ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

22.10.2012

SOPHISCAPES: The Flower Kings, Half Light, Kraków, Studio, 21.10.2012

SOPHISCAPES: The Flower Kings, Half Light, Kraków, Studio, 21.10.2012
Trzecia wizyta Szwedów w Polsce uświetniła pierwszą edycję festiwalu Sophiscapes – Muzyka - Plastyka – Słowo – nowego zjawiska na kulturalnej mapie Polski.

Wystawy prac, wykłady i koncerty – oto co królowało w miniony weekend w krakowskim klubie Studio. Muzycznymi gwiazdami imprezy były zespoły z kręgu szeroko rozumianego artrocka – w sobotę nasz rodzimy Quidam, w niedzielę szwedzka formacja The Flower Kings, która sympatycznie zamknęła całe przedsięwzięcie.

Zanim jednak Skandynawowie wyszli na scenę, opanowali ją torunianie z Half Ligt, którzy dzień wcześniej zostali laureatami festiwalowego konkursu. Po tym co zaprezentowali w niedzielę, trzeba przyznać że całkiem zasłużenie, bowiem muzyka jaką się parają nie jest czymś standardowym na polskiej scenie. Już sam skład zaskakuje ascetyzmem, a co za tym idzie oryginalnością. Kapelę tworzy bowiem tylko trzech muzyków – wokalista, gitarzysta i klawiszowiec. Nie uświadczymy zatem w Half Light tradycyjnie pojmowanej sekcji rytmicznej. Nietrudno się domyślić, że w ich muzyce dominuje elektronika i wyrazisty bit połączone jednak zgrabnie z gitarowymi aranżami, przyjemnym klimatem, dobrą melodią i wokalem Krzysztofa Janiszewskiego. Barwa jego głosu oraz sposób artykulacji chwilami przywołują dokonania Marca Almonda. Nieprzypadkowo też zresztą w ich ocierającej się o synthpop muzyce znajdziemy odniesienia do lat osiemdziesiątych. Artyści wystąpili w przededniu premiery swojej trzeciej płyty Black Velvet Dress i na promocję tegoż materiału postawili. Były zatem, między innymi, zainspirowany Gorzkimi godami Polańskiego, Bitter Paris, czy Confused, ale także pochodzący z debiutanckiego krążka Night In The Mirror numer Take My Hand. Artyści mają też na swoim koncie krążek Nowe orientacje – hołd dla również toruńskiej Republiki. I kawałkiem z niej – swoją oryginalną wersją Halucynacji – zakończyli trwający niespełna trzy kwadranse występ. Bardzo udany zresztą, gorąco nagrodzony przez zebranych długimi brawami.

A potem już do końca wieczoru królował na scenie kolor pomarańczowy. Mnóstwo takowych balonów, porozwieszane to tu, to tam pomarańczowe szale i apaszki oraz stosowne światła, które kierowane na muzyków pozostawiały zebranych w przekonaniu, że ci również założyli pomarańczowe wdzianka (choć tak faktycznie nie było; z formuły wyłamał się perkusista Felix Lehrmann, ubierając się w czarny T-shirt, którego koloru żadne światła nie były w stanie zmienić). Dominujący orange nawiązywał naturalnie do kolorystyki ostatniego albumu Banks Of Eden, który Szwedzi przyjechali do nas promować.

No i promowali. Z pięciu pomieszczonych na nim kompozycji tego wieczoru wybrzmiały trzy. Już na sam początek koncertu odpalili suitę Numbers – naprawdę entuzjastycznie przyjętą i nawet podśpiewywaną przez niektórych. Zaraz po niej pojawił się niezwykle udany For The Love Of Gold, a na koniec podstawowego zestawu artyści dołożyli piękny, zwieńczony patetycznym solo Stolta, Rising The Imperial. Koncertowe wersje tych kompozycji utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że Szwedom wyszedł jeden z najlepszych albumów w całej dyskografii (kto wie, czy po latach nie zyska on jeszcze miana najlepszego w całej ich historii?). Zrezygnowali z przesadnego quasi-jazzowego kombinowania i postawili na prostotę (wiem, że w ich przypadku ten wyraz ma nieco inne znaczenie) oraz melodyjną przebojowość. Zresztą dobór pozostałych numerów do koncertowej setlisty też szedł w tym kierunku. Wybrzmiał zatem najpiękniejszy i najbardziej znany fragment suity Stardust We Are, melodyjny Last Minute On Earth (fakt, że w nieco przekombinowanej wersji, do tego połączony z In The Eyes Of The World) z The Rainmaker, czy The Truth Will Set You Free z Unfold The Future. Na bis pojawił się zwięzły i rockowy Paradox Hotel oraz dostojny i przejmujący I Am The Sun, w sam raz dla miłośników wzniosłej, progresywnej formy, idealnie nadający się do patetycznego zakończenia koncertu.

Warto wspomnieć o zaprezentowanych zaraz po dwóch pierwszych numerach solowych popisach perkusyjnych, basowych i klawiszowych. Szczególnie ten pierwszy wzbudził spore emocje i pokazał, że niepozorny i lekko misiowaty, z czapeczką z podniesionym daszkiem, nowy nabytek „Flowersów”, to kawał profesjonalnego bębniarza. Jakichś innych większych „ekscesów scenicznych” nie było. Najwięcej energii miał w sobie Hasse Fröberg przyjmujący co rusz ekwilibrystyczne pozycje ze swoją gitarą i przeżywający gestami wyśpiewywane teksty. Główny mag – Roine Stolt - oprócz tradycyjnie ekscentrycznych spodni, wielkim entuzjazmem nie zaskakiwał, sprawiając momentami wrażenie lekko zmęczonego. Grzecznie jednak dziękował zebranej całkiem licznie publiczności (warto dodać, że tym razem w sali krakowskiego Studio ustawiono krzesła i wyłączono znajdujące się z tyłu trybuny oraz balkony), która występ przyjęła naprawdę gorąco. Udanego wieczoru dopełniły bardzo dobre nagłośnienie i to co prawdziwi fani kochają najbardziej – pokoncertowe autografy, zdjęcia i pogaduchy…

 

Zdjęcia:

The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 The Flower Kings, Kraków, Studio, 21.10.2012 Half Light, Kraków, Studio, 21.10.2012 Half Light, Kraków, Studio, 21.10.2012 Half Light, Kraków, Studio, 21.10.2012
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.