Faith No More z miejsca zaczęło taką wiązanką, że chyba tylko ochroniarze nie wpadli w szał. Najpierw Patton podniośle zaśpiewał klasyk Toma Jonesa "Delilah", zaraz potem wykonany został kolejny klasyczny szlagier, już autorstwa zespołu, "Midlife Crisis". Muzycy dali publiczności wykrzyczeć jeden refren, po którym Mike podśpiewywał znany wszystkim motyw z "Trololo" Eduarda Khila. Zresztą cały czas zespół udowadniał, że to on jest dla fanów, a nie odwrotnie. Nie odpuszczał ani na chwilę. Patton mimo ciągłego chodzenia, skakania i tańczenia na scenie, od początku do końca brzmiał rewelacyjnie. Największe owacje od swoich polskich fanów otrzymał, kiedy w "Evidence" zmierzył się z naszą ojczystą mową. Wyszło, jak wyszło – brzmiało to jak połączenie włoskiego i węgierskiego, ale kiedy zapytał "Okay, Polska, Okay?", nikt nie śmiał twierdzić, że nie jest okay. Zespół zaczarował jeszcze w "Easy", przywalił w "Ashes to Ashes", a na bis zagrał swój kolejny hicior "Epic", który faktycznie był epickim zakończeniem tego koncertu. Szkoda było wracać na poznański dworzec, ale zespół przygotował kolejną niespodziankę. Nikt już nie liczył na więcej, z głośników leciała puszczona muzyka, światło zgasło, techniczni chodzili po scenie. Ruszyliśmy z dziewczyną ku wyjściu, jak mnóstwo innych fanów. Będąc już przy bramkach, słyszę jakieś ciche oklaski. "Niemożliwe" – pomyślałem i odwróciłem się, a na telebimie zobaczyłem członków zespołu. Mnóstwo ludzi nagle odwróciło się i ruszyło pod scenę, a chłopaki zagrali jeszcze cover Burta Bacharach'a "This Guy's in Love with You" i "Thy Do You Bother" z wplecionym fragmentem kawałka Jay‘a-Z i Kanye‘a Westa. Wszyscy wracali z koncertu z uśmiechami i zachwyconymi minami.
Faith No More to już legenda. Cieszy fakt, że zespół powrócił i znów koncertuje. Liczę na jakiś nowy materiał w przyszłości i kolejny tak cudowny koncert w kraju nad Wisłą. Kto na koncercie zespołu nigdy nie był – polecam gorąco, by w następnym razem się wybrał.
Przed zespołem Mike'a Pattona jako support zagrały zespoły Muchy i Snowman. Muszę jednak przyznać, że celowo wybrałem późniejszy pociąg, by zdążyć jedynie na gwiazdę wieczoru. Z tego, co widziałem, wiele osób tak zrobiło. Umówmy się, że rozgrzewać publikę przed takimi grupami, jak Faith No More, powinny zespoły nieco ciekawsze...