziły we mnie ogromne oczekiwania. Powietrze z powoli pęczniejącego balonu koncertowych domysłów było skutecznie upuszczane przez informacje płynące z frontu. Zmieniło się miejsce koncertu, a płyta For My Parents, choć zawierająca świetny materiał, to wydawała się mniej pasująca do koncertowych realiów niż Hymn To The Immortal Wind. Na szczęście wszelkie obawy okazały się nieuzasadnione.
 
Klub Basen nie tylko sprostał organizacyjnie, ale pod wieloma względami przewyższył pierwotnie planowane miejsce koncertu. Przede wszystkim na plus należy zaliczyć nagłośnienie – to było bardziej niż zadowalające. Muzyka Mono ma to do siebie, że tworzy specyficzne, rozmyte tło, na którym odcinają się dźwięki gitar, oszczędne klawisze i cymbałki czy niesamowita praca perkusisty. Kontrast wyrazistości poszczególnych środków jest niezwykle ważny dla odbioru całości. Efekt został osiągnięty, co potwierdzić mogą przesyłane do mózgu z każdej komórki ciała z prędkością stu dwudziestu metrów na sekundę  intensywne przeżycia, włosy agresywnie zjeżone na całym ciele i kosmiczne obrazy wyświetlane pod przymkniętymi oczami. Pozytywnie zaskoczyła mnie również frekwencja, która okazała się nad wyraz wysoka. Na szczęście pojemność Basenu okazała się na tyle duża, że zagęszczenie nie ograniczało przyjemności czerpanej z muzyki.
 
Materiał z For My Parents chociaż zdecydowanie mniej pompatyczny niż ten z Hymn To The Immortal Wind, bardziej wygładzony, melancholijny, wyciszony, to jednak dobrze sprawdza się na żywo. Oprócz utworów pochodzących z najnowszego krążka pojawiły się dobrze znane pozycje ze starszych płyt takie jak Moonlight (You Are There), Sabbath (One Step More And You Die), czy Ashes In The Snow i Everlasting Light (Hymn To The Immortal Wind). Wszystkie kompozycje odtworzono w perfekcyjnej formie, której w tle wcale nie brakowało orkiestry znanej z dwóch ostatnich wydawnictw. Mogło natomiast zabraknąć kontaktu zespołu z publicznością. Jednak warto podkreślić, że jest to jedna z charakterystycznych cech tej japońskiej formacji. Muzycy Mono do minimum ograniczyli pozamuzyczne formy interakcji z publicznością. Nie wynika to z braku szacunku czy zainteresowania ludźmi zgromadzonymi w tłumie. Wręcz przeciwnie! Wychodzą z założenia, że to sztuka ma przemawiać i to na sztuce skupiać ma się cała uwaga odbiorców. Żyjąc w kulturze, która kultywuje nieco inne zachowania, warto uważać, żeby nie pomylić tego oddania twórczości z brakiem szacunku dla słuchacza, bo w tym przypadku byłaby to ogromna zbrodnia.
 
W głowie wciąż drżą ściany dźwięków, w uszach dźwięczą kołysanki dla zwichrzonych umysłów, a na usta cisną się słowa: domo arigato Mono, domo arigato. 
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.