Usłyszeliśmy większość nagrań z kanonicznego albumu Believe It drugiego wcielenia The New Tony Williams Lifetime. (Grupa o charakterze jazz fusion, która nagrała dwa krążki – wspomniany Believe It (1975) oraz Million Dollar Legs (1976) – w składzie Tony Williams, Allan Holdsworth, Allan Pasqua i Tony Newton). Na początek pojawił się „Fred”, w środku rozbłysła czerwona lampka z napisem „Red Alert” (popisowe wykonanie), a zanim „kurtyna” opadła zabrzmiał „Proto-Cosmos”. Podobnie jak Williams, Donati – poza własnymi precyzyjnie odmierzonymi solami – nie ograniczał się do zwykłego akompaniamentu i rytmizował popisy pozostałej dwójki muzyków (np. „Fred”, „Red Alert”), co ożywiało zapomnianą, ale jeszcze nie do końca skamieniałą muzykę fusion. Przy okazji Believe It Williamsa – nieosiągalna na rynku przez bardzo długi czas, wznowiona przez Sony Music Entertainment w 2004 roku – miała chyba kolejną udaną reklamę na żywo. Przybyli do ChCK-u miłośnicy jazzu i rocka mieli okazję przekonać się na własnej skórze, którą nieraz musiał przeszywać dreszcz wielkich emocji, jak niezwykle wirtuozerska i melodyjna potrafi być muzyka niezapomnianego kwartetu Williamsa. Wreszcie można było odłożyć na półkę płytę DVD z zapisem wyśmienitego koncertu zagranego w hołdzie wybitnemu czarnoskóremu pałkarzowi (stąd wziął się też pomysł Holdswortha, Pasqua, Haslipa i Wackermana na wydanie płyty nakładem MoonJune Blues For Tony w 2009 roku) w klubie Yoshi w Oakland na rzecz wyjścia naprzeciw żywej legendzie gitary Allanowi Holdsworthowi i posłuchać w końcu jak niepowtarzalnie brzmi jego gra, rozpoznawalna od pierwszej nuty.
Fani ambient-jazzu też mieli swoje pięć minut uciechy, bowiem Allan zgotował dla nich specjalny muzyczny kąsek w postaci eterycznie brzmiącego preludium do „Pud Wud”. Anthony Crawford również dał kapitalny popis wirtuozerskich umiejętności. Jego gra opierała się nie tylko, jak w przypadku Marcusa Millera, na szturchaniu kciukiem strun gitary basowej, lecz też na tradycyjnie pojętym fumblingu z odpowiednim wyczuciem feelingu. Ponieważ w programie nie przewidziano sekcji dętej, można by w tym miejscu wszystkich nieobecnych wielbicieli gatunku jazz fusion zwymyślać od najgorszych trąb. W końcu Chorzów to nie Oakland w Kalifornii, gdzie zapewne nieraz oglądano na scenie Allana Holdswortha ze swoją bezgłową gitarą (headless guitar). Taka sytuacja może się już nie nadarzyć, drodzy nieobecni, a mocno zakochani w jazzie.