Bolków zasnuły ciemne deszczowe chmury a ulice zamieniły się w rwące rzeki

Za nami kolejna edycja największego polskiego festiwalu gotyckiego. Edycja na którą jechałem z niepewnością, czy w ogóle się odbędzie,  otrzymując z różnych źródeł nie napawające optymizmem wieści - pogoda  spłatała bowiem figla i Bolków zasnuły ciemne deszczowe chmury a ulice  zamieniły się w rwące rzeki.

Po dojechaniu na miejsce w piątek udałem się na zamek celem zbadania  terenu - okazało się, że nic nie wskazuje na to by miały się odbyć tego  dnia jakiekolwiek koncerty. Niesforny wiatr nie pozwolił technikom  rozstawić sceny, organizatorzy chcąc unikną wypadku sprzed dwóch lat,  kiedy ustawioną dzień wcześniej scenę w nocy zwiała i roztrzaskała u  mury zamku wichura, odwołali koncerty. Szczególnie szkoda mi było koncertu Closterkeller, liczyłem na  premierowe utwory z nagrywanej właśnie płyty. Na szczęście jeden z zespołów nie poddał się i w ciasnych  pomieszczeniach klubu Hacjenda The Cuts zagrali jedyny tego dnia  festiwalowy koncert.
 
Jednogłośnie zostali uznani bohaterami - uratowali pierwszy dzień festiwalu. Drugi dzień przywitał słońcem, więc na ulicach pojawili się fani szeroko  pojętego gotyku - od snujących sie w długich, najczęściej czarnych  sukniach panien poprzez skórzane uniformy po ciuszki z lacku i latexu,  czasem bardziej kojarzące się z "dziwnymi" filmami niż z codziennym ubiorem. Na szczęście mieszkańcy Bolkowa są już oswojeni z taką niekonwencjonalną  publicznością i myślę że nawet gdyby znalazł się jakiś lokalny Ryszard  Nowak, to mieszkańcy bardzo szybko pogoniliby go z miasteczka. W końcu  nie zabija się kury znoszącej złote jajka, nawet jeśli są pomalowane na  czarno.
 
Mieszkańcy z radością witają gości, zapewniając miejsca do spania i coś do jedzenia, senne miasteczko na kilka dni w roku rozkwita pełnią  barw.Organizatorzy walczą też z malowaniem całego gotyku na czarno,  unikają nazywania festiwalu gotyckim, oficjalnie mówią o nim independent. Widać to po zespołach, które w tej edycji festiwalu mają z czystym  gotykiem niewiele wspólnego, łączy ich to, że nie grają na stadionach a o ich koncertach nie dowiemy się z największych mediów muzycznych preferujących prostą muzykę pop czy rock. Mimo to ściągają dużą rzeszę fanów, często również z zagranicy.
 
Oczywiście na festiwalu funkcjonowały stoiska gdzie można było zakupić coś dla gotyckiego ciała (ubiory, ozdoby) jak i dla duszy (muzyka),  szczególnie mnie ucieszył zapis ubiegłorocznego koncertu Clan of Xymox. 
Zapraszam do obejrzenia fotoreportażu z festiwalu.
 
Więcej zdjęć i reportaży: virek.pl